Jako pracownik ośrodka pomocy społecznej Irena Sendlerowa miała przepustkę do dzielnicy zamkniętej. Współpracowała z polską organizacją pomocową działającą pod niemieckim nadzorem i zorganizowała przemycanie dzieci żydowskich, umieszczając je w rodzinach polskich, domach dziecka i u sióstr katolickich w Warszawie, Turkowicach i Chotomowie.
Powstała w grudniu 1942 roku Rada Pomocy Żydom Żegota mianowała ją szefową wydziału dziecięcego. Aresztowana w październiku 1943 roku przez gestapo, była torturowana i skazana na śmierć. Żegota zdołała ją uratować, przekupując niemieckich strażników. W ukryciu pracowała dalej nad ocaleniem żydowskich dzieci. Po wojnie współorganizowała domy dla sierot wojennych i ludzi starszych, którzy w czasie wojny stracili najbliższych. Dane jej było doświadczyć prześladowań komunistycznego Urzędu Bezpieczeństwa, w ostatnich tygodniach ciąży była wielokrotnie wzywana na przesłuchania - jej dziecko urodziło się przedwcześnie i zmarło.
Z Anną Mieszkowską - autorką książki o Irenie Sendlerowej - rozmawia Janusz R. Kowalczyk:
Janusz R. Kowalczyk: Pani książka "Matka dzieci Holocaustu. Historia Ireny Sendlerowej" ciągu ostatnich dziesięciu lat została przetłumaczona na języki: niemiecki, hiszpański, włoski, hebrajski, francuski, portugalski, czeski, angielski. Ukazała się nawet w tak egzotycznych dla nas państwach jak Brazylia czy Gruzja. Jak pani tłumaczy przyczynę podobnego nią zainteresowania?
Anna Mieszkowska: Historia Ireny Sendlerowej jest uniwersalna. Pani Irena podejmując się trudnego zadania niesienia pomocy Żydom – dzieciom i osobom dorosłym, skazanym przez Niemców na Zagładę, robiła to z potrzeby serca. Nie działała z pobudek religijnych czy politycznych. Jej ojciec, który był lekarzem społecznikiem, przekazał córce dwa przykazania. Pierwsze, że nie ważna jest rasa, narodowość czy religia. Tylko to, jakim ktoś jest człowiekiem: dobrym lub złym. Oraz drugie: każdemu kto tonie należy podać rękę. Przykazania doktora Stanisława Krzyżanowskiego towarzyszyły pani Irenie do końca życia. Mówiła o tym wszystkim, którzy ją odwiedzali. Ja też na spotkaniach autorskich w innych krajach zawsze o tym mówię i te słowa poruszają słuchaczy.
Pani książka stała się podstawą scenariusza amerykańskiego telewizyjnego filmu fabularnego "The Courageous Heart of Irena Sendler" Johna Kenta Harrisona. Skąd zainteresowanie Amerykanów Ireną Sendlerową?
Amerykanie zainteresowali się polską bohaterką, ponieważ to cztery kilkunastoletnie uczennice z Kansas opisując jej historię w dziesięciominutowej sztuce napisanej na szkolną olimpiadę historyczną odkryły Irenę Sendlerową dla świata, ale... i dla Polski.
John Kent Harrison był reżyserem filmu "Jan Paweł II" z Jonem Voightem. Zna pani przyczyny jego przychylności dla spraw polskich?
Nie. Ale wiem, że pokochał nasz kraj. Przystępując do pracy nad scenariuszem przeczytał mnóstwo książek, rozmawiał z uratowanymi dziećmi Holokaustu oraz z historykami. Był w Yad Vashem. Nie poznał już osobiście pani Ireny. Ale był na jej pogrzebie. Widziałam jego wzruszenie. Starał się napisać dobry scenariusz, ale ostateczny jego kształt zależał od producenta filmu. Zrozumiałam, że nie na wszystko mogę mieć wpływ. Zdjęcia realizowano w listopadzie 2008 roku. A Wielka Akcja wywózek z getta warszawskiego do Treblinki to był lipiec i sierpień 1942 roku. Aktorzy grali w trudnych warunkach: było zimno, spadł nawet śnieg.
Gdzie książka o Irenie Sendlerowej była najżywiej przyjmowana?
Po ukazaniu się pierwszego wydania, ktoś mi życzliwy powiedział: "Nie licz na to, że tę książkę docenią Polacy i Żydzi. Docenią ją Niemcy!". "Dlaczego?" – zapytałam. Usłyszałam, że w przekazie Ireny Sendlerowej nie ma nienawiści. I w mojej książce nie ma nienawiści. Bo bohaterka tej opowieści nie przekazała mi tych złych emocji. Gdy Irenę Sendlerową zapytano, czy ma żal do narodu niemieckiego, odpowiedziała: "Nie mam żalu. Ale mam pamięć". Ta książka jest opowieścią o trudnej pamięci, ale nie ma charakteru oskarżycielskiego, rozliczeniowego.
Pierwsze wydanie zagraniczne ukazało się w Niemczech jeszcze za życia pani Ireny. I po nim zaraz przyszła wiadomość, że zespół szkół dla dzieci specjalnej troski w Hohenroth w Bawarii prosi o zgodę na przyjęcie imienia Ireny Sendlerowej. To nauczycielki z tej szkoły w 2007 roku wspólnie z młodzieżą polską posadziły przywiezioną z Niemiec jabłonkę w parku otaczającym pomnik Bohaterów Getta.
Kilkunastu Niemców po lekturze przyjechało do Warszawy poznać panią Irenę. Ona była tym wzruszona, a ja miałam cichą satysfakcję. Niemcy, kobiety ale i mężczyźni, osoby starsze, ale i młodzież – płakali w pokoiku przy Sapieżyńskiej.
Czy poznała pani dzieci Holokaustu ocalone przez Irenę Sendlerową?
Tak. To były bardzo trudne spotkania. Byłam świadkiem wizyty pani Miriam Turkow. Przyjechała ze Stanów Zjednoczonych w 2004 roku odwiedzić panią Irenę. Ostatni raz widziały się w 1946 roku. To jest dziewczynka z filmu, która została wyprowadzona przez gmach sądów. Dzięki książce odnaleźli panią Irenę krewni jej łączniczek, a nawet sąsiadka z ulicy Ludwiki na Woli. To ona, razem z matką widziała z okna swojego mieszkania, jak gestapo wyprowadzało Sendlerową do samochodu.
Czy te spotkania wniosły coś nowego do pani opowieści?
To są dzisiaj już starsze osoby, mają 74–85 lat. Mieszkają w kilku krajach świata. Reprezentują różne zawody. Mają rodziny lub żyją samotnie. Wszyscy zmagają się z problemami zdrowotnymi, cierpią z powodu bólu pamięci, na który nie ma lekarstwa. Te dolegliwości potęgują się z wiekiem. Dokucza im nerwica, bezsenność, klaustrofobia. Mają poczucie osamotnienia w cierpieniu. Ich współmałżonkowie, dzieci i wnuki nie zawsze znają prawdę o ich wojennych przeżyciach. Często korzystają z pomocy terapeutów. Uważają, że Irena Sendlerowa była jedyną osobą, która ten ból pamięci rozumiała.
Pracuję nad inną wersją tej historii. Ukaże się w lutym 2014 roku. Na urodziny pani Ireny.
Irena Sendlerowa, jak również jej wyrazisty wizerunek w pani książce, zasługuje na polską ekranizację.
Życzeniem Ireny Sendlerowej było, aby powstał film nie o niej, ale o uratowanych dzieciach i ich matkach. Dla pani Ireny to właśnie kobiety, które powierzały swoje dzieci obcym ludziom z nadzieją, że w ten sposób mogą zostać one ocalone, zasługują na pamięć. Nazywała je prawdziwymi bohaterkami czasu wojny. A o dzieciach mówiła, że to "mali bohaterowie matczynych serc".
Pani Irena prosiła, aby pamiętać o tym, że nie działała sama. Pomagało jej wiele osób. Ich losy też powinny zostać utrwalone. Każda historia jest inna. Nie ma dwóch jednakowych opowieści. To mógłby być serial o uratowanych i ratujących. Może kiedyś powstanie.
Andrzej Wolf jeszcze za życia pani Ireny nagrał z nią wiele godzin rozmów. Miał to być materiał podstawowy do dokumentu o jej działalności. Na ostatnim Festiwalu Filmów Historycznych i Wojskowych został pokazany jako "Historia Ireny Sendler". Ale jeszcze go nie widziałam.
Czy jest coś w historii Ireny Sendlerowej, co chciałaby pani sprostować?
Irena Sendlerowa nigdy nie należała do Armii Krajowej. A taką informację podają liczne źródła. Nie była też "dobrą przyjaciółką Marii Skłodowskiej-Curie", co można przeczytać w Wikipedii. A jej mąż nie był Niemcem.
Rozmawiał Janusz R. Kowalczyk, październik 2013