- Ogromnie się cieszę, że z tak "przykrego" incydentu może wyniknąć coś pozytywnego, że Tęcza może łączyć tyle różnych osób do wspólnego działania - komentuje w rozmowie z Culture.pl przebywająca obecnie w Edynburgu autorka instlacji Julita Wójcik. - Dziękuję wszystkim ludziom, których wsparcie i zaangażowanie dowodzi, że istnienie sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej jest akceptowane i potrzebne. I wciąż obserwuję to narastające swoiste "tęczowe darcie pierza" - mówi artystka.
Bo wyrastająca w sąsiedztwie kościoła i modnych warszawskich knajp Tęcza miała łączyć, a nie dzielić, symbolizować Warszawę otwartą i tolerancyjną. Wypleciona z kilkunastu tysięcy wielobarwnych kwiatów ponad 9-metrowa konstrukcja miała dawać radość i pretekst do miłego relaksu na trawie. Tak było w 2010 r. gdy podpierała rozsypujące się mury klasztoru kamedułów w Wigrach, czy rok później, gdy wielobarwny łuk witał gości Parlamentu Europejskiego w Brukseli podczas naszego przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej. Mimo serii pozytywnych skojarzeń, m.in. z ruchami emancypacji mniejszości seksualnych, Wójcik chciała, żeby tęcza była wolna od społecznego i politycznego zaangażowania. - Miała być po prostu piękna - przypomina artysta.
Oświadczenie Instytutu Adama Mickiewicza w sprawie spalenia tęczy
Tymczasem w płomieniach stała już cztery razy, a wypalony szkielet konstrukcji nieoczekiwanie stał się mocną metaforą podzielonego kraju. Albo, jak woli Wójcik - opamiętania. Za każdym razem artystka mogła jednak liczyć na sympatię i solidarną pomoc - najpierw wolontariuszy przez wiele tygodni cierpliwie wycinających i nawlekających tysiące kwiatów na druciki, a teraz także wzburzonych aktem wandalizmu internautów. Bez nich rekonstrukcja Tęczy nie byłaby możliwa.
Żaroodporni
"Niewzruszeni! Całujemy się pod tęczą" wydarzenie pod takim tytułem powstało na Facebooku w poniedziałek późnym wieczorem zaledwie kilka godzin po podpaleniu 'Tęczy". Organizatorki tego czułego protestu obywatelskiego zapraszają na happening wszystkich, którzy tak, jak one mają dość agresji w przestrzeni miejskiej. Chętnych nie brakuje.
- Chcemy pokazać, że miłości i wolności, którą w sobie mamy nie wzruszą żadne agresywne gesty. Pokażemy, że jesteśmy odporni na podpalenia! - piszą na swoim profilu, wywołując fale komentarzy: - Nie da się aresztować idei. Ani spalić - dorzucają internauci. - Stając pod tęczą w piątek ludzie nie będą się chwalić orientacją seksualną - bo to kompletnie bez znaczenia. Będą protestować przeciwko brutalnej sile, która unicestwia dzieła sztuki, a pragnie unicestwiać także ludzkie poglądy, pragnie świata jak z orwellowskiego koszmaru- czytamy na profilu wydarzenia.
Niesłabnący zapał i zaangażowanie użytkowników dają nadzieję na szybkie zreperowanie zniszczonego miejskiego symbolu. Z każdą godziną tęcza odzyskuje swoje kolory. Warszawiacy spontanicznie dekorują metalową konstrukcję żywymi kwiatami i laurkami w nadziei, że ich gest nie pozostanie niezauważony. Gałęzie róż, gerberów i tulipanów w błyskawicznym tempie zapełniają osmolony stelaż, a inicjatorzy zdobywającej coraz większą popularność internetowej akcji "Wetknij kwiatek w tęczę" z humorem apelują: - Prosimy tylko bez akrobacji! Celem tej inicjatywy nie jest trwała ingerencja w dzieło artystki. Jest wyrazem poparcia dla tej instalacji i jak najszybszej jej odbudowy. - To trochę tak, jakby namalować spalony obraz na nowo. Tym sposobem tęcza będzie wiecznie żywa! - cieszą sie internauci. Swoje popracie dla odbudowania tęczy wyrazili w ten sposób m.in. Edyta Górniak, Ambasador Szwecji Staffan Herrström, przedstawiciele organizacji społecznych oraz ponad tysiąc osób, które udostępniło już w internecie zdjęcia dokumentujące kwiatowo -tęczowe kompozycje.
Także prezydent miasta Hanna Gronkiewicz-Waltz obiecała, że tęcza będzie odbudowywana za każdym razem, aż do skutku.To ważny gest sprzeciwu wobec chuligańskiego terroru. Internauci, oprócz pomysłów na nową aranżację tęczy - np. w kolorze biało-czerwonym lub w barwach Legii, mają też pomysł na to, kto mógłby za to wszystko zapłacić.
Razem przeciwko przemocy
- Uczestnicy Marszu spalili, niech organizatorzy Marszu odbudowują!I bez żadnych rekompensat finansowych. Własnymi rękami i w obecności kamer! - proponują twórcy rekordowego pod względem popularności profilu
"Żądam odbudowania tęczy na Pl. Zbawiciela przez Ruch Narodowy". W ciagu kilku dni zgromadził aż 50 tysięcy fanów. Nieustannie dołączają kolejne osoby. To cieszy Pawła Potoroczyna, dyrektora
Instytutu Adama Mickiewicza w Warszawie, który jest producentem Tęczy.
- Warszawiacy po raz kolejny nie pozostali obojętni wobec aktów niszczenia naszego miasta. Tuż po informacji o podpaleniu dostaliśmy pierwsze propozycje pomocy, wsparcia finansowego i akcji crowdfunding. Kolejne wciąż napływają. Autentyczny ruch społeczny, jaki rośnie na Facebooku, przerósł nasze wszelkie oczekiwania -
pisze Potoroczyn w oświadczeniu.
Zdecydowanej reakcji społecznej domagają się także organziatorzy piątkowego marszu w obronie tęczy. - Stanowczo sprzeciwiamy się działalności faszyzujących bojówek na ulicach polskich miast - zarówno 11 listopada, jak i każdego innego dnia. Chcemy, aby w otaczającej nas przestrzeni wszyscy mogli czuć się bezpiecznie. Apelujemy zatem o poparcie i przyłączenie się do obywatelskiego protestu. Wspólnie zademonstrujmy przeciwko przemocy, wykluczeniu i dyskryminacji.
Legalna manifestacja wyruszy w piątek 15 listopada o 17:30 spod bramy Uniwersytetu Warszawskiego. Wcześniej - od godz. 16:00 na Placu Zbawiciela będzie się można w obronie Tęczy pocałować.