W małym miasteczku na Warmii zostaje odnalezione ciało zamordowanej młodej kobiety. Kim była? Skąd wzięła się w prowincjonalnej miejscowości? Dlaczego jej ciało umieszczono w łodzi wędkarskiej? Kto i jak ja zabił?
Odpowiedzi na wszystkie te pytania szuka podkomisarz Iza Dereń (Jowita Budnik), trzydziestoparoletnia policjantka z Iławca. Jest w zaawansowanej ciąży, a jej zawodowy partner a zarazem ojciec jej dziecka właśnie zaginął. Żeby ułatwić pracę pani podkomisarz, przełożeni przydzielają jej więc nowego partnera (Sebastian Fabijański) - młodego aspiranta o zawadiackim spojrzeniu. Ta dwójka wspólnie musi rozwiązać sprawę tajemniczego morderstwa, które z dnia na dzień wydaje się coraz bardziej tajemnicze.
W swym debiutanckim filmie Michał Otłowski wkracza w przestrzeń, którą polskie kino od lat zaniedbuje. "Jeziorak" to mroczny kryminał utrzymany w duchu popularnych skandynawskich powieści - z wciągającą intrygą, interesującymi bohaterami i siecią tajemnic, które łączą się ze sobą. Opowieść o policjantce i jej młodym pomocniku jako żywo przypomina serialowe "The Killing". Także tutaj dwójka policjantów stawia czoła biurokracji, naciskom przełożonych i niejasnym interesom miejscowych notabli ze styku biznesu i polityki. Jeśli dorzucimy do tego posiadłość na uboczu i mroczną tajemnicę z przeszłości, otrzymamy też inny trop - wiodący w stronę trylogii "Millenium" Stiega Larssona.
Otłowski chętnie mnoży tajemnice i gmatwa filmową intrygę, wyprawiając swą bohaterkę w podróż do przeszłości . Prowadzona przez Izę Dereń sprawa zamordowanej dziewczyny ze Wschodu pociąga za sobą lawinę odkryć dotyczących rodzinnych relacji samej policjantki. W tym momencie film Otłowskiego nieco zawodzi. Choć reżyser zgrabnie korzysta z gotowych narracyjnych schematów i umiejętnie buduje atmosferę zagrożenia i tajemnicy, rysunek psychologiczny postaci pozostawia wiele do życzenia.
Bohaterowie "Jezioraka" nie ciągną ze sobą żadnego bagażu doświadczeń, ani też nie mają żadnych cech charakterystycznych. O młodym aspirancie granym przez Sebastiana Fijałkowskiego nie wiemy niczego poza tym, że na świat spogląda spode łba i dobrze się czuje w męskim świecie komisariatu, gdzie opowiada się szowinistyczne dowcipy i załatwia szemrane interesy.
Także o podkomisarz Dereń wiemy stosunkowo niewiele, a prawdę o niej poznajemy dopiero wraz z biegiem zdarzeń. Problem w tym, że także ona wydaje się postacią papierową. Nie jest to wina aktorki, bo Budnik robi, co może, by tchnąć prawdę w swoja postać, ale ta ostatnia już w scenariuszu została pozbawiona psychologicznej głębi. Podkomisarz Dereń sprawia wrażenie człowieka-robota. Nawet największe emocjonalne uniesienia, których doświadcza, mijają po paru chwilach, a policjantka szybko powraca na trop zbrodni. Gdy po latach na jaw wychodzi mroczna tajemnica jej rodziny, trauma ani na chwilę nie udziela się bohaterce. Szkoda, bo Iza Dereń okazuje się w ten sposób postacią pozbawioną życia i nieprawdziwą.