Jego droga do kina była nietypowa. Fudakowski, urodzony w Londynie syn polskich imigrantów, zamiast szkoły filmowej ukończył ekonomię na uniwersytecie w Cambridge, a także uzyskał dyplom M.B.A. w Europejskim Instytucie Administracji we francuskim Fontainebleau.
Już jako młody człowiek interesowałem się kinem, ale chciałem mieć normalną pracę dającą finansową stabilność. W moim środowisku, statecznej klasie średniej – ważna była rzetelność i pracowitość. Branża filmowa wydawała się wówczas ostatnim miejscem, gdzie można by znaleźć konkretną pracę i zapewnić sobie spokojne życie – wspomina w rozmowie z Culture.pl.
Po ukończeniu studiów rozpoczął pracę w First National Bank of Chicago – w dziale odpowiedzialnym za finansowanie filmów. "Po jakimś czasie zrozumiałem, że mi to nie wystarcza, że chciałbym się mocniej zaangażować w kino" – mówi. Odszedł z pracy i założył własną firmę produkcyjną. Zajmował się produkcją filmów instruktażowych i filmów video. Dopiero później przyszedł czas na produkcję filmów pełnometrażowych. Obecnie jego firma zajmuje się produkcją filmów fabularnych, filmów typu IMAX i dokumentów.
W 1981 r. Piotr wraz z żoną Henriettą wyruszył w kilkumiesięczną podróż po Ameryce Południowej, która przekształciła się w trwającą ponad rok wyprawę dookoła świata. W jej trakcie powstała seria fotografii wystawianych po latach w Londynie i Zakopanem.
Jako producent zrealizował m.in. takie filmy jak "Prowokator" Krzysztofa Langa, "Ostatni wrzesień" Deborah Warner (z muzyką Zbigniewa Preisnera i zdjęciami Sławomira Idziaka), "Piccadilly Jim" Johna McKaya i świetna komedia "Wszystko zostaje w rodzinie" Nialla Johnsona z Rowanem Atkinsonem i Maggie Smith. Przełomowym filmem w produkcyjnej karierze Fudakowskiego był film "Tsotsi" z 2005 roku wyreżyserowany przez Gavina Hooda.
Z Hoodem poznali się w Cannes po pokazie jednego z filmów Południowoafrykańczyka, ale współpracę nawiązali dopiero kilka lat później, gdy Fudakowski postanowił przenieść na ekran powieść "Tsotsi", a z propozycją wyreżyserowania filmu zwrócił się do reżysera "W pustyni i w puszczy".
Fudakowski nie był pierwszym producentem mierzącym się z powieścią Athola Fugarda wydaną pierwotnie w 1980 roku.
Przez 20 lat różni producenci w Nowym Jorku chcieli ten film zrobić – opowiada. – Tekst przechodził od jednego producenta do drugiego, ale żaden nie chciał tego sfinansować. Czytałem jeden ze scenariuszy, który wówczas był w obiegu, i usnąłem. Zrozumiałem, że tę powieść trzeba opowiedzieć "po amerykańsku".
Wraz z Gavinem Hoodem Fudakowski przerobił powieść Fugarda, odzierając ją z politycznych kontekstów. Zamiast historii o apartheidzie i politycznych problemach RPA, stworzyli opowieść o ludzkich emocjach i dramatach. "Tsotsi" opowiadało historię młodego czarnoskórego gangstera, który w ukradzionym przez siebie samochodzie znajdował małe niemowlę. Poruszający dramat o przemianie przestępcy pulsował w rytm muzyki kwaito, a film uwodził dyskretnym melodramatyzmem.
Na festiwalu filmowym w Toronto obraz Gavina Hooda zdobył nagrodę publiczności i wpadł w oko selekcjonerom innych festiwali. Zdobył nagrodę specjalną na festiwalu w Salonikach, a także nominacje do włoskiej nagrody David de Donatello, Europejskiej Nagrody Filmowej, BAFTA i Złotego Globu. W 2006 roku film otrzymał Oscara dla najlepszego obrazu nieanglojęzycznego.
W 2014 roku Fudakowski zadebiutował jako reżyser filmem "Tajemniczy sojusznik" zrealizowanym według opowiadania Josepha Conrada. Jego film nie był bezpośrednią adaptacją, ale traktował historię opisaną przez Conrada jako inspirację. Fudakowski wprowadził do filmu wątek romantyczny, wydobywając jednocześnie komediowe akcenty . Jego "Tajemniczy sojusznik" to romantyczny thriller o przygodach młodego kapitana podróżującego statkiem przez wody Morza Południowochińskiego zbuntowaną załogą i tajemniczym zbiegiem.
Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, jak trudnym pisarzem jest dla filmowców Conrad. (…) Jego opowiadania uwodziły mnie fabularną precyzją i tym, co mówiły o kondycji ludzkiej, ale dopiero pracując nad "Tajemniczym sojusznikiem" zobaczyłem, jak trudno przełożyć tę prozę na język kina" – mówi Piotr Fudakowski w rozmowie z Culture.pl.