Według biografki poety Anny Arno, Gałczyński cierpiał na postać alkoholizmu, w której występują ostre okresy niebezpiecznego picia, pomiędzy którymi bywają nawet wielomiesięczne przerwy, kiedy chory całkowicie wstrzymuje się od alkoholu. Ze wspomnień przyjaciół Gałczyńskiego wynika, że jego ciągi wyglądały przerażająco. Bardzo wtedy cierpiał, bywał agresywny, trudno go było uspokoić. Ale pomiędzy tymi napadami potrafił odmówić trunku na przyjęciu czy w samolocie, co zaskakiwało znajomych.
To zapewne w czasie takiego alkoholowego ciągu, już po wojnie poeta odwiedził Annę Kowalską, która wspominała jego monologi jako "bredouillement d'ivoigne" – pijacki bełkot. I czasem też pisał mętnie.
Poeta małżeństwa
Konstanty Ildefons Gałczyński z żoną Natalią w leśniczówce Pranie, pocz. lat 50. Reprodukcja: FoKa / Forum
Zielony Konstanty i Srebrna Natalia – to pierwsze skojarzenie, kiedy myślimy o poezji Gałczyńskiego. Swojej żonie Natalii Awałow (ślub odbył się 1 czerwca 1930 – Konstanty miał lat 25, ona była o trzy lata młodsza) - jej błyszczącym oczom, srebrnym biodrom, kaukaskiemu chodowi - Gałczyński poświęcił niezliczoną ilość wierszy, jej imię odmieniał i rymował na multum sposobów. Przy czym niektórzy, jak poeta Józef Łobodowski, zwracali uwagę, że wiersze o żonie są zaskakująco mało zmysłowe - “erotyki bliższe Platona, niż Katullusa czy Bokacjusza”.
Małgorzata Baranowska narzekała, że pisał dla żony, o żonie, na rocznicę ślubu. To jest też Gałczyński najbardziej popularny, włączany do antologii, którego wersy ("Nie byłoby małżeństwa, / gdyby nie nasz a miłość" albo przez wieczność świecić będą nasze obrączki na ręku") do dziś widnieją zaproszeniach weselnych. Gałczyński popularny to właśnie autor takiej liryki małżeńskiej. Jak pisze Anna Arno w biografii, "temat miłości spełnionej, domowej, trwającej wśród codziennych akcesoriów, kuchennych, zapachów, uczynił poeta swą specjalnością".
Poeta miłości pozamałżeńskiej
Z tym sielskim obrazem rodzinnego szczęścia i małżeńskiej wierności w sprzeczności stoi wojenny okres życia poety. Gałczyński spędził go w większości w obozie jenieckim w Altengrabow pod Magdeburgiem. W tym czasie miał romanse z trzema kobietami – co ciekawe, za każdym razem chciał się żenić. Na przełomie 1945 i 1946 roku niemal jednocześnie oświadczył się uwolnionej z Oświęcimia Lucynie Wolanowskiej, która urodziła mu syna, młodej poetce Marucie Stobieckiej oraz Neli Micińskiej (siostrze zmarłego w 1943 roku Bolesława). Jeśli do tej trójki doliczyć piękną Wenecjankę, którą Gałczyński fascynował się w obozie (poświęcił jej piękny wiersz "Na śmierć Esteriny"), wychodzi z tego obraz emocjonalnego bogactwa - ale i zamętu.
Zapewne właśnie w związku z tą niejasną sytuacją sercową Gałczyński już po wyzwoleniu przez długi czas nie wraca do kraju. Co więcej, nie daje też znaku życia, być może celowo nie dementuje plotek o swojej śmierci - w polskiej prasie pożegnalne artykuły napisali m.in. Jerzy Turowicz i Tadeusz Wittlin. Sam Gałczyński swoją skomplikowaną sytuację duchową z tego okresu opisze potem w "Notatkach z nieudanych rekolekcji paryskich". Do kraju i żony wraca dopiero w marcu 1946 – przy czym do Krakowa przybywa z jedną ze swoich wojennych kochanek, Marutą Stobiecką. Kilka dni po powrocie Jan Dobraczyński awiózł Stobiecką do Warszawy... i umieścił u sióstr zmartwychwstanek. A jeszcze kilka tygodni wcześniej właśnie do Maruty Stobieckiej Gałczyński pisał:
Cóżem winien, żem tak się nabłąkał,
żeby w końcu do ciebie przyjść,
żeby w końcu zrozumieć, że ty jesteś łąka
i drzewo, i księżyc, i liść.
Już wkrótce roztrzepana poetka i niedoszła żona stanie się pierwowzorem Hermenegildy Kociubińskiej, jednej z postaci Teatrzyku Zielona Gęś.
Poeta popularny
Irena Kwiatkowska jako Hermenegilda Kociubińska w przedstawieniu "Zaczarowana Hermenegilda" z 1975 r., Źródło: NAC
Po wojnie w Krakowie poeta zaczyna intensywną współpracę z "Przekrojem". Zamieszcza w nim wiersze liryczne, ale przede wszystkim tworzy purnonsensowy Teatrzyk Zielona Gęś i Listy z fiołkiem – to one uczynią go naprawdę sławnym. Tę popularność Anna Arno porównuje z popularnością, jaką dziś zdobyć może chyba tylko gwiazda pop. W Zielonej Gęsi Gałczyński stworzył galerię barwnych postaci, wśród nich: Piekielny Piotruś, szczery młodzieniec Alojzy Gżegżółka, pies Fafik wierny „Zielonej Gęsi”, mistrz puenty Osiołek Porfirion oraz artysta, angelolog Profesor Bączyński, a także Hermenegilda Kociubińska. Z tą ostatnią postacią na stałe związała się kreacja Ireny Kwiatkowskiej, która wcielała się w nią w kabarecie "Siedem kotów".
Poeta komunistyczny
Pokój w mieszkaniu Gałczyńskich przy Alei Róż 6 w Warszawie (lata 50.). W tym samym domu mieszkali także inni prominentni poeci. Gałczyński przez ściane sąsiadował z Władysławem Broniewskim. Na samej górze mieszkał Leon Kruczkowski. Kilka lat po śmierci K.I.G. do mieszkania na parterze wprowadzi się Antoni Słonimski. W kamienicy nie mogło zabraknąć oczywiście decydentów życia kulturalnego, wśród nich wszechmocny w pierwszych latach po wojnie Jerzy Borejsza, minister kultury Włodzimierz Sokorski i naczelny „Kuźnicy” Stefan Żółkiewski. Źródło: Muzeum Literatury / East News
Okres Zielonej Gęsi zakończył się tzw. sprawą Gałczyńskiego. W czerwcu 1950 r. na zjeździe literatów Adam Ważyk w programowym referacie poddał jego twórczość druzgocącej krytyce - m.in.oskarżył o "drobnomieszczańskość" i wezwał Gałczyńskiego, aby "ukręcił łeb temu rozwydrzonemu kanarkowi, który się zalągł w jego wierszach". Gałczyński skomentował atak Ważyka w kuluarach: "Cóż, kanarkowi łeb można ukręcić, ale wtedy wszyscy zobaczą klatkę. Co zrobić z klatką, koledzy?".
Ostatecznie poetę zmuszono do samokrytyki, co bardzo ciężko przeżył. Na fali przystosowywania się do poetyki socjalistycznej napisał m.in. "Poemat dla zdrajcy" o Czesławie Miłoszu, który w lutym 1951 roku wystąpił o azyl do władz francuskich. Miłosz później uwiecznił Gałczyńskiego w "Zniewolonym umyśle" jako Deltę.
Jaki był naprawdę stosunek Gałczyńskiego do komunizmu?
"Znalazłam szkic wiersza, gdzie postawił kreskę w poprzek strony, a na dole napisał "A wszystko to dzięki Armii Czerwonej". Gałczyński najchętniej pisał o urokach codziennego życia, a na koniec fałszywie dodawał, że to dzięki Armii Czerwonej" - Czytaj więcej w wywiadzie z autorką biografii Gałczyńskiego Anną Arno...
Jednocześnie – co charakterystyczne – nawet pisząc na zadany temat Gałczyński potrafił pisać dobrą poezję. Tak było np. z wierszem napisanym po śmierci Stalina i zawartym w antologii z razem z wierszami innych poetów na ten sam temat. Wiersz Gałczyńskiego wyróżniał się na tym tle, jak pisał Konstanty Jeleński, ponieważ autor "posiada midasowy sekret przemieniania każdego narzuconego mu tematu na poezję". Ta łatwość pisania byłajednak w tych czasach także przekleństwem .
Poeta najemny
"Pisałbym na cześć pieska królowej Jadwigi. - Może nie miała pieska? - Co ty tam wiesz. Miała. Nazywał się Incydeusz. A jakby nie miała, to wtedy napisałbym wiersz na cześć jej stopy. Widziałeś ślad po jej stopie na Kościele Karmelitów? Godny poematu w oktawach” - opowiadał podobno Tadeuszowi Kwiatkowskiemu.
Gałczyński całe życie pisał na akord, żył poezją i żył z niej. (Etat miał jeden raz w życiu - w latach 30. na placówce dyplomatycznej w Berlinie). Umiał to robić - negocjował i upominał się o honoraria – a w okresie "Przekroju" i "Zielonej gęsi" zarabiał naprawdę dobrze. Miał przy tym świadomość zależności od mecenasa: "posadę przecież mam w tej firmie / kłamstwa, żelaza i papieru". Właśnie chęcią zarobku i popularności najłatwiej wytłumaczyć przedwojenny okres współpracy z "Prosto z mostu". Gałczyński gotów był pisać nie tylko na każdy temat, ale i na każdy... wymiar.
Podobno serio potraktował prośbę Janiny Ipohorskiej o utwór "na 5 centymetrów wysokości i 5,2 szerokości”, który zapełniłby dziurę na stronie "Przekroju". "Konstanty zamyślił się i po kwadransie wierszyk był gotów, dokładnie takiego właśnie formatu" - zapamiętał Jerzy Waldorff.
Poeta-rzemieślnik
Po wojnie, jak pisze Anna Arno, dawny ideał "robienia" w poetyckiej materii Gałczyński wpisał w socrealistyczną propagandę pracy. Myślał o sobie niekiedy jako o rzemieślniku wykonującym z przejęciem obstalunek, kimś jak Wit Stwosz, bohater poematu o skromnej pracy, wielkim uporze i wyższej wierności z 1952 roku ("Co panowie rada uchwalili, tom wykonał, jak trzeba").
Poeta niezrozumiały
Konstanty Ildefons Gałczyński lata 40., fot. Muzeum Literatury / East News
Gałczyński to fenomen – poeta który jest na raz trudny i łatwy. Nawet "Zielona gęś" dzieliła publiczność i krytyków, którzy zarzucali jej sprzeczne rzeczy. Podsumowując całą twórczość Gałczyńskiego Tadeusz Stefańczyk pisał:
"czytelnik otrzymywał misterną bufonadę, surrealistyczny teatrzyk znaczeń, aluzji i sugestii wzajemnie się znoszących, wytwarzających w głowie barwny zamęt, feeryczny bałagan, którego długo jeszcze nie mogła uporządkować najsprawniejsza krytyka, by przypomnieć trwające latami nieporozumienia wokół osoby i twórczości Gałczyńskiego, choćby polemiki Sandauera ze Stawarem wokół "Kolczyków Izoldy " (czy przedwojennych "Skumbrii w tomacie") - czytaj więcej w biogramie...
Właśnie Sandauer napisał, że w przypadku Gałczyńskiego poważnie traktować należy "nie jego wypowiedzi poważne, lecz owe szelmowskie mrugnięcia, którymi usiał - dość gęsto na całe szczęście - swe utwory". I coś może w tym jest. Może najlepiej i najzwięźlej ujął twórczość Gałczyńskiego dużo starszy od niego Leopold Staff:
Pokazałeś w wesołej herezji
Przez swe fraszki fiołkowe i gęsie,
Ile jest nonsensu w poezji
Ile poezji w nonsensie.
Czytaj więcej w biogramie K.I.G...
Autor: Mikołąj Gliński, 6.12.2013