Wydawać się więc mogło, że jeśli kiedyś reżyser otrzyma szansę na realizację filmów z profesjonalnym budżetem, z marszu podbije nadwiślańskie kino. Dziś jednak droga do tego celu wydaje się nieco dłuższa. Po bardzo udanej "Dziewczynie z szafy" Bodo Kox nakręcił bowiem film obnażający wszystkie jego słabości. "Człowiek z magicznym pudełkiem" to obraz efekciarski i niekonsekwentnie opowiedziany, filmowa zgrywa pozbawiona intelektualnej dyscypliny, mocnej dramaturgicznej konstrukcji i… sensu.
Warszawa A.D. 2030 podzielona jest na dwa odrębne światy. Po wschodniej stronie Wisły znajduje się mroczne getto, po zachodniej – wysokie wieżowce zarządzane przez korporacje. Właśnie tutaj pewnego dnia trafia Adam (Piotr Polak), chłopak o sarnim spojrzeniu i niejasnej przeszłości. Zostaje sprzątaczem w jednym z szklanych biurowców, gdzie spotyka Gorię (Olga Bołądź), piękną i niedostępną pracownicę dużej firmy, z którą łączy go płomienny romans. Kiedy w opuszczonym mieszkaniu Adam odnajdzie stare radio, przeniesie się do lat 50. minionego stulecia, a żeby odzyskać ukochanego, Goria będzie musiała ruszyć w niebezpieczną podróż.
Czegóż to nie ma w nowym filmie Koxa? Science-fiction idzie tu pod rękę z opowieścią o korporacyjnym mezaliansie, a komedia bije się o lepsze z antyutopią. Źli oficerowie tajnych służb śledzą parę bohaterów, ekscentryczna staruszka (Helena Norowicz) snuje się po pustostanie, a poczciwy sprzątacz Bednard (Sebastian Stankiewicz) pomaga głównemu bohaterowi w odnalezieniu sobie miejsca w złowrogiej Warszawie przyszłości. Są tu ślady Orwella i "Facetów w czerni", chiński bar z "Łowcy androidów" i wybuchające budynki z "Podziemnego kręgu", są odrapane kamienice rodem z "Ludzkich dzieci" i dramaturgiczny schemat podwędzony przez reżysera z "Brazil" Gilliama. W tym natłoku wątków, inspiracji i stylistyk całkowicie umyka tylko jedno – po co opowiadana jest ta historia.
Bodo Kox zasypuje widza atrakcjami, nie dbając zbytnio o to, by złożyły się one w spójną całość. "Człowiek z magicznym pudełkiem" to film grepsiarski, tyleż efektowny, co pusty. Nawet filmowe nawiązania nie są próbą nawiązania dialogu z klasykami – Scottem, Fincherem, Cuaronem czy Gilliamem – a jedynie puszczeniem oka do widza.
Reżyser ma w zanadrzu kilka dobrych dowcipów (choćby scena z samobieżnym odkurzaczem jako zwierzątkiem domowym dokarmianym śmieciami), ale z mocnych scen nie buduje solidnej scenariuszowej konstrukcji. Obrazowi Koksa brakuje bowiem konsekwencji – stylistycznej, dramaturgicznej i intelektualnej. Choć "Człowiek…" zaczyna się jak mroczna dystopia, w finale stacza się w stronę melodramatycznej ramoty, polityczne aluzje (broszka jednej z agentek bezpieki) okazują się cieniutkie, a o filozoficznej wymowie filmu nawet nie warto wspominać. Dla Koksa science-fiction to jedynie sztafaż, szansa na pokazanie na ekranie kilku efektowych obrazów (zdjęcia Arkadiusza Tomiaka to najmocniejszy element filmu). Jeśli więc szukacie w science-fiction intelektualnej pożywki, może warto sięgnąć po powieści Lema albo odkurzyć płytę z "2010: Odyseją Kosmiczną" Kubricka, które nawet po kilku dekadach od premiery okazują się dużo świeższe i bardziej aktualne niż niestaranny i niegłęboki obraz Bodo Koksa.
- "Człowiek z magicznym pudełkiem", Scenariusz i reżyseria: Bodo Kox. Zdjęcia: Arkadiusz Tomiak, Dominik Danilczyk. Muzyka: Sandro Di Stefano. Występują: Ogla Bołądź, Piotr Polak, Sebastian Stankiewicz, Arkadiusz Jakubik. Premiera: 20.10.2017.