Od wczesnych lat 90. mik!musik dostarczało nam nietuzinkowych płyt: czasami były to po prostu piosenki, kiedy indziej dziwne, eksperymentalne konstrukcje; od coverów Prince’a do anonimowych techno-podróży z RSS B0YS. Od 18 stycznia w warszawskiej kawiarni Nie Zawsze Musi Być Chaos możemy oglądać wystawę poświęconą mik!musik, a w Culture.pl rozmawiamy z Wojciechem Kucharczykiem o tym, czym może być wytwórnia muzyczna i o prognozach na przyszłość: czy usłyszymy wreszcie coś nowego?
*czytelniku, który nie jesteś jeszcze zaznajomiony z twórczością Mik Musik i dźwiękowym uniwersum Wojciecha Kucharczyka: klikaj w gwiazdki rozmieszczone w tekście - dowiesz się czegoś więcej*
Wojciech Kucharczyk macha rękami, fot. Jakub Adamec
Filip Lech (culture.pl): Mam wrażenie, że wytwórnia muzyczna, żeby zostać zauważoną i docenioną, musi stworzyć swoją własną mitologię.
Wojciech Kucharczyk (Mik Musik): Wczoraj rozwieszając wystawę uświadomiłem sobie tę mitologię. Obiegowe opinie czasem nie są prawdą; zdarza się źle skonstruowany tekst promocyjny, w którym nieopatrznie dodano jedno słowo za dużo. Na przykład płyta Dwutysięcznego*: większość myśli, że została stworzona ze starych, nieużytych nagrań z szuflady. A naprawdę wszyscy wysłaliśmy Błażejowi nowe nagrania, ja wysłałem ze 40 minut nowych loopów*, czasami gotowych kompozycji. To akurat nie jest płyta wydana przez Mik, ale jest świeżym, powiązanym i dobrym przykładem. Takich historii urodziło się trochę za dużo. Może trzeba prostować, pewne rzeczy zapisywać, auto-autoryzować? Żeby powiedzieć jaka była prawda, albo stworzyć własną mitologię. Czasem okazuję się, że takie lekkie, nieświadomie przekręcenie lepiej o czymś opowiada niż ''prawdziwa'' historia.
Płyta Dwutysięcznego powstawała w niecodziennych warunkach, a w jaki sposób pracujesz nad własnym materiałem?
Pracując nad płytą słucham jej czasami po 300 razy, a po skończeniu już jej nie słucham, ile można. Znasz każdą warstwę na pamięć, ale po pewnym czasie dzieje się tak, że już nie słyszysz w tym swojej muzyki. Nie jestem w stanie odtworzyć w jaki sposób te nagrania powstały, a są ludzie, którzy pamiętają kazdą nutę* którą kiedyś napisali. Ja czasami jestem zaskoczony, że udało mi się osiągnąć jakiś efekt. To jest jedna z tych rzeczy, które mnie w tej robocie pociągają – artysta jako medium. Według mnie to nie jest irracjonalne – jakaś biologiczna-fizyczno-chemiczna kwestia. Może właśnie stworzyłem jakiś mit.
To może stworzymy naprędce krótki zbiór mitów Mik Musik i Wojciecha Kucharczyka? Mamy już pierwszy mit o tym, że czasami historia wynikająca z pomówienia może być ciekawsza niż autentyczna, i drugi o mediumicznym charakterze wytwarzanej muzyki. Artyści, słuchacze, sytuacje koncertowe, muzyka, płyty jako przedmioty – czym właściwie jest mik!musik?
Chyba wszystko po trochu, i to cały czas się zmienia. Kiedyś na przykład było tak, że wszyscy ''mikowcy'' o 11 rano włączali swoje komputery i rozpoczynali pracę dla wspólnego dobra. Piotrek Połoz* zajmował się bookingiem, Bartek Kujawski* ogarniał techniczne sprawy, stronę internetową, rodzące się wtedy social media. Na wystawie wiszą różne hasła (Wojtek wskazuje na napisy - ''Gałgan techno'', ''Jazzu słuchają ludzie w brzydkich butach''), przygotowywaliśmy je na pierwszą dużą prezentację mikowej grafiki w CSW, jakieś 8 lat temu. Przez dwa wieczory leżeliśmy na podłodze w hotelu, wypełnialiśmy kilkaset takich formularzy, umierając ze śmiechu, reagując zabawą słowem na problemy, które nas bawią i bolą. To dla mnie symboliczny moment tej współpracy, przecięcia się osobowości wielu osób, każdej na swój sposób charyzmatycznej.
Wywiad został przeprowadzony dokładnie przy tym stole (Bałuty, Bangkok, Barcelona w Nie Zawsze Musi Być Chaos fot. Michał Dąbrowski)
Oczywiście ludzie potrzebują zmian. Po jakimś czasie pomyślałem ''chyba znowu jestem sam'' i zahibernowałem* na jakiś czas Mik Musik. Teraz, dwa lata po reaktywacji wytwórni, znowu czuję, że ten kolektyw się tworzy, ale trochę na innej zasadzie. Kiedy udaje nam się spotkać w jednym miejscu* to czujesz tę energię - pomimo pełnej autonomii każdego kieruje nami jeden cel. Zawsze mnie to budowało, tak rozumiem wydawanie muzyki i w ogóle rozpowszechniania sztuki - chodzi o udostępnianie, katalizowanie, stworzenie platformy porozumienia dla grupy osób. To nie jest próba zalania rynku naszymi produktami.
Po prawie 20 latach prowadzenia wytwórni jest spora grupa ludzi, przede wszystkim młodych, pokolenie, albo nawet dwa, młodszych ode mnie, którzy rozumieją to bez szczególnych tłumaczeń, naturalnie. W latach 90. byliśmy kosmitami, dlatego nas zauważali, nie zawsze doceniając treść naszych działań.
Kolejnym mitem mik!musik jest anonimowość. Od 2012 roku w sekretnej serii ukazały się nagrania RSS B0YS, Paweł Pesel, Mangrove Mangrave.
Sekretna seria wymaga wiele pracy, pojawiają się niespodziewane kłopoty. Chcieliśmy tak wydać Wilhelma Brasa*, ale materiał był zbyt charyzmatyczny. W przypadku wielu artystów pojawiał się problem z ich ego… Dla mnie sekretna seria to ciekawy projekt socjologiczno-antropologiczny, chociaż trudno znaleźć chętnych.
Myślisz, że kiedyś ludzie przestaną dociekać kim są ukrywający się twórcy i zostaną słuchaczami?
Chyba nieprędko, bo ludzi to pociąga. To jakiś archetyp, mitologizująca sytuacja, i dreszcz emocji; idąc na koncert takiego artysty zastanawiasz się - ''a może stałem obok niej/niego przy barze'', ''może to mój kolega''.
W mikowych komunikatach, które nadajesz przez media społecznościowe* pojawia się wezwanie do zrywania z przeszłością, tworzenia czegoś zupełnie nowego. Skąd wzięły się Twoje futurologiczne zainteresowania i co z teraźniejszością?
To co jest interesuje mnie coraz bardziej, ale dzisiaj wszystko jest w ciągłym ruchu; teraźniejszość cały czas się przesuwa. To zaznaczanie przyszłości bierze się z mojej głębokiej potrzeby usłyszenia muzyki, która jest w każdej swojej warstwie czymś absolutnie nowym, rewolucyjnym. Nie mówię, że taka muzyka nie powstała, ale ja nigdy takiej muzyki nie słyszałem. Znam muzykę, która była czymś kompletnie nowym i przełomowym kiedyś. Jak słucham nowych albumów, to bardzo mocno zwracam uwagę na to, czy jest tam jakiś element innowacyjności.
Co to było?
Ostatnio poruszyły mnie w tym kontekście najbardziej nagrania w stylu Shangaan Electro*, tam jest najwięcej czegoś, czego nigdy nie słyszałem. Elektroniki słucham od zawsze, muzyki afrykańskiej trochę krócej, ale wytrwale - i nagle napotkałem dziwne połączenie, z którego coś nowego wynika.
W naszym kręgu kulturowym wszystko jest obciążone znaczeniami, intelektem, rozsądkiem, rynkiem i tak dalej. Ludzie boją się rewolucyjnych ruchów, a ci którzy próbują, są schowani, niewidoczni, zamknięci. Chodzi o to, żeby powiedzieć: ''dobra, ja już nie stosuję hi-hata'' i znaleźć nowe elementy, które oddziałują na ciało w podobny sposób.
O, innym przykładem może być footwork*. W sensie konstrukcji, produkcji to jest nowe - masz bas, którego na większości zwykłych głośników nie usłyszysz; potem długo, długo nic; pośrodku trochę sampli; dopiero na górze super ostre hi-haty. Oni używają starych maszyn - TR-808* i tak dalej - szkoda, że na nową konstrukcję są nałożone stare maszyny. Pewnie wynika to z tego, że nie ma nowych urządzeń, które są tak samo charyzmatyczne i nie wymagają żadnych obróbek - włączasz, każdy ją rozpoznaje, ale ma ona taki rodzaj szlachetności, że nie musisz z tym niczego robić*.
Dlatego zamknąłem Complainera*, nagrałem trzy płyty z coverami i stworzyłem masę krytyczną dla samego siebie - stwierdziłem, że już dalej nie mogę. Wymyślenie czegoś, czego wcześniej nie robiłem, to naprawdę ciężka praca i jeszcze długa droga przede mną.
To trochę postawa przeciwko vintage, przeciwko retromanii.
Może to kwestia gustu. Vintage stało się kwestią lajfstajlową, estetyczną, modową i śmieszy mnie, gdy młodzi ludzie udają, że mamy 1969. Nie, mamy 2014! Kiedy słuchasz świadomie muzyki od ponad 40 lat, to w pewnym momencie zastanawiasz się, ile razy możesz słuchać tych starych nagrań. Cieszę się, że w odtwarzaczach moich dzieci możesz znaleźć prawie wszystko - od Beatlesów i Presleya, po Traxmana, Major Lazer i na środku Prince. To jest świetne, ale mam to za sobą; nie mówię, że wszystko słyszałem (siedzimy w pomieszczeniu, które pełne jest płyt, głównie z muzyką klasyczną - przyp. fl). Ale muszę się skupić. Nie chcę wpadać w fatalistyczne tony, ale 45 lat… To jest moment środkowy…
Poruszyłeś przykłady bardzo mi bliskie, szczególnie footwork - byłem zachwycony, kiedy go po raz pierwszy usłyszałem. Wcześniej znałem jakieś jukowe nagrania, ale footwork jest o wiele bardziej bezkompromisowy, właściwie agresywny. Miałem wrażenie, że obcuję z czymś naprawdę istotnym (w muzyce nie zdarza się to zbyt często, zwłaszcza jeśli chodzi o nowe produkcje). To muzyka użytkowa - powstaje w konkretnym celu, żeby tańczyć. Kiedy artyści pożyczają z niej tylko pewne elementy nie działają one tak mocno.
Bardzo chciałbym znaleźć się kiedyś na prawdziwej ghetto-house’owej bitwie. Cieszę się, że istnieje Polish Juke Community, ale zastanawiam się w jaką stronę to pójdzie - to trochę tak, jak Polacy grający sambę, to zawsze będzie próba reprodukcji. Popatrz na recepcję muzyki afrykańskiej; kiedyś byłem na koncercie Salifa Keïte w Chorzowie - teatralna sala, czerwone fotele, Wersal, wszyscy siedzą. Po trzecim utworze Salif przyklęknął (a trzeba pamiętać, że ma królewskie korzenie) i powiedział: ''przepraszam bardzo, ale jak wy będziecie siedzieć, to my nie jesteśmy w stanie grać''.
Może potrzeba nam więcej muzyki, która nie stara się być dziełem sztuki, ale służy zabawie, ruchowi. Teraz odradza się polska muzyka wiejska, tradycyjna - to też jest muzyka grana z myślą o tańcu, weseleniu się.
To wynika z podziałów na sztukę wysoką i niską, a przecież to od dawna już tak nie działa. Próbowałem pracować z akademikami, ale nigdy się to do końca nie udawało. Nawet jeśli udawało się na poziomie intelektualnym, to gorzej było z emocjami.
W legendarnej pracy ''African Rhythm and African Sensibility'' Johna Millera Chernoffa jest jasno napisane, że afrykańska muzyka nie istnieje bez ruchu. Grać dla samego siebie? Nie ma określenia na taką czynność, muzyka jako taka istnieje tylko w kontekście tańca, ruchu ciała. My mamy balet, muzykę taneczną… Przecież to wszystko jest sztuczne, krzesełka w salach koncertowych pojawiły sie trochę więcej niż sto lat temu. Wcześniej to była impreza, na operę się szło, żeby się zabawić; jak jakaś aria się spodobała, to tenor musiał pięć razy zaśpiewać. Ja mówię na swoich koncertach: ''Dzień dobry, ta impreza ma charakter taneczny''. Zróbcie z tym co chcecie, ale naprawdę będzie mi się lepiej grało, jeśli będziecie jakkolwiek się ruszać.
Autor: Filip Lech, styczeń 2014
Dwutysięczny
Projekt Błażeja Króla (z zespołu UL/KR), który został wydany przez Sangoplasmo Records (na kasecie) i Bocian Records (na CD). Muzyka Dwutysięcznych składa się z nagrań Jerzego Mazzola, Radka Dziubka i Wojciecha Kucharczyka - muzyka tych twórców zainspirowała Błażeja Króla na samym początku XXI wieku (czyli w roku 2000). Dlatego poprosił ich, żeby nagrali materiał, który został potem przez niego zmiksowany.
Loop
Mówiąc po polsku ''pętla''. Kilkusekundowy fragment muzyczny wykorzystywany w muzyce elektronicznej, zapętlony (to znaczy puszczany ciągle od nowa) może stanowić część składową utworu, albo osobne, pełnoprawne dzieło.
Pamięć absolutna
Nie posiada jej Wojciech Kucharczyk, ale natura obdarzyła nią Krzysztofa Pendereckiego. Kiedyś służba celna zatrzymała partyturę jednego z jego najbardziej znanych i najbardziej skomplikowanych (''Ofiarom Hiroszimy - Tren''), obawiając się, że zawiera jakieś informacje godzące w bezpieczeństwo Układu Warszawskiego. Kompozytor musiał odtworzyć utwór na nowo, z pamięci. Po kilku miesiącach otrzymał go z powrotem, okazało się, że jego rekonstrukcja była identyczna z oryginałem. Więcej o Pendereckim możesz dowiedzieć się z artykułu ''Dendrolog, dyrygent, kompozytor''.
Piotr Połoz
Łódzki muzyk, znany z grupy Psychocukier, występował pod pseudonimami Tsar Połoz i Deuce. Swoją pierwszą płytę w Mik Musik wydał w roku 2001, w 2013 roku wydał w Miku monumentalną składankę ''My Name Was Deuce'', na której znalazło się 99 utworów.
Bartek Kujawski
Kolejny łódzki artysta związany z Mik Musik. Pod własnym nazwiskiem nagrywa kompozycje eksperymentalne, ale kojarzony jest przede wszystkim jako 8rolek - pod tym pseudonimem tworzy muzykę taneczną (również eksperymentalną).
Hibernacja
Mik Musik przeszedł w stan hibernacji w 2008 roku, wtedy została wydana książko-płyta ''Na Sam Koniec'' podsumowująca dotychczasowe działania wytwórni, która wróciła do życia (ze zdwojoną siłą) w 2012 roku.
Spotkania
Spotkania rodziny Mik Musik - najczęściej dochodzi do nich na festiwalach, w 2013 roku mikowcy prezentowali się na festiwalu Tauron Nowa Muzyka (mieli własną scenę!) i na krakowskim Unsoundzie. Podczas tych występów mogliśmy zobaczyć artystów takich jak: Wojciech Kucharczyk, 8rolek, Tsar Połoz, Lugozi, Iron Noir, Wilhelm Bras, DJ Czarny Latawiec, RSS B0YS, CO i niezastąpionych Pussykrew.
Wilhelm Bras
Pseudonim Pawła Kulczyńskiego, autora instalacji dźwiękowych i bardzo złożonej muzyki tanecznej pisanej na syntezatory modularne.
Media społecznościowe
Mik Musik wytrwale prowadzi konto na facebooku i twitterze.
Shangaan Electro
Muzyczny fenomen pochodzący z RPA, a dokładniej rzecz biorąc z obszaru miejskiego Soweto. Charakteryzuje się wyjątkowo szybkim tempem (przynajmniej 180 bitów na minutę) i specyficznym, żywiołowym tańcem.
to styl pochodzący z Chicago, stworzony w dużej mierze przez tancerzy dla tancerzy, chcieli stworzyć muzykę przy której można tańczyć kładąc nacisk na stopy - w bliźniaczym gatunku juke tańczy się głównie pośladkami. Wysoce synkopowym, do bólu repetytywnym i konsekwentnie zapętlającym się frazom towarzyszą wulgarne, monotonnie sylabizowane zdania.
TR-808
Jedna z kultowych maszyn perkusyjnych produkowanych dawniej przez firmę Roland.
Taki rodzaj szlachetności, że nie musisz z tym niczego robić*.
Maszyny perkusyjne, syntezatory i inne analogowe urządzenia do tworzenia muzyki elektronicznej posiadają bardzo charakterystycze brzmienie, właściwie nie dające się niczym zastąpić. Niektórzy twierdzą, że syntezatory mają dusze.
Complainer
Pseudonim Wojciecha Kucharczyka, który tworzył także zespół The Complainer & The Complainers (swego czasu bardzo popularny, zaśpiewał z nimi nawet Artur Rojek).