Film Wojtka Jeżowskiego "There is a city" o warszawskiej godzinie "W" robi furorę w internecie. "Jest takie miasto, które co roku zastyga na minutę. Sprawdź, dlaczego to robimy" - tłumacza twórcy.
W ciągu zaledwie trzech dni blisko półtora miliona internatów obejrzało film pokazujący Warszawę w niezwykłym momencie - 1 sierpnia o godz. 17:00, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Tętniące życiem miasto, autobusy, samochody, spieszący się dokądś ludzie. Plac Piłsudskiego, palma w Alejach Jerozolimskich, tłumy pod Empikiem na Nowym Świecie, galeria handlowa "Złote Tarasy"... Nagle rozlega się syrena i wszystko zamiera. Ludzie przystają, samochody się zatrzymują, rowerzyści przystają...
- Chciałem przedstawić tę piękną tradycję Warszawy i pokazać, że bez względu na naszą subiektywną ocenę Powstania warto się zatrzymać i oddać hołd. Zainteresowałem znajomych filmowców ideą nagrania w różnych miejscach Warszawy Godziny W. Oni z kolei zaprosili do projektu swoich znajomych. Od samego początku była to akcja spontaniczna.
Gdy realizowaliśmy projekt rok temu, nie myśleliśmy ile osób może go obejrzeć czy skomentować. Chcieliśmy po prostu uwiecznić coś ciekawego i niezwykłego, co na stałe jest wpisane w historię Warszawy. Mam wrażenie, że film zaczął już żyć swoim własnym życiem. Chciałem pokazać światu naszą godzinę "W" i zrobiłem wersję w języku angielskim. To był dobry pomysł, bo film wzbudził duże zainteresowanie zagranicznych internautów – mówi Wojtek Jeżowski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Reżyser specjalizuje się w reklamach, filmach korporacyjnych i teledyskach.
Źródło: www.gazeta.pl, oprac. LS