Nie wierzę w istnienie w dokumencie "czułego, kobiecego spojrzenia". Banalne i nieprawdziwe są opowieści o szczególnej wrażliwości, jaka miałaby charakteryzować artystki, a była niedostępna dla przedstawicieli płci brzydszej. Wystarczy obejrzeć "Nienormalnych" Jacka Bławuta, "Braci" Wojciecha Staronia, "Deep Love" Jana P. Matuszyńskiego, czy wzruszające "Odwiedziny" Mateja Bobrika, by mieć pewność, że wrażliwość niezależna jest od płci.
Ale nawet oni, najwrażliwsi z grona dokumentalistów, najczęściej portretują w swych filmach męskich bohaterów. O kobietach opowiadają rzadziej i … bardziej powierzchownie. Praca dokumentalisty wymaga bowiem umiejętności otwierania swych bohaterów, zbliżania się do nich, zdobywania ich zaufania. Bariera płci bywa przeszkodą. Być może stąd wynika pewna homogeniczność dokumentu. Marek Piotrowski, bohater "Wojownika" Jacka Bławuta czy też Michał – alkoholik z "Szczura w koronie" tego samego reżysera, prawdopodobnie nigdy nie otworzyliby się tak samo przed kobietą-reżyserem.
Świat nieopisany
Nie jest dziełem przypadku, że najgłośniejsze w ostatnich latach kobiece dokumenty to intymne portrety kobiet w różnym wieku, pochodzących z różnych środowisk i krajów.
We wspomnianej już "Królowej ciszy" Agnieszka Zwiefka rysowała portret głuchoniemej romskiej dziewczynki będącej ofiarą podwójnego wykluczenia. Jako członkini romskiej społeczności przez wielu Polaków traktowana jest jak człowiek gorszego sortu, natomiast jej kalectwo staje się pretekstem do drwin i przemocy w jej własnym środowisku.
Historię wykluczonej młodej kobiety opowiada też Hanna Polak w niezwykłym "Nadejdą lepsze czasy". Polak realizowała ten film przez czternaście lat. Odwiedzała swą małą bohaterkę na wysypisku śmieci, gdzie dorastała młoda Yula, a oprócz leków i różnego rodzaju pomocy ofiarowała dziewczynce przyjaźń i zrozumienie.
"Nadejdą lepsze czasy" dzięki temu stało się opowieścią emancypacyjną, historią dojrzewania i odbijania się od dna. Dokument, za który reżyserka otrzymała kilkadziesiąt nagród na światowych festiwalach, jest czymś więcej niż tylko zapisem historii bohaterów. To także ślad niezwykłej wrażliwości i dobroci Hanny Polak, artystki, która kamerę traktuje jako środek służący pomocy tym, o których świat wolałby nie pamiętać.
Polskie dokumentalistki tworzą kino pełne czułości, ale dalekie od łatwej egzaltacji, stają po stronie swych bohaterów, ale nie idealizują ich, walczą o ich sprawę, ale nie pozwalają sobie na publicystyczne chwyty.
Jednym z najpiękniejszych przykładów takiego kina jest "Mów mi Marianna" Karoliny Bielawskiej, opowieść o transseksualnej Mariannie, która w wieku czterdziestu lat decyduje się poddać operacji zmiany płci.
Ten film (…) nie powstał z obserwacji, tylko z relacji, która się między nami zawiązała. Jej życie stało się w pewnej części moim życiem. To jest jej walka o akceptację, miłość i godność, w której uczestniczyłam" – mówiła reżyserka w "Wysokich Obcasach".
Bo jej film to coś więcej niż tylko portret ciekawej bohaterki – to relacja z frontu walki o godność i tożsamość. Relacja przeprowadzana z perspektywy osoby bardzo bliskiej, współczującej i oddanej. To zresztą nie pierwszy "kobiecy" dokument Bielawskiej – w "Warszawie do wzięcia" z 2009 roku ta sama reżyserka opowiadała poruszającą historię trzech dziewczyn z prowincji, które marzą o nowym lepszym życiu w Warszawie, ale gdy do niej przyjeżdżają, nie potrafią odnaleźć się w obcej rzeczywistości.
O zmaganiach ze słabościami i o walce o swoje marzenia opowiadała też Aneta Popiel-Machnicka w "Czasami śnię że latam", opowieści o młodej baletnicy dążącej do światowej kariery. Przez sześć lat towarzyszyła swej bohaterce w zmaganiach ze strachem, własnymi ograniczeniami i niepewnością, opowiadając o cenie, jaką płaci się za marzenia. Intymny portret, nagrodzony Złotą Pandą Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Chengdu młodej bohaterki prawdopodobnie nie mógłby wyjść spod ręki mężczyzny-reżysera.
Nie sposób też sobie wyobrazić, jak wyglądałaby nominowana do Oscara "Joanna" Anety Kopacz, gdyby za reżyserię filmu odpowiadał któryś z kolegów reżyserki. Historia Chustki, kobiety walczącej z nowotworem i przygotowującej siebie i swych najbliższych na to, co nieuchronne, to jeden z najgłośniejszych polskich dokumentów ostatnich lat i jeden z tych filmów, które rodzą się z zaufania i bliskości między autorem i bohaterem. Subtelny, estetycznie wysmakowany obraz, opowiada o życiu bohaterki poprzez obrazy, sensualne kadry, które są jak dotyk, pozwalają widzowi przez kilkadziesiąt minut musnąć świat bohaterki i jej rodziny, dostrzec jego piękno i bezwzględność.