Książkę otwierają dwie mapy - jedna z 1935 roku, na której siatka ulic jest jakby gęstsza, i druga z 2012, na której ulic jest mniej, ale są za to grubsze - prawdziwe arterie. To to samo miejsce: przedwojenna dzielnica północna, którą na początku XX wieku zamieszkiwało ok. 300 tys. mieszkańców (z czego 70% stanowili Żydzi) i socrealistyczny Muranów budowany od 1949 roku na obszarze ok. 200 hektarów dawnej Dzielnicy Północnej (na których po wojnie zalegało 3-4 mln metrów sześciennych gruzu). W międzyczasie było getto, gdzie w szczytowym okresie mieszkało ok. 460 tys. Żydów. Niemal wszyscy mieszkańcy getta zginęli zamordowani przez Niemców lub z głodu i chorób, samą dzielnicę zburzono niemal zupełnie podczas powstania w getcie w 1943 roku. Książka Chomątowskiej rozgrywa się między tymi dwoma mapami, ale inaczej niż one, wchodzi głęboko w historyczną i współczesną rzeczywistość miejsca pokazując paradoksalny świat, który tu istnieje.
Punkt wyjścia książki Chomątowskiej, który niby w zalążku kryje w sobie wszystkie przyszłe komplikacje, znajduje się w historii projektu socrealistycznego osiedla Muranów. Bohdan Lachert swoje nowoczesne - a nawet modernistyczne z ducha (wielokrotnie powracające nazwisko Le Corbusiera) - osiedle, w którym mieszkać miał Nowy Człowiek, zaprojektował jako pomnik zagłady, postawiony na cokole z ruin getta i zbudowany z jego resztek - przemielonego gruzobetonu. Domy miały pozostać nieotynkowane i na zawsze przypominać swoją materią o tym, co tu się wydarzyło. Ale ludzie nie umieli tak żyć. Już w kilka lat po powstaniu osiedla mieszkańcy przeforsują otynkowanie i ozdobienie budynków - rozpoczyna się wielki proces zapominania. Tak mógłby brzmieć zarys tej narracji, ale obraz jest o wiele bardziej skomplikowany.
Książka-kłącze
"Stacja Muranów" to rzeczywiście - jak pisze Paweł Dunin-Wąsowicz - książka-kłącze, wyrastająca z gruzów dawnej warszawskiej Dzielnicy Północnej i docierająca w miejsca często oddalone o tysiące kilometrów i setki lat. Dzieje się tak, ponieważ autorka nie przyjmuje żadnej linearnej perspektywy - po prostu daje rozwijać się historiom konkretnych miejsc i ludzi, a one zmierzają w różnych kierunkach. Opowieść o budowie Alei Nowotki (dawne Nalewki, obecna Andersa) na początku lat 50. naturalnie łączy się z opowieścią o budowie Stalinallee (obecnie Karl-Marx-Allee). Inne podziemne kłącze dochodzi aż do Oradour-sur-Glane w centralnej Francji, miasteczka doszczętnie zniszczonego przez Niemców, która do dzisiaj jako trwała ruina stanowi wstrząsający pomnik pamięci. Tak mógłby wyglądać też Muranów - dodaje autorka.
Jeszcze inne muranowskie kłącze wychodzi na powierzchnię w okolicach laguny weneckiej, przy dwóch wyspach: Ghetto Nuovo, na którą w XVI wieku przesiedlono weneckich Żydów (skąd pochodzi współczesny termin "getto") i Murano, skąd pochodził architekt Simone Giuseppe Bellotti, architekt wystawionego w 1668 roku na północnym przedmieściu Warszawy pałacu Murano (w przyszłości da nazwę dzielnicy). Ale podziemne macki książki Chomątowskiej zaglądają też w obszary mniej realne - fantomowe, stanowiące element alternatywnej historii tego miejsca. Tak jest, gdy autorka zdaje relację z niemieckich planów wobec zrównanego z ziemią getta (hitlerowcy planowali tu wzorcową dzielnicę dla niemieckich urzędników) czy niezrealizowanych wizji architektów socrealistycznych projektujących wysokościowce na skrzyżowaniu tras N-S i W-Z.
Kłącza oplatają trudną historyczną topografię miejsca, gdzie wszystko zmienia się, by ostatecznie rozpłynąć się i zniknąć... lub przeobrazić się w coś zupełnie innego. Tak jest na przykład z miejscem przy ulicy Gęsiej, gdzie Koszary Wołyńskie jeszcze z czasów króla Stanisława Augusta stają się kolejno międzywojennym więzieniem, więzieniem w getcie, elementem obozu KL Warschau, więzieniem NKWD dla AK-owców, polskim obozem dla jeńców niemieckim, zwykłym kryminalnym więzieniem (większość tych miejsc w różnych momentach nazywano Gęsiówką). A potem przez wiele lat jako ruina straszą naprzeciwko Pomnika Bohaterów Getta, by ostatecznie po wyburzeniu w 1965 roku zrobić miejsce pustce. Ta pustka zagospodarowywana jest dopiero od kilku lat. W kwietniu przyszłego roku w tym miejscu otwarte zostanie Muzeum Historii Żydów Polskich.
Homines Muranovienses
Ale gros historii opowiadanych przez Chomątowską to po prostu fascynujące historie ludzi, których biografie nierozerwalnie - przypadkowo, tragicznie, szczęśliwie - złączyły się z losami dzielnicy. Jak Pinkus Szenicer, który cudem przeżył Holocaust, a po wojnie został grabarzem na cmentarzu żydowskim (o jego historii chciał kręcić film Kieślowski). Albo Wojciech Kuropieska, który kiedy skończył 8 lat dostał w prezencie brata (brat przeżył wojnę i żyje dziś w Izraelu). Albo Jakub Wiśnia, który uwolniony z Gęsiówki (tj. obozu KL Warschau) dołączył do powstańców z batalionu "Zośka" (do końca wojny dotrwał jako Robinson mieszkając na gruzach, potem otworzył w stolicy restaurację). Albo historia Bohdana Lacherta, twórcy projektu powojennego Muranowa, która w książce Chomątowskiej rozrasta się do rozmiarów sagi rodzinnej (jego syn Krzysztof uchodzi za twórcę koncepcji wielkiej płyty w polskim budownictwie), a jednocześnie panoramuje całe przedwojenne środowisko artystyczne skupione wokół ugrupowań Blok i Praesens. Ale "Stacja Muranów" to też opowieści o zwykłych ludziach, którzy po wojnie odgruzowywali teren po getcie, budowali nowy Muranów, zamieszkali na nim i często przeżyli na nim całe życie.