Od oszałamiającego sukcesu w Nowym Jorku, poprzez trudny okres walki o czytelnika, aż po redagowanie własnego magazynu "Chronicles of Culture".
Amerykańska biografia Leopolda Tyrmanda dokumentuje zarówno publiczną działalności pisarza, jak i jego bogate życie prywatne.
Książkę wzbogacają dodatkowo liczne relacje przyjaciół i znajomych, bogaty wybór ilustracji oraz fragmenty nieznanych dotąd polskiemu czytelnikowi tekstów Tyrmanda, z których wyłania się klarowny obraz jego poglądów na Amerykę końca lat sześćdziesiątych. Spostrzeżenia pisarza zaskakują aktualnością i trafnością w odniesieniu do polskiej sytuacji polityczno-społecznej i kulturowej końca XX i początku XXI wieku.
Leopold Tyrmand (1920-1985) przypłynął do Ameryki w styczniu 1966 roku i mieszkał tam do śmierci.
Autorzy, podróżując po Stanach śladami Tyrmanda, wykonali wielką pracę, docierając do dokumentów, publikacji i najważniejszych osób, z którymi Tyrmand zetknął się zawodowo i prywatnie.
Powstał dokument ukazujący Tyrmanda z wielu perspektyw - jako dziennikarza, pisarza, osobę zaangażowaną w działalność publiczną, ale także jako męża, ojca, przyjaciela, admiratora życia - i z wielu punktów widzenia, a tak barwna osobowość musiała budzić przecież niejednoznaczne reakcje i oceny.
Na koniec autorzy oddają głos samemu pisarzowi, prezentując jego teksty pisane w Ameryce. Wszystko to stanowi nieocenione dopełnienie obrazu Tyrmanda, obrazu ukształtowanego jeszcze przed jego wyjazdem z Polski.
Fragment książki:
Propagując jazz i ubierając się według światowej mody, otwarcie hołduje zachodniej kulturze. Wyłamuje się z obowiązującego stylu życia i bycia, irytuje władze PRL i tak zwane środowisko. Bezkompromisowa i ostentacyjnie lekceważąca komunizm postawa spotyka się z protekcjonalną ironią. Przylegają do niego etykietki: bon vivant, dandys, baron kurlandzki. Ceną za tę postawę jest brak pracy i w konsekwencji bieda. Przez sześć lat pisarz mieszka w pokoiku cztery metry na dwa, żywi się chlebem i herbatą, dręcząc sumienia dobrze sytuowanych kolegów. Staje się symbolem sprzeciwu. Jest obiektem podziwu i pogardy, zawiści i admiracji - tą ostatnią darzą go raczej kobiety. Nieliczni wiedzą, że w najtrudniejszym dla niego czasie, przez pierwsze trzy miesiące 1954 roku, pisze dziennik. Nie myśli wówczas o jego publikacji. Po latach powie: "to jest dzienniczek manifestacji indywidualnej walki skazanej w gruncie rzeczy na zagładę".
Opublikowany w 1980 roku "Dziennik 1954" zostaje przyjęty entuzjastycznie. Do dzisiaj książka ta jest najlepszą ilustracją codzienności lat pięćdziesiątych w Polsce. Opinię tę potwierdza Roman Zimand:
"Pewna okoliczność, całkowicie w stosunku do tekstu zewnętrzna, sprawia, że książka, o której tu mówimy, zajmować będzie w literaturze dokumentu osobistego - listy, dzienniki, wspomnienia - pozycję szczególną. 'Dziennik' Tyrmanda jest mianowicie pierwszą opublikowaną próbą opisu socjalizmu rzeczywistego, ściśle czasów bierutowskich, stworzoną przez człowieka, który miał do systemu stosunek jednoznacznie negatywny."
Zbigniew Herbert uważa, że "Dziennik 1954" jest prawdziwym świadectwem swego czasu:
"Brak mi wiedzy o tamtym świecie, uzyskanej od współautorów zbrodni, która się dokonała na kulturze. Nie otrzymałem od nich odpowiedzi. Jedyne świadectwo, jedyny sposób pisania o tym, znalazł Leopold Tyrmand w swoim Dzienniku'."
W 1956 roku ukazuje się pierwsza powieść Tyrmanda - "Zły". Cały nakład i kolejne wznowienia rozchodzą się błyskawicznie. Popularność powieści nie chroni jej przed krytyką. Oficjalnie lansuje się tezę, iż "Zły" to tylko sprawnie napisane czytadło. W rozmowie z Mariuszem Ziomeckim w 1980 roku Tyrmand się żali: "Najpierw mnie redukowano do wymiarów faceta, [...] którego specjalnością są ciuchy [...]. Potem zaczęło się lekceważenie 'Złego', że to tania sensacyjka, że kryminałek".
Takie odczytanie "Złego" nie jest jednak regułą. Tadeusz Konwicki wyznaje:
"Sięgnąłem po egzemplarz zaczytany już do ostatka i nie wypuściłem go z ręki przez dzień i noc, póki nie skończyłem lektury. Co tu kryć, padłem do tyłu z zachwytu. Zobaczyłem tużpowojenną Warszawę ze wszystkimi osobliwościami miasta zmartwychwstającego, poznałem z bliska to dziwne społeczeństwo, co obsiadło ruiny i próbowało wykrzesać z nich iskierki życia, utożsamiłem się z tym odwiecznym etosem bohatera ludowego, który wymierza sprawiedliwość w niesprawiedliwym świecie. Spodobały mi się i szczególny dar narracji, i poczucie humoru, i owa znana mi skądś stylistyka".
Następna powieść - "Filip" - ukazuje się, ocenzurowana, w roku 1961. Jej wydanie jest efektem szczęśliwego zbiegu okoliczności - rywalizacji urzędników odpowiedzialnych za podejmowanie decyzji o nowych publikacjach. Nakład dziesięciu tysięcy egzemplarzy czytelnicy wykupują w ciągu kilku dni.
Jak mówi Tyrmand: " 'Filip' jest opowieścią autobiograficzną, to jest wszystko bardzo dokładnie opisane, tak jak było. Ja uważam 'Filipa' za swoją najlepszą powieść". Autor nie jest w tej opinii odosobniony.
"Za najlepszą powieść Tyrmanda uchodzi 'Filip' " - pisze Piotr Wierzbicki. "Ta autobiograficzna okupacyjna opowieść o polskim kelnerze zadekowanym w Niemczech w luksusowym hotelu, wejdzie do literatury z powodu, który może się komuś wydać śmiesznym: po sławnej serii opisów żarcia jest to pierwsza w języku polskim monografia podawania do stołu."
Źródło: informacja nadesłana
- Katarzyna I. Kwiatkowska, Maciej Gawęcki
"Tyrmand i Ameryka"
seria: Pisarze
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk, wrzesień 2011 - wydanie 2
163 × 225, 300 ss., twarda oprawa
ISBN 978-83-7453-675-2