Sztuka powstała na zamówienie Düsseldorfer Schauspielhaus. Przedstawienie NOCY zostało zrealizowane w Starym Teatrze w Krakowie we współpracy ze sceną w Düsseldorfie. Reżyserował Mikołaj Grabowski. Niemiecka premiera w Kleines Haus odbyła się 8 stycznia 2005, polska premiera w Starym Teatrze w Krakowie odbyła się 3 lutego 2005 roku.Andrzej Stasiuk, Noc. Słowiańsko-germańska tragifarsa medyczna, Wydawnictwo CZARNE S.C., Wołowiec 2005.
"To nie jest sztuka - pisze na początku autor - to jest zbiór tekstów do śpiewania, do recytacji. (...) Nie ma wyraźnie zaznaczonych postaci poza Duszą, Trupem Złodzieja i Jubilerem. Nie mam pojęcia, ilu jest lekarzy, ile kobiet, babek w chórach, ilu złodziei - kumpli tego zabitego. Dla mnie są to głosy w ciemnościach, ciemnościach nocy. Odśpiewują swoje i milkną. Powinny jeszcze gdakać kury i wyć psy. Tak to usłyszałem."
CHÓR
W plebejskim i absurdalnym tonie chór śpiewa o kradzieży samochodów na Zachodzie. Złodzieje ze Wschodu kradną także i inne dobra: złoto, srebro i, a jakże, brylanty. Potem wracają do swoich "półdzikich" miast. Tam czekają na nich stęsknione (przede wszystkim perfum i kiecek) dziewczęta i psy na łańcuchach. Złodzieje są w ciągłym ruchu, jak koczownicy, bezustannie jeżdżą drogimi samochodami. To "spragnieni rzeczy nędzarze, ponieważ własność zawsze była cudza, a nigdy własna". Pewnego dnia zdarza się wypadek, w który złodzieje z trudnością mogą uwierzyć: oto właściciel zastrzelił jednego z nich. Chór nadal snuje swoją opowieść. Przychodzi refleksja nad śmiercią i czynem właściciela, który pewnie wyssał taki obowiązek ochrony swego mienia z mlekiem matki. Pojawia się problem: skąd teraz wziąć auta, przecież nie od Ruskich, którzy mają ich niewiele i wszystkie kradzione. Poza tym Ruski od razu zabije. Chór konstatuje: gdyby ukradł Ruski to właściciel na pewno by nie strzelił, bo oni boją się Ruskich. Pojawiają się reminiscencje historyczne, które utrwaliły stereotypy. Jak na Zachód przyszli Ruscy, to pozwalali sobie na wszystko, gwałcili i zabijali, stąd ten głęboko zakorzeniony przed nimi strach. Tymczasem złodzieje w samotności, bez dziewczyn, piją ciepłą wódkę za zabitego i opłakują jego śmierć. W chórze do głosu dochodzą babki. Czas teraźniejszy miesza się z przeszłością. Babki opowiadają o Ruskich, których w czasie wojny uczyły gotować kurę. A oni gotowali ją z piórami. Potem przyszli ci inni - Niemcy. Babki pamiętają ich wyglansowane cholewy, czystość i higienę. Pamiętają, że nawet ich psy nie były głodne, a oni używali pieprzu. Jednak później wyglądali już tak samo jak Ruscy, nie umieli nawet ukraść kury, ani jej zastrzelić, "Gonili, gonili, próbowali strzelać, ale w ptaka trudniej trafić niż w dziecko..." - śpiewają. W pieśni chóru przewija się też motyw wierzeń i strachu. Złodzieje zastanawiają się, czy "oni" wybebeszyli ich kamrata i czy na pewno wszystko włożyli mu z powrotem. Mogli nie włożyć, bowiem ludzie ze Wschodu wierzą we wróżby z wnętrzności, więc żeby nie popierać wróżb, mogli go zszyć pustego. W opowieści Babek Niemcy natomiast boją się lasu i chorób. Wierzą w zarazki (kiedy Niemiec zabijał chorego, nie wchodził do pomieszczenia, w którym leżał trup) i leśne strzygi. Zanim wejdą do lasu, podpalają go. Babki z politowaniem śpiewają o ich przekonaniu, że ducha można spalić. W pieśni chóru na wiele sposobów opisany jest także strach przed śmiercią (śmierci boją się Niemcy) i niemal zupełny jego brak, jak w przypadku ludzi ze Wschodu, także kobiet.
DUET - CIAŁO I DUSZA
Mówi zastrzelony, nad którego trumną złodzieje opijają jego śmierć. Mowa zastrzelonego to dwugłos - trupa i jego duszy. "Jesteś idiotą - mówi dusza do trupa - ponieważ dałeś się zabić, kradnąc jakieś szwabskie gówno". Okazuje się, że złodziejowi Niemiec strzelił w plecy. Potem wyjęto mu serce. Dusza "dobija się" do zmarłego, ze wszystkich sił usiłuje o sobie przypomnieć. Kiedy martwy przyznaje, że rzeczywiście nigdy jej nie słyszał, Dusza odparowuje: "Bo słuchałeś swoich zasranych basowych głośników. Też zresztą kradzionych". Trup, który teraz jest uważany przez swoich za bohatera, nadal snuje opowieści o beemach i toyotach, a Dusza, często posługując się jego kategoriami, pokpiwa z niego. Także wówczas, gdy martwy prosi, aby na chwilę z powrotem w niego weszła. Dusza nie może tego uczynić, także dlatego, że jest w końcu babą, a nie chłopem. Została zdradzona. Nie może pozwolić na zmartwychwstanie idioty, który, na domiar złego, nadal pragnie nim pozostać.
CHÓR KOBIET
Śpiewa o mężczyznach, którzy chcą żyć w samotności, sami wyjeżdżać i kraść. Kobiety są im potrzebne jako punkt, do którego się wraca i jako wytłumaczenie, niby niezbędnych prezentów, tych wszystkich majtek i dezodorantów. Kobieta jest nieodzowna także do tego, by podziwiała. Podobnie jak... samochód, zresztą wierny jak pies. Złodziej podziwia auto. Auto podziwia złodzieja. "Do kobiety powiedzą 'ty kurwo', ale nigdy do beemwu" - konstatuje Chór.
SALA OPERACYJNA. LEKARZE I CIAŁO
Lekarze stoją nad ciałem bogatego, tłustego Niemca, który zabił złodzieja. Gawędząc przygotowują się do przeszczepu. Okazuje się, że dawca jest ze Wschodu, z Polski. To złodziej samochodów. Tymczasem ciało, które miało być martwe zaczyna się poruszać, a na dodatek mówi. Niemiec nie chce takiego serca, chce niemieckie, albo inne europejskie, ale nie ze Wschodu. Mówi, że strzelał, bo nauczono go, że własność jest święta. Celował "nie konkretnie", ale w obronie zasad. A teraz boi się zarówno śmierci, jak i wschodniego serca. Niemiec ma trochę mniej wątpliwości, gdy lekarze mówią mu, że dawca był studentem germanistyki. Jednak i tu pojawiają się problemy, bo nie wiadomo, kim byli rodzice studenta. Lekarze rozpoczynają więc wyliczankę serc, które mogą wszyć pacjentowi. Może to być serce czeskie i tureckie, i serbsko-czarnogórskie, i bułgarskie, i wiele innych. Tymczasem ciało "wygadało się" i zasypia. Lekarze nie wiedzą, czy postąpić wbrew woli pacjenta.
CHÓR
Śpiewa o "dziwnych" transportach. Na Wschód jadą samochody i brylanty, na Zachód płuca, wątroby i ciała kobiet. W jedną stronę płyną rzeczy, w przeciwną krew i mięso. Chór wylicza te wszystkie dobra, a także swoiście targuje się. Pyta na przykład, czy transfuzja należy się za przechodzonego golfa trójkę. I tak świat toczy się i osiąga harmonię.
DUET - CIAŁO I DUSZA
Ciało złodzieja już wie, że jego serce zostanie zaszyte w tłustym Niemcu. Właśnie jest zaszywane, a tymczasem nadal prowadzi dysputę z Duszą. Ciału zmienia się kąt widzenia, nabiera dystansu, zaczyna się troszczyć o swoją nową powłokę, to znaczy Niemca. Marzy, by Niemiec miał i coś z niego, może polubi jazdę autem, przemyt... Dusza jest sceptyczna, mówi: "To zbyt ekstrawagancka wizja nawet dla słowiańskiej duszy, która uznaje romantyczny prymat serca nad racjonalną wizją świata...". Przyszedł już czas. Ciało czuje, że to ostateczne rozstanie. Dusza pociesza, przypomina złodziejowi, że jest katolikiem, a katolicy wierzą przecież w zmartwychwstanie ciał.
SALA OPERACYJNA. ZMARTWYCHWSTANIE
Niemiec budzi się po przeszczepie, jęczy. Choremu wydaje się, że wylądował w kryminale. Czuje, że ma coś na sumieniu, ale nie umie tego skonkretyzować. Mówi wulgarnie, trochę z knajacka. Lekarze są zaniepokojeni. Tymczasem Niemiec "rozkręca się", krzyczy, że ma ochotę rozpierdolić to więzienie, tak żeby nie został kamień na kamieniu, sieje wizję podpaleń i zagłady, a jednocześnie poucza personel, że ten służy na państwowym urzędzie i jest zobowiązany mówić prawdę. W pacjencie miesza się słowiańskie serce i germański rozum. Lekarze dochodzą do przekonania, że wszyte serce to nie tylko mięsień. Łapią się na tym, że zaczynają ulegać zabobonom. Wierzą, że polskie serce w połączeniu z niemiecką krwią są odpowiedzialne za opłakany stan Niemca. Pacjent staje się coraz bardziej kłopotliwy, lekarze postanawiają dać mu środek nasenny.
CHÓR
Śpiewa o własnej mądrości i przenikliwości, padają m.in. słowa: "Chór powinien być mądrzejszy od wszystkich, ponieważ chór jest znikąd" oraz "Chór składa się z duchów, które widziały niejedno. I z ciał, które niejedno czuły". Pieśń chóru dotyczy zmierzchu życia, które kiedyś ustanie. Jednocześnie chór, ironicznie, komentuje własną tożsamość komentatora i dalej "wypluwa" z siebie pieśń o złodziejach, psach, kobietach i samochodach. Ostatecznie nazywa swoją opowieść brednią, która jednak jest niezbędna do życia.
POKÓJ W SZPITALU. NOC. ŁÓŻKO. DWIE POSTACIE. JEDNA LEŻY, DRUGA SIEDZI OBOK.
Dusza Polaka-złodzieja zgodziła się jeszcze na chwilę w niego wejść. Teraz Polak budzi Niemca. Przedstawia się jako podróżnik, wspomina o samochodach. Niemiec natychmiast nawiązuje nić porozumienia i pyta o ulubioną markę. Po chwili Polak przyznaje, że Niemiec ma wszyte jego serce. Pacjent chce w nim rozpoznać studenta germanistyki, zaczyna cytować Goethego. Okazuje się jednak, że serce należy do złodzieja samochodów. Początkowo Niemiec chwyta się za głowę... i za serce, ale potem konwersuje już ze złodziejem jak równy z równym, zachwalając dokonania niemieckiej motoryzacji. W końcu pyta: "Jaka w gruncie rzeczy jest różnica między filologiczną analizą Goethego a podpierdoleniem beemwu przy tych wszystkich jego cudownych zabezpieczeniach...". Niemiec dalej "galopuje" wychwalając młodzieńczą energię, jaką nieoczekiwanie został obdarzony oraz... niemieckie lotnictwo. Tymczasem słowiańska dusza Polaka wspomina słowa babki, która doskonale pamiętała cuda niemieckiego lotnictwa i eleganckich oficerów. Podczas rozmowy Polak kładzie się na łóżku obok Niemca, przytulają się do siebie. Chaotyczna rozmowa toczy się dalej, mowa jest o niemieckim marszu na Wschód, o kurach, Ruskich i motoryzacji z czasów wojny. Tymczasem zaczyna świtać. Obaj zasypiają.
Monika Mokrzycka-Pokora wrzesień 2007 | |