Przed Malinowskim popularna była antropologia gabinetowa. Parający się nią dżentelmeni sami nie zadawali sobie trudu prowadzenia badań terenowych, tylko analizowali informacje dostarczane przez kupców, marynarzy czy misjonarzy. Jak można się domyślić, zachodziło tu często zjawisko "głuchego telefonu": podróżnicy podkoloryzowywali swoje relacje, skupiali się na "sensacyjnych" z europejskiego punktu widzenia różnicach kulturowych.
Malinowski stał się bohaterem czytanek adeptów nauk społecznych na całym świecie, bo opracował swoisty kodeks prowadzenia badań terenowych, w zasadzie niezmienny do dziś. W skrócie, opierał się on na "obserwacji uczestniczącej": długotrwałym i intensywnym pobycie wśród badanej społeczności ("namiot rozbity pośród wioski"). Równie ważne było porzucenie kategorii myślowych i stereotypów, wywodzących się z kultury badacza, i próba uchwycenia sposobu myślenia miejscowych.
Tyle o Malinowskim. Poznajcie sylwetki mniej znanych pionierów współczesnej antropologii.
Etnografia na zesłaniu
Dwaj znakomici polscy badacze być może nigdy etnografami by nie zostali, gdyby nie byli więźniami politycznymi. Mowa tu o Wacławie Sieroszewskim i Bronisławie Piłsudskim.
Wacława Sieroszewskiego (1858 - 1945) los nie rozpieszczał: matka wcześnie zmarła, ojca skazano na długoletni wyrok za udział w powstaniu styczniowym. Sam Sieroszewski został wydalony z gimnazjum za uczestnictwo w tajnych stowarzyszeniach patriotycznych i ostentacyjne mówienie po polsku. Związał się z ruchem socjalistycznym i jako dwudziestolatek znalazł się w osławionym X Pawilonie warszawskiej Cytadeli. Nie zabawił tam jednak długo – za udział w buncie, podczas którego zaatakował carskiego generała, i wydawanie nielegalnej gazetki więziennej zesłano go na Sybir.
W 1880 znalazł się w Wierchojańsku, gdzie ożenił się z młodą Jakutką, Ariną Czełba-Kysą. Dwukrotnie podejmował próbę ucieczki z innymi współwięźniami, w czym pomagała mu żona. Złapany i osądzony jako przywódca dezerterów, dostał kolejny wyrok wieczystego osiedlenia się "sto wiorst od drogi handlowej, rzeki, i miasta". Życie wśród autochtonicznej ludności zaowocowało fundamentalną pracą "Dwanaście lat w kraju Jakutów". Przyjaźń z jakuckim szamanem pozwoliła Sieroszewskiemu dokładnie opisać ich system wierzeń.
Bronisław Piłsudski (1866 - 1918), starszy brat Józefa, podczas studiów prawniczych w Petersburgu zetknął się ze środowiskiem rewolucjonistów skupionych w organizacji Narodnaja Wola. Brał udział w przygotowaniach zamachu na cara Aleksandra II. Spiskowców zdekonspirowano, część z nich powieszono (między innymi Aleksandra Uljanowa, starszego brata Lenina), reszta dostała wieloletnie wyroki syberyjskiej katorgi.
Skazany na 15 lat zsyłki Piłsudski trafił na wyspę Sachalin. Pracował najpierw przy wyrębie lasu, później jako cieśla przy budowie cerkwi. Na Sachalinie brakowało ludzi wykształconych, więc z czasem przydzielano mu różne zadania: był nauczycielem, pracował w kancelarii, zlecono mu założenie stacji meteorologicznej. Znany etnograf Lew Sternberg, który również był skazańcem, zainspirował Piłsudskiego do badań nad kulturą Ajnów – ludu zamieszkującego Sachalin i wyspy północnej Japonii. W 1902 roku Piłsudski ożenił się z krewną wodza, spłodził dwójkę dzieci i zamieszkał wśród Ajnów. Historia ta jednak nie zakończyła się happy endem: Piłsudski w 1906 nielegalnie opuścił wyspę, lecz na wyjazd jego żony nie zgodził się wódz plemienia.
Piłsudski był jednym z pionierów wykorzystania metod multimedialnych w etnografii – prowadził dokumentację fotograficzną i nagrywał pieśni i obrzędy Ajnów na wałkach Edisona, protoplastach płyty winylowej. Przechowywane są one w Centrum Kultury i Techniki "Manggha" w Krakowie, a w Japonii na podstawie tych nagrań powstał nawet musical dla dzieci. Ajnowie nie posiadali wówczas własnego pisma, więc dzięki tym zapisom udało się zachować wiedzę o ich folklorze.
W 1903 roku dwaj zesłańcy, Piłsudski i Sieroszewski, popłynęli razem na japońską wyspę Hokkaido, by tam kontynuować badania nad kulturą Ajnów. Ich wkład w badania rosyjskiego Dalekiego Wschodu i Japonii jest nie do przecenienia; dostali liczne nagrody i zaproszenia do prestiżowych stowarzyszeń. Ich dorobek do dziś jest lekturą obowiązkowa dla naukowców specjalizujących się w tej części świata.
Spuścizna Piłsudskiego była też niezwykle ważna dla samych Ajnów. W XX wieku byli oni przymusowo asymilowani przez Japończyków. Po latach na podstawie zgromadzonych przez etnografa materiałów rekonstruowali swoją etniczną odrębność.
"Biedny wyrzutek" na wyspach Oceanii
Carskimi represjami naznaczony też był los Jana Kubarego (1846-1896). Jako siedemnastolatek wziął udział w powstaniu styczniowym. Po jego upadku wyjechał do Drezna, gdzie za cenę możliwości powrotu do kraju zgodził się na współpracę z policją. Nie okazał się jednak dobrym szpiclem, za ostrzeżenie młodych rewolucjonistów przed aresztowaniami sam został aresztowany i skazany na zsyłkę. Wyrok anulowano, gdy ponownie zgodził się na współpracę ze służbami.
Chcąc wyrwać się z tej matni, uciekł piechotą z Warszawy do Berlina. W Niemczech dostał pracę jako kolekcjoner eksponatów do powstającego w Hamburgu Muzeum Historii Naturalnej, w którym zgodnie z duchem epoki, pokazywano różne dziwy z egzotycznych krain. "Podróżuje po dalekich morzach i zbiera wszelkie osobliwości etnograficzne i zoologiczne dla jednego z krezusów Germanii" - pisano o nim w ówczesnej prasie.
Na wyspach Oceanii pozostał, z krótkimi przerwami, już do końca życia. Zwiedził i prowadził badania na najważniejszych archipelagach tej części Oceanu Spokojnego, na niektórych z nich będąc pierwszym europejskim przybyszem. Do białych kolonizatorów odnosił się zresztą niechętnie. Tak pisał w artykule do zajmującego się tematyką podróżniczą "Wędrowca":
W spokojnych, palmami pokrytych siołach krajowców usadowili się misjonarze, by ich nauczać, a w ślad za nimi zbiegi z Botany-Bay i Norfolk (brytyjskich kolonii karnych – przyp. PZ), by ich demoralizować. Od roku 1830 datuje się cały szereg usiłowań, by Samoańczyków cywilizować, w rzeczywistości zaś tu się poczyna najazd gniotący zepsuciem i demoralizacją tę tak błogą przedtem krainę (...) karykatura cywilizacji.
Na Pacyfiku w dalszym ciągu borykał się z tarapatami w życiu osobistym: jego pracodawca zbankrutował, co pozostawiło Kubarego bez środków do życia. Gdy osiedlił się na wyspie Ponape i założył tam plantację, została ona zniszczona podczas powstania rdzennej ludności, a porewolucyjne władze wywłaszczyły go z ziemi. "Jestem biednym wyrzutkiem" - pisał w liście do matki.
Kubary jest dziś postacią niesłusznie zapomnianą. Jego badania na wyspach Oceanii były bezprecedensowe, choć był samoukiem, który z Europy wyjechał bez żadnego przygotowania. Wśród Papuasów spędził 28 lat, "wrósł" w lokalne społeczności i dobrze znał tamtejsze języki. Oprócz prac etnograficznych pozostawił po sobie liczne opracowania geograficzne i przyrodnicze, a także imponującą kolekcję zbiorów przekazanych później do europejskich muzeów.
"Poznać wszystkich Tunguzów"
Losy Marii Czaplickiej (1884 - 1921) i Bronisława Malinowskiego są niemal bliźniacze. Byli rówieśnikami, obydwoje porzucili nauki ścisłe na rzecz ówczesnej nowinki – antropologii, w tym samym roku wyjechali na studia do Londynu. Pierwsze prace naukowe obydwojga powstały jeszcze w duchu antropologii gabinetowej – w przypadku Czaplickiej była to monografia "Aboriginal Siberia" przybliżająca brytyjskiemu czytelnikowi wiedzę o syberyjskich ludach, pochodzącą ze źródeł rosyjskich i polskich.
Dziś ilustrowane magazyny pisałyby o Czaplickiej: "kobieta sukcesu". Studia kontynuowała na Oksfordzie, doktoryzowała się przed Malinowskim, była członkinią prestiżowego Królewskiego Towarzystwa Geograficznego i jako pierwsza w historii kobieta wykładała i prowadziła katedrę antropologii. Angażowała się też politycznie: zarówno w ruchu sufrażystek, jak i w sprawach związanych z niepodległością Polski. Wszystko to na kilka przed uzyskaniem przez kobiety praw wyborczych w Wielkiej Brytanii!
Jej największym przedsięwzięciem badawczym była ekspedycja jenisejska – licząca 5 tysięcy kilometrów wyprawa etnograficzna wzdłuż jednej z największych rzek Azji. Choć zebranie funduszy przysporzyło sporo trudności, nastroje były entuzjastyczne. Jak napisała w książce "Mój rok na Syberii":
Czy kiedykolwiek wcześniej jakaś Polka jechała tak chętnie na Syberię?
Fakt, że ekspedycję prowadziła młoda kobieta był sensacją dla ówczesnej prasy. Wzięła w niej udział czterosobowa załoga: oprócz Czaplickiej był to amerykański antropolog Henry Hall, ornitolożka Maud Haviland i malarka Dora Curtis. Spotykani w podróży ludzie nie bardzo rozumieli sens ich tułaczki przez syberyjskie pustkowia (to odwieczny problem każdego antropologa). Czaplicka tłumaczyła, że jedzie do kraju Tunguzów, by poznać każdego z nich, a potem opowiedzieć o nich w swoim kraju.
Dobra passa etnografki nie trwała jednak długo. W 1919 musiała pożegnać się z oksfordzką profesurą, gdy z frontu wrócił wykładowca wcześniej piastujący te stanowisko. Przeniosła się wówczas do mniej prestiżowego Uniwersytetu w Bristolu. W tym czasie przeżywała też poważne problemy finansowe. Była główną kandydatką do jednego z najważniejszych w tamtych czasach stypendiów naukowych ufundowanego przez Alberta Kahna, jednak przedłużające się formalności z uzyskaniem brytyjskiego obywatelstwa uniemożliwiły jej to. Na wieść o tym, w 1921 roku popełniła samobójstwo, zażywając chlorek rtęci.
Kamerun a sprawa polska
Stefan Szolc-Rogoziński od małego był pasjonatem literatury podróżniczej, marzył o zamorskich eskapadach i geograficznych odkryciach.
"Nieraz byłem karany za rysowanie mapek podczas lekcji lub za kreślenie marszrut na mapach szkolnych" - wspominał po latach.
Po ukończeniu gimnazjum, wbrew woli ojca, wstąpił do Akademii Marynarki Wojennej w Kronsztadzie. W 1880 roku otrzymał stopień oficera i wyruszył w swój pierwszy rejs – z Władywostoku dookoła Afryki. Ta podróż zainspirowała go do przedsięwzięcia wyprawy badawczej do niezbadanych jeszcze obszarów Afryki Środkowej, znajdujących się na terytorium dzisiejszego Kamerunu.
Po powrocie do Polski rozpoczął szeroką kampanię promującą swój pomysł, połączoną ze zbiórką funduszy na ten cel. Zainteresowanie i ogólnonarodowa debata którą wywołał, przerosły jego najśmielsze oczekiwania. Do Rogozińskiego zgłaszały się tłumy żądnych przygód ochotników. Gorącymi entuzjastami projektu byli między innymi Bolesław Prus i Henryk Sienkiewicz, który na wyprawę przeznaczył nawet honoraria z kilku swoich publicznych odczytów. Z drugiej strony, wielu pukało się w głowę i szydziło z organizatora, że jest fantastą i bajarzem, gdyż miał wówczas zaledwie dwadzieścia lat.
Młody podróżnik był też niezłym PR-owcem - reklamował ekspedycję jako narodową misję, mającą zwrócić oczy świata na sprawę polską. Pomimo sensacji jaką wzbudził, zbiórka nie okazała się łatwym zadaniem. Jednak środki w końcu udało się zebrać i w 1882 roku pięcioosobowa załoga wyruszyła z Francji na pokładzie wysłużonego żaglowca "Łucja-Małgorzata". Nad statkiem powiewała flaga z herbem Warszawy – Syrenką.
U wybrzeży Kamerunu Rogoziński kupił wyspę Mondoleh, gdzie założył stację badawczą nazwaną na cześć fundatora "Stefanią". Koszty zakupu wyniosły:
10 sztuk materii, 6 fuzji (skałkówek), trzy skrzynki dżinu, 4 kuferki, 1 tużurek czarny, 1 cylinder, 3 kapelusze, tuzin czapek czerwonych, 4 tuziny słoików pomady, tuzin bransoletek i 4 chustki jedwabne.
Pomimo pozyskania przez polskich naukowców sympatii i wsparcia lokalnych wodzów ich stacja nie przetrwała długo, gdyż w Afryce Środkowej pojawili się niemieccy i brytyjscy kolonizatorzy. Wyprawa Rogozińskiego nie była z założenia czysto etnograficzną inicjatywą, badaczy interesowały również zagadnienia geograficzne czy geologiczne, jednak udało im się zebrać obfity materiał terenowy dotyczący ówczesnych Kameruńczyków. Zebrane przez nich eksponaty pokaźnie zasiliły kolekcję nowootwartego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.
Echa kameruńskiej ekspedycji powróciły w dwudziestoleciu międzywojennym na fali polskich fantazji o zamorskich koloniach. Powstała w II RP Liga Morska i Kolonialna zgłaszała wówczas na arenie międzynarodowej roszczenia do ziem kameruńskich, legitymizując je właśnie ową wyprawą.