Mniej znani niż Hucułowie czy Łemkowie, Bojkowie nie zostali też tak doświadczeni przez powojenne przesiedlenia (chociaż pewna liczba Bojków zamieszkująca przed wojną II RP została po wojnie przesiedlona na Ukrainę). Ale to właśnie dlatego zamieszkujący Karpaty Wschodnie Bojkowie stanowią dziś jedną z najbardziej archaicznych społeczności w Europie. Jan Brykczyński, który przez trzy lata fotografował ich surowe życie, 10 kilometrów za polską granicą odnalazł zastygłą przeszłość a także własne wyobrażenie o wsi idealnej.
Ostatni Mohikanie
W tekście towarzyszącym książce Brykczyńskiego ukraiński pisarz Taras Prochaśko – jak pisze, sam w połowie Bojko – mówi o nich jako o najdziwniejszym plemieniu Karpat. Podkreśla też historyczną niezdolność Bojków do stworzenia narracji o sobie (sama nazwa "Bojko" pochodzi od społeczności sąsiedzkich). Są wyraziści ale i nieuchwytni. O ich twarzach Prochaśka pisze, że są nietutjesze - ale to właśnie oni są najbardziej autochtoniczną ludnością w części Europy, która przez ostatnie stulecie zmieniała się jak mało jakie inne miejsce na świecie.
Sami o sobie mówią Werhowyńci, Rusyny lub Haliczany. To ostatnie określenie podkreśla ich poczucie przynależności do Galicji, części Cesarstwa Austro-Węgierskiego (w granicach którego przez długi czas żyli) - a z nim do Europy zachodniej. W poprzednim wieku mieli sześć razy zmienianą państwowość, chociaż nigdy nie ruszali się z miejsca.
Niejasne jest też pochodzenie Bojków – badacze najczęściej mówią, że na kształtowanie się ludu żyjącego w tej tej części Karpat wpłynęły przede wszystkim migracje Wołochów z południa, którzy zintegrowali się z osadnictwem z terenów Rusi. Faktem jest, że Bojkowie to wciąż najsłabiej zbadana etnograficznie grupa ludności. Prochaśko podkreśla, że w życiu Bojków wciąż więcej jest minionych wieków niż aktualnej mody.
"Wciąż mają tak wiele przedmiotów i gestów, których nie ma już nigdzie, wciąż jest u nich tak mało tego, co jest już wszędzie" - pisze Taras Prochaśko.
Odcięci od świata i współczesności Bojkowie zachowali wiele ze swojej oryginalnej kultury w nienaruszonym stanie.
Bojko
Wieś Karpackie, w którym zrobione zostały zdjęcia zebrane teraz w albumie "Boiko" Jana Brykczyńskiego, leży na Ukrainie, raptem 10 km od polskiej granicy i granicy Unii Europejskiej. Ale cywilizacyjnie oddalona jest przynajmniej o stulecie.
- Szukałem wsi jak najbardziej pierwotnej, niezmienionej, miałem w głowie jakiś archetypiczny obraz wsi, trochę sielankowy, jak z bajki.
W Polsce w 25 lat od transformacji i 10 lat po wejściu do Unii taką wieś - autentyczną i zakonserwowaną przez biedę - byłoby trudno znaleźć. Brykczyński zwraca uwagę, że wartościowe projekty fotograficzne z polskiej wsi – jak np. cykl "Karczeby" Adama Pańczuka (kolegi z kolektywu Sputnik) - siłą rzeczy są bardziej kreacyjne, bardziej odtwarzają to, co było. - Bohater tamtego albumu w części tekstowej opowiada o tym, co było kiedyś, o rytuałach, itp. Ja to wszystko znalazłem na miejscu, tuż przy polskiej granicy - mówi fotograf.
- Po polskiej stronie granicy autentyczna kultura została w dużym stopniu zniszczona, nasze Bieszczady są turystyczne, nic tam nie ma ze starej kultury, jest pusto, zaraz za granicą są zaś wsie, gdzie tętni tradycyjne życie: zwierzęta, uprawy, wszystko jak sto lat temu - tłumaczy autor albumu.
Fotograf zwraca też uwagę na pewną nieoczywistą wartość swojego projektu. - Pokazuje on, co myśmy stracili, po tym jak kultura łemkowska w Polsce została zniszczona, a oni przesiedleni w najodleglejsze rejony kraju - zauważa fotograf.
Jak w średniowieczu
O tym, że Bojkowie zachowali wiele z tradycyjnej kultury przodków ("Oni wciąż żyją w świecie magicznym, w którym wydarzenia tłumaczy się nie przyczynowo-skutkowo lecz rzucanymi urokami czy zaklęciami" - mówi Brykczyński) świadczy też ich stosunek do fotografii. Jeden z portretów w albumie przedstawia Halinę Grzybek w jej domu, w którym przez jakiś czas mieszkał też Brykczyński:
- Ten portret jest taki, jaki ona chciała, żeby był. Specjalnie się do niego przebrała – założyła odświętną bluzkę, usiadła w tym miejscu, w którym chciała. Pozowała z wielką godnością. Tam jest w ogóle wielki szacunek dla fotografii, oni prawie nie mają aparatów. Pozując do zdjęć stają prosto, dumnie – to jest dla nich naturalne. Fotografia to jest dla nich wciąż wydarzenie.
Bojkowie, co widać na zdjęciach, są wciąż bardzo blisko śmierci i życia. Sami przyjmują porody, u nich nie jeździ się do szpitala. Zmarłych się samemu chowa, samemu kopie grób. Komentując zdjęcie przedstawiające scenę pogrzebu, Brykczyński zwraca uwagę na archaiczność uchwyconej sceny:
- Gdyby to był obraz zrobiony w Średniowieczu sanie byłyby podobne, koń byłby podobny, stroje byłyby inne, ale chorągwie i krzyż byłyby takie same – i takie same byłyby twarze.
Niektóre zdjęcia mogą rzeczywiście kojarzyć się z średniowieczem albo - zwłaszcza te z pierwszej (zimowej) części albumu - ze scenami malowanymi przez Breughla.
Bajka o Bojkach
Taka stylistyka to zresztą zamierzony efekt. Brykczyński tłumaczy, że zależało mu na tym, żeby stworzyć rodzaj bajki, obrazu jakiejś mitycznej wsi centralnoeuropejskiej. Dlatego zdjęcia w książce są bez dookreślających opisów w stylu "kto, gdzie, kiedy". Bojko w albumie Brykczyńskiego jest abstrakcyjne i zagadkowe.
- Ta wieś jest dla mnie metaforą wsi środkowoeuropejskiej. Nie jest takie ważne, że to jest Karpackie. Chciałem pokazać, jak ta wieś wyglądała kiedyś i jak wygląda w moich wyobrażeniach, czyli kogoś kto wychował się w mieście i wsi wcześniej nie znał.
Jednocześnie Brykczyński zdaje sobie sprawę, że życie na wsi to nie jest idylla. - Nie chciałem robić materiału o degrengoladzie wsi. Za dużo tego widziałem. Chciałem pokazać bajkę - tłumaczy fotograf, który album zadedykował kilkumięsięcznej córeczce. Dzięki temu album "Boiko" pokazuje świat trochę jak ze snu, jakby surrealne, archetypiczne wyobrażenie o wsi, która w prawdziwym świecie kiedyś na pewno zniknie.
Przyspieszona entropia
Ten proces znikania – szybszy dziś w Polsce - sprawia, że wiele projektów Brykczyńskiego realizowanych w ostatnich latach w kraju szybko zyskało dokumentalny, a nawet epitafijny charakter. Miejsca, w których realizowany był cykle zdjęciowe "What does Masha do in Poland?" (warszawski stadion X-lecia) czy "Mission Completed" (przystanie na brzegach Wisły) parę lat później już nie istniały.
- Dwa i pół roku temu, razem ze Sputnikiem, robiłem projekt o Wiśle, w ramach którego fotografowałem różne pozostałości po transporcie rzecznym. Tego wszystkiego w większości już nie ma: nie ma tych ludzi, nie ma wraków - ktoś się utopił, pojawił się deweloper...
Świat na naszych oczach się zmienia. Jeżeli coś dostrzegasz i chcesz to sfotografować to musisz zrobic to teraz, przyjdziesz za godzinę, tego już nie będzie - dodaje.
Zew Wschodu
Brykczyński jako członek kolektywu Sputnik od wielu lat jeździ i fotografuje Wschód. Robił projekty na Białorusi ("Primeval Forest") i na Ukrainie, ale też w Armenii:
- Na wschodzie pociąga mnie nieuporządkowanie tamtejszej rzeczywistości. U nas wszystko jest coraz bardziej pod linijkę – coraz bardziej jak w Niemczech i Szwajcarii, gdzie wszystko ma swoją rolę i funkcję. Tam jest wciąż więcej miejsca na kreatywność. Wschód jest dla mnie tajemnicą, nie można tam wszystkiego zaplanować to jest przygoda, może to jest męski pierwiastek we mnie, który czegoś takiego potrzebuje.
Czytaj o projekcie "Stand By" kolektywu Sputnik realizowanym na Białorusi
Podkreśla, że podczas pracy i pobytów w Karpackiem najbardziej fascynowała go więź tych ludzi z przyrodą. Mówiąc o Karpackiem, mówi też o całym Wschodzie rozciągającym się za granicą Schengen:
- To jest wciąż życie oderwane od współczesnej rzeczywistości. Oni są zupełnie samowystarczalni – jedzą to, co wyhodują. Taki zresztą jest Wschód. Ludzie są tam w stanie cały czas zrobić wszystko samemu, własnymi rękami; naprawić samochod, zbudować dom, oprawić świnię…. My jesteśmy gogusiami - konkluduje Jan Brykczyński.
Książka "Boiko" powstała dzięki wsparciu Sputnik Photos oraz programu "Młoda Polska" Narodowego Centrum Kultury.
Jan Brykczyński, "Boiko"
85 stron, 37 kolorowych zdjęć
twarda oprawa, 230 x 210mm
Zdjęcia: Jan Brykczyński
Tekst: Taras Prochaśko
Tłumaczenie: Uilleam Blacker (ang), Hanna Kamińska (pol.)
Projekt: Ania Nałęcka / Tapir Book Design
Data premiery: czerwiec 2014
Autor: Mikołaj Gliński, 13.06.2014