- Wykonujemy oba koncerty fortepianowe, tyle że zamiast pianisty, aktorka, reżyserka inscenizacji operowych oraz skrzypaczka Barbara Wysocka opowie, co robi fortepian -tłumaczy światowej sławy dyrygent Jacek Kaspszyk. Pracował z najlepszymi orkiestrami Europy, m.in. w Paryżu, Oslo, Londynie, Sztokholmie, Pradze, a poza naszym kontynentem prowadził także orkiestry na prestiżowych salach koncertowych Stanów Zjednoczonych, Chin i Japonii, ale jak przyznaje, czegoś takiego jeszcze nie widział: - To dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, otwierające nowe możliwości łączenia teatru i muzyki. Z jednej strony wykonujemy zupełnie nowy utwór, partia orkiestrowa koncertów nigdy nie została jeszcze wykonana bez fortepianu. Z drugiej strony jest to bardzo wierna wersja koncertów Chopina, tyle że z tekstem zamiast fortepianu - zapewnia dyrygent.
Scenariusz tego wyjątkowego wydarzenia z pogranicza muzyki i teatru, powstał na podstawie wywiadów z wybitnymi pianistami, prac muzykologicznych, biografii, listów Chopina oraz dzieł filozoficznych i teoretycznych. Jest werbalnym odpowiednikiem partii fortepianowej, przewodnikiem po koncertach, ich opisem i komentarzem. Struktura tekstu tego spektaklu odpowiada kompozycji koncertów - tłumaczy reżyser spektaklu Michał Zadara, którego publiczność zna m.in. z odważnych interpretacji klasyki i eksperymentowania z muzyczną materią na teatralnej scenie. Zadara nie ukrywa, że to jeden z najbardziej ryzykownych projektów w jego karierze:
- Muzyka, jak mówi, nie służy tu tylko do słuchania - może też prowokować różne interpretacje i dyskusje z nią i wokół niej. "Chopin bez fortepianu" wynika z przeświadczenia, że muzyka to nie tylko sztuka organizacji struktur dźwiękowych w czasie. Rozmowa o muzyce jest integralną częścią doświadczenia dzieła muzycznego. Ponad stuletnia recepcja dzieła muzyki Chopina oparta wyłącznie na wirtuozowskim jej odtwarzaniu nie wyczerpuje możliwości dialogu ani konfrontacji z dziełem, ani refleksji się nad kontekstem, w którym się je wykonuje. Chopin bez fortepianu to działanie partyzanckie, może nawet noszące znamiona przemocy czy świętokradztwa, które ma na celu przywrócenie możliwości rozmowy o Chopinie, o koncertach, muzyce, o Polsce i o kulturze w ogóle.
Reżyser przyznaje też, że tym razem chce uwieźć publiczność chopinowską elegancją i wdziękiem.
- W Polsce koncerty fortepianoowe Chopina są świętością narodową. Co pięć lat konkursy chopinowskie są transmitowane na cały kraj i w ciągu kilku dni można wysłuchać kilka wersji obu koncertów. Chciałem podjąć rozmowę z tymi utworami, nie niszcząc ich: stąd pomysł zastąpienia fortepianu ludzkim głosem i tekstem. Fortepian u Chopina jest ważny jak u każdego innego kompozytora, jest on centrum całego kosmosu chopinowskiego. Zastępując fortepian tekstem i głosem, fundamentalnie zmieniamy te utwory, ciągle pozostając blisko oryginału.- wyjaśnia reżyser.
Światowa prapremiera spektaklu "Chopin bez fortepianu" odbyła się 23 marca 2013 r. w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie i zebrała bardzo dobre recenzje w prasie, Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz w "Dzienniku Polskim" notuje:
"Spektakl "Chopin bez fortepianu" okazał się bardzo udany.(...) Partię fortepianu przejęła opowieść o muzyce wypowiadana przez Barbarę Wysocką. Sporo w tej historii było różnych nastrojów, od gwałtowności, wręcz konwulsji, aż po potulność, rezygnację. Tak jak w koncertach.
Słowa nie odzwierciedlały dokładnie partii fortepianu, choć często nawiązywały do niej ilością sylab, rytmem, tempem. Zdarzało się, że brzmiały z prędkością szesnastkowych pasaży, zdarzało się w nich usłyszeć wolną kantylenę lirycznego tematu. Słowa padały tylko wtedy, gdy kompozytor przeznaczył w partyturze czas dla fortepianu. Opowieść okazała się zajmująca. Pojawiały się fragmenty analizujące muzykę, mówiące np. o powtórkach tematów, akordach, choćby diabelskim trytonie, tonacjach, np. C-dur, która uważana jest za absolutnie czystą. Nie zabrakło też części biograficznej, opartej na listach Chopina. Ale najciekawsze wydały mi się fragmenty dotyczące emocji pianistów, którzy przez lata zmagają się z koncertami Chopina. I choć znają każdą nutę na pamięć, to jednak muzyka ta nie pozostawia ich obojętnymi. Szarpie duszę, nie pozwala spać, wpływa na prywatne życie, doprowadzając nawet do szaleństwa.
Padające ze sceny słowa z akompaniamentem muzycznym orkiestry poruszały, denerwowały, prowokowały, przez co także zmuszały do myślenia. Aż po wyjściu z Teatru im. J. Słowackiego chciało się mówić o muzyce zupełnie inaczej niż do tej pory. Tylko czy jesteśmy już na to gotowi? Długie brawa, jakie zgotowała w sobotę wykonawcom publiczność, dają nadzieję, że jesteśmy."
Dzięki Johnowi Cage`owi wiemy co się stanie, kiedy pianista nie będzie grał, ale zachowane zostaną wszystkie pozory koncertu pianistycznego. A co by było gdyby muzyk zaczął monologować? – pisze z kolei Katarzyna Waligóra z w drugimobiegu.pl:
Początek jej monologu jest imponujący - aktorka opowiada słowami, co dzieje się w partyturze muzycznej. Jednocześnie od razu w tekście pojawiają się uwagi interpretacyjne, zaczerpnięte z różnych historycznych zapisów ("i teraz jest ten fragment, co to Iwaszkiewicz pisał, że go sobie chłopcy w łaźni gwiżdżą"). Dla muzycznych ignorantów (w tym dla mnie) wszystkie fachowe terminy, które padają masowo z ust Wysockiej, są tak samo zaszyfrowane, jak dźwięki, które ze sobą niosą. Aktorka czasem próbuje objaśnić muzykę jakąś metaforą, która zawsze zostaje potraktowana ironicznie - no, bo jak opowiedzieć muzykę? Początek spektaklu jest olśniewająco zabawny - raz przez sam pomysł umieszczenia monologu w miejscu partii muzycznej, dwa dzięki kreacji Wysockiej. Aktorka mówi z ogromnym przejęciem, opowiada o tych dziewiątkach i szesnastkach, o tym czym jest powtórzenie i o tym jak układają się teraz ręce pianisty. Wskakuje na fortepian, ekspresyjnie kontynuując grę. I tutaj powraca temat sukienki. To jest piękna sukienka, jaką zwykle nosi się na takich właśnie eleganckich imprezach. Wysocka wygląda w niej ślicznie, bardzo kobieco (zwłaszcza jeśli sobie przypomnieć jej kreację w Jezusie Chrystusie Zbawicielu niedawno pokazywanym w Krakowie). Tylko, że niemal od początku aktorka wcale nie przejmuje się tym, co ma na sobie. Nie wypada w takiej sukience skakać po fortepianach? No i co z tego, przecież właśnie teraz trzeba opowiedzieć o tym, jak to "tymi tercynami, tercynami, tra ta ta bum, tra ta ta bum" gra się ten fragment. Wysocka ogrywając swój strój znakomicie eksponuje wyłom, jaki spektakl robi w sztywnej ramie koncertowych konwenansów. Reakcje publiczności pokazują, jakie to trudne do przyjęcia. Siedzę na balkonie, gdzie prawie nikt się nie śmieje - nie wiem czy dlatego, że nie rozumieją humoru, czy dlatego, że śmiech nie uchodzi na koncercie Nie śmieją się, ale za to doskonale wiedzą kiedy klaskać - bez nich z wrażenia zapomniałabym, że trzeba odklaskać swoje po pierwszej części koncertu. To bardzo ciekawe jak ten spektakl przez swoją niejednoznaczność gatunkową wymusza na publiczności ustalenie według jakiej konwencji będą się zachowywać. I to właśnie konwencjonalna rama, aż do ostatecznych ukłonów i braw podtrzymywana przez Wysocką i orkiestrę, tworzy klimat wydarzenia. No, ale jednak nikt nie jest z kamienia - jakoś w połowie spektaklu amfiteatr nie wytrzymuje i na wieść o tym, że "wszyscy myślą, że on będzie grał to samo, a tu gówno to samo, bo to są dziewiątki proszę państwa" wybuchł szczerym śmiechem, słyszalnym nawet z mojego odległego balkonu."
Projekt został zaprezentowany w Warszawie podczas festiwalu "Chopin i jego Europa".
Źródła: materiały organizatorów, oprac. AL
18.03.2013, aktualizacja listopad 2013r.