Zaczęło się od artykułu we francuskim "Liberation": grupa więźniów z zakładu karnego o zaostrzonym rygorze ogłosiła na łamach gazety apel do intelektualistów i artystów o dostęp do kultury. Janusz Mrozowski, polski dokumentalista tworzący we Francji, wziął ten apel do siebie. Zgłosił się do władz więziennictwa z inicjatywą nakręcenia filmu, w którego realizacji uczestniczyliby więźniowie - od powstania scenariusza poprzez zdjęcia i montaż do postprodukcji. Inicjatywa została przyjęta ze zrozumieniem, przed Mrozowskim otworzono drzwi kilku zakładów karanych. Wydaje się jednak, że sponsorom zabrakło odwagi - mimo pozyskania środków unijnych, pieniędzy na produkcję filmu zabrakło. Projekt upadł, ale nie do końca.
Mrozowski nawiązał kontakt z polskimi władzami więziennictwa, prosząc o zgodę na podobny eksperyment. W 2003 roku w zakładzie karnym w Wołowie rozpoczął zajęcia z osadzonymi, które z braku środków musiał przerwać. Jednak zebrany materiał był zbyt bogaty i zbyt interesujący, by projekt zarzucić. W 2007 roku Mrozowski wrócił do Wołowa, by dać się zamknąć na 10 dni w celi, gdzie przebywało kilku recydywistów. Więźniowie zaakceptowali jego obecność, przestali się krępować kamery, otworzyli się, zaczęli mówić. Z 35 godzin nakręconego materiału powstał dwugodzinny film. Na ile wiarygodny? W wywiadzie udzielonym Bartoszowi Nowakowskiemu dla portalu www.plasterlodzki.pl Janusz Mrozowski twierdzi:
"Wiadomo, że kiedy widzi się kamerę, to mimo wszystko zawsze trochę się gra. Materiał z pierwszych trzech dni był w zasadzie do wyrzucenia. Wszyscy wyglądaliśmy na zażenowanych, że wchodzimy w swoje życie, swoją intymność. Potem jednak udało mi się wtopić w otoczenie, przestali mnie zauważać. Mnie tam naprawdę nie było. Podsuwałem tematy, ale bywało też tak, że oni sami zaczynali mówić, a ja im przerywałem, włączałem kamerę i prosiłem, by mówili dalej. Albo prosiłem, żeby powtórzyli jakąś kwestię. Nie są dobrymi aktorami, wiadomo, że pisali scenariusze swojego życia, które im nie wyszły. Ale trudno grać bez przerwy przez 10 dni."
Kim są bohaterowie filmu i o czym rozmawiają, ściśnięci na 15 metrach kwadratowych celi? Siedmiu więźniów to recydywiści, odsiadujący wyroki od 9 do 25 lat, ubiegający się (o ile mu to przysługuje) o warunkowe zwolnienie, rozmyślający czasem o winie i karze, częściej myślący o tym, co dzieje się za kratami, na wolności. Czy potrafią się w niej odnaleźć po wyjściu? Mają przecież do załatwienia tyle różnych spraw, obowiązków wobec swoich rodzin (matka jednego z nich jest także matką córki drugiego), a przede wszystkim wobec samych siebie: jak tę wolność wykorzystać, by już do Wołowa (lub innego zakładu karnego) nie wrócić. Ale to przyszłość, która wprawdzie wraca w rozmowach, ale na razie Mrozowski kieruje myśli swoich rozmówców w inną stronę. Jak układają się relacje między współwięźniami? Czy możliwa jest przyjaźń za kratami? Taka prawdziwa, oparta na zaufaniu, bo jak w ogóle można zaufać człowiekowi, który zabił drugiego człowieka?Z czasem jednak Mrozowskiemu udaje się wziąć przewiny swoich bohaterów w nawias, kierując uwagę nie na więźniów, ale na ludzi, którzy - owszem - kiedy popełnili błędy, ale przecież nadal pozostają ludźmi. Okazuje się wtedy, że ich marzenia i nadzieje są w zasadzie takie same jak tych, którzy nigdy w więzieniu nie byli. Dlatego realizator chętnie podkreśla, że to nie film o osadzonych, ale o prowadzonej przez nich walce by pozostać ludźmi. To optymistyczne przesłanie w kontekście trudnej - ale nie niemożliwej - społecznej resocjalizacji.
Filmowcowi sekunduje Karol Modzelewski, w czasach PRL-u działacz demokratycznej opozycji, który odsiadywał swój wyrok także w Wołowie. Na łamach "Gazety Wyborczej" (z dnia 14 X 2009 roku) napisał:
"Jestem też przekonany, że film Mrozowskiego pomoże przeciętnemu widzowi odkryć, jak bardzo jesteśmy podobni do uwięzionych za ciężkie, nieraz odrażające przestępstwa kryminalistów. Duszpasterze mówią nam wprawdzie co niedziela, że to nasi bliźni, których powinniśmy miłować, ale nie każdy chrześcijanin traktuje to przykazanie serio, no i nie każdy z nas jest człowiekiem wierzącym (ja nie jestem). Słuchając jednak codziennych rozmów między kryminalistami z celi 425, dotykamy prawdy oczywistej, przed którą uciec nie sposób - ci ludzie są tacy jak my. Warto uznać tę prawdę. Po pierwsze, wynika z niej, że także w nas tkwi zdolność do zbrodni. Nie jest bezpiecznie, gdy wypieramy tę prawdę ze świadomości i przekonujemy siebie o własnym anielstwie. Po drugie, podobieństwo pozwala nam przeżywać współczucie wobec ludzi winnych, skazanych i uwięzionych, którzy kiedyś przecież wyjdą z więzienia i znajdą się wśród nas. Z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa nie jest obojętne, jak ułożą się wtedy stosunki między nami a nimi. Bez współczucia i bez odkrycia podobieństwa nie sposób tych ludzi rozumieć ani budować z nimi bezpiecznych relacji."
- Bad Boys. Cela 425 (Bad Boys. Cellule 425), Francja-Polska 2009. Realizacja i zdjęcia: Janusz Mrozowski. Montaż: Agnes Forette. Produkcja: Filmogene. Dystrybucja: Vivarto. Czas trwania: 120 min. W kinach od 7 maja 2010 roku.
Autor: Konrad J. Zarębski, luty 2010.