W ciągu 10 lat pracy nad tłumaczeniem "Finnegans Wake" Krzysztof Bartnicki zdążył napisać najdziwniejszą polską książkę i przetłumaczyć na angielski około stu wierszy Leśmiana. A z Joyce'em wcale jeszcze nie skończył.
Kim jest Krzysztof Bartnicki? Wykładowcą akademickim - jak podają notki biograficzne? Tłumaczem "Finnegans Wake" Jamesa Joyce'a - jak przedstawiają go media? A może raczej absolwentem Międzynarodowej Szkoły Bankowości i Finansów w Katowicach - o czym informuje profil na Facebooku - i autorem "Prospektu emisyjnego", kuriozalnego tekstu, w którym wystawia samego siebie na sprzedaż? Czy może jest tłumaczem wierszy Leśmiana na angielski?
Bartnicki nie ułatwia nam odpowiedzi na te pytania: formalnie nie jest autorem "Prospektu emisyjnego", ale osobą reprezentującą autora; nie można też mówić o nim jako o tłumaczu Leśmiana, bo żadne z jego tłumaczeń nie zostało opublikowane. Kilka lat temu "Życie Warszawy" pisząc o fenomenie powstawania w internecie spontanicznych przekładów twórczości Leśmiana podało przykłady, za którymi stać mieli "prawdziwi fascynaci". Jak się okazuje, ci "prawdziwi fascynaci" to tak naprawdę jedna osoba - Krzysztof Bartnicki.
A więc: kim jest Krzysztof Bartnicki?
Tłumacz "Finnegans Wake"
To najpewniejsze. Tłumaczenie "Finnegans Wake" (po polsku "Finneganów tren") przyniosło Bartnickiemu z dnia na dzień niemal celebrycką sławę. O publikacji "najtrudniejszej książki świata", nad którą spędził 10 lat życia, przez kilka tygodni pisały niemal wszystkie gazety ("Pasjonat z Mysłowic przetłumaczył dzieło niezwykłe").W jednym z licznych wywiadów Bartnicki wspominał: "Postęp prac oceniałem nie w stronach, ale w liniach - pięć, sześć na godzinę; znane mi były frustracje, kiedy coś zatrzymywało w linii, jakiś wyjątkowo wredny wynalazek Joyce'a, którego nie mogłem ominąć. Potem musiałem nadrabiać czas, nie jeść obiadu albo nie widzieć się z dziećmi przez cały dzień."
Chopin i "Gwiezdne wojny" zakodowane w tekście Finnegans Wake? - Czytaj o najnowszym projekcie Bartnickiego...
Wkrótce pod publikowanymi w internecie wywiadami zaczęły pojawiać się wpisy kwestionujące sens wieloletniej pracy. Dziennikarz portalu Natemat.pl informował o przerwaniu cyklu spotkań autorskich Bartnickiego w proteście przeciw ciągłym atakom internautów - dalej następowała socjologiczna analiza zjawiska internetowgo trollingu. O tlumaczeniu książki i implikacjach tego faktu dla prywatnego życia tłumacza powstał artykuł na angielskiej wersji tego portalu.
Choć tłumacz wielokrotnie powtarzał, że po 10 latach ma Joyce'a dość, to wkrótce nakładem Ha!artu ukażą się dwie obszerne Joyce'owskie pozycje, których autorem jest Krzysztof Bartnicki. Pierwsza to "Finneganów Bdyn" ("bdyn" to wierniejszy niż "tren" odpowiednik joyce'wego "wake" - tyle że w staropolskim). Tytuł odpowiada zawartości, bo tematem są różne warianty, jakie Joyce przewidział dla swojego tekstu (jest ich ponad tysiąc). Ma to być dopełnienie "Finneganów trenu" - jak mówi sam Bartnicki - "dla zapaleńców bardziej hardcorowych".
Druga związana z Joyce’m pozycja ma nosić tytuł "Fu wojny", ale o tym na końcu.
Osoba reprezentująca autora "Prospektu emisyjnego"
Niełatwo dowiedzieć się czegoś o książce "Prospekt emisyjny". W internecie błąka się parę informacji o wątpliwej przydatności, np. że książka została zgłoszona do Paszportów Polityki, że na Allegro można ją kupić za 21,40 zł, że jej autorem - a raczej osobą prawnie reprezentującą autora - jest Krzysztof Bartnicki.
Próżno szukać dłuższej recenzji: w swojej krótkiej Paweł Dunin-Wąsowicz zaznacza, że książka zasługuje na dłuższą i przyznaje, że sam jej nie przeczytał; Marcin Sendecki w "Przekroju" umieścił ją na liście wymarzonych prezentów pod choinkę z dedykacją "Dla miłośników literackiego hardcore'u" - z zastrzeżeniem, że "nawet oni zapewne nie przeczytają całości, ale będą radzi z posiadania najprzedziwniejszego polskiego utworu (nie tylko) ostatnich lat". I coś jest na rzeczy.
Na stronie wydawcy, krakowskiej korporacji Ha!Art czytamy:
"'Prospekt emisyjny' to powieść jedyna w swoim rodzaju, opisująca świat, którym rządzi Tekst pasożytujący na człowieku. Świat, w którym człowieka można legalnie sprzedać, legalnie kupić, legalnie zabić. Świat, w którym Bogiem jest Liczba, a Pieniądz jego Prorokiem. Główny bohater wystawia na sprzedaż samego siebie już nie na targu niewolników, lecz w formie bardziej współczesnej, choć nie mniej okrutnej - poprzez emisję akcji."
Dalej jest informacja, że cząstkę Emitenta może kupić każdy czytelnik, stając się w ten sposób Inwestorem.
"Do tego celu służy niniejszy Prospekt, w którym dokonano całkowitej wiwisekcji nie tylko głównego bohatera, Komandora OM (osoby mieszanej), ale także języków, za pomocą których podobne operacje zazwyczaj się dokonują. Język tej książki zwraca się przeciwko samej substancji literatury, przeciwko tekstowi."
"Prospekt emisyjny" jako produkt zagadka mógłby uchodzić za marketingowy majstersztyk, gdyby nie fakt, że mało kto o nim słyszał i mało kto go kupił. W tym sensie to idealna realizacja dewizy wydawcy: "Wszystko co się nie opłaca". Lektura książki, która wyglądem, typografią, składem upodabnia się do tego, co udaje, jest rzeczywiście niemożliwa, tak jak niemożliwa jest lektura prawdziwego prospektu emisyjnego - inaczej jednak niż prospekt "Prospekt" może dostarczyć intelektualnych wyzwań. A jeśli chodzi o interpretację...
Można się domyślać, że jest to pamflet na urynkowienie relacji międzyludzkich. Jakby autor wyciągnął ostateczne wnioski z "Filozofii Oświecenia" Horkheimera i Adorno i wyraził ją językiem ekonomii, którego stylizacja jest tak doskonała, że trudno rozpoznać w nim parodię. W dziedzinie literatury niektóre partie mogą budzić skojarzenia z późną prozą Leopolda Buczkowskiego: wrażenie czytania czegoś całkowicie niezrozumiałego, ale pięknego czy raczej jakieś piękno (w postaci sensu) obiecującego. Szukając analogii w innych dziedzinach, można przywołać "Cosmopolis" Cronenberga – niewykluczone, że podobne jest tu rozumienie ekonomicznej zasady przenikającej i pożerającej całą rzeczywistość.
Potencjalny tłumacz Leśmiana
A teraz wracamy do historii z Leśmianem. Bo Leśmian w tym wypadku to zwierciadlane odbicie Joyce'a.
Tłumaczenie "Finnegans Wake" na polski wydawać by się mogło szczytem translatorskiej ekwilibrystki. Ale nie - jest jeszcze Leśmian i można go przetłumaczyć na angielski! Pierwsze próby Bartnickiego pochodzą z lat 1990-1991.
"Nie robiłem tego w ramach żadnego "projektu", po prostu uważałem, że Leśmianowi należy się tłumaczenie. Bardziej jemu należy się niż Finnegans Wake, gdybym miał wybrać" - to cytat z mojej korespondencji z Bartnickim na FB z czerwca 2012 roku.
Te tłumaczenia nigdy nie ukazały się w druku. Przez jakiś czas Bartnicki prowadził bloga, na którym je publikował, a także rozmaite obcojęzyczne przekłady innych autorów. Były to "teksty głównie po angielsku, ale także Leśmiany na rosyjski, drobiazgi pojedyncze na niemiecki, hiszpański, tudzież wiersz 'Mrok na schodach' w tuzinie języków (dość ciekawy materiał porównawczy)".
Bloga w 2007 roku odkryła dziennikarka "Życia Warszawy" i trochę na siłę - mijało akurat 70 lat od śmierci poety - próbowała skonstatować boom na Leśmiana w popkulturze (miał być bohaterem komiksów, inspiracją dla twórców muzyki i graczy RPG). Cytowana przez nią strona, na której "prawdziwi fascynaci" zamieszczają swoje przekłady wierszy to właśnie blog Bartnickiego, i to jego próby przywołuje dziennikarka ("Come out from the forest, a purblind fallish twight" = "Wyszło z boru ślepawe, zjesieniałe zmrocze)
Czym się różni praca nad tłumaczeniem Joyce'a i Leśmiana? W przypadku "Finnegans Wake" zadanie tłumacza polega na oddaniu po polsku takich zdań jak:
"The Gracehoper who, though blind as batflea, yet knew, not
a leetle beetle, his good smetterling of entymology asped niss-
unitimost lous nor liceens but promptly tossed himself in the
vico, phthin and phthir…" (s. 417, czytaj fragment polskiego tłumaczenia "Finnegans Wake"...)
W przypadku Leśmiana na angielski trzeba przełożyć takie wersy:
"W cienistym istnień bezładzie Znikomek błąka się skocznie.
Jedno ma oko błękitne, a drugie - piwne, więc raczej
Nie widzi świata tak samo, lecz każdym okiem - inaczej -
I nie wie, który z tych światów jest rzeczywisty - zaocznie?" (Bolesław Leśmian, "Znikomek")
Jeśli nawet uznać, że istota słowotwórczego żywiołu w obu przypadkach jest podobna (choć słowiańskie słowoopiewnie wydają się odporne na anglosaskie neologizmy), to w przypadku Leśmiana dochodzą jeszcze otchłanie metafizyki oraz rygorystyczna sylabiczna budowa wiersza.
Dziś Bartnicki tak podsumowuje swoje zmagania z Leśmianem:
"Po dekadach jestem głupi mniej na tyle, że wiem, że moje próby zangielszczenia Leśmiana przyniosłyby więcej szkody niż pożytku. Z ponad setki "przekładów" (konieczne cudzysłowy) rokuje jakkolwiek/cokolwiek góra pięć utworów. Inne będą nadal leżeć spokojnie, albo znajdzie się współtłumacz natywny w angielskim. Albo - to wariant najmniej dla mnie pracochłonny - ktoś inny dobrze przetłumaczy Leśmiana"
W tym roku przypada kolejna okrągła rocznica śmierci Leśmiana, więc może Dziwożona, Znikomek, i Majka Stodolna w końcu zaistnieją w angielszczyźnie.
Odkrywca kodu Joyce'a
Latem 2012 roku Krzysztof Bartnicki jeszcze raz powrócił do Joyce'a i do "Finnegans Wake". Ale nie do czytania. Tłumacz przystąpił do złamania kodu najtrudniejszej książki świata. "Zniechęcony do Literatury, szukam Muzyki" – tłumaczy. "Jak się zostawi z oryginalnego tekstu Joyce'a tylko litery ABCDEFGH (które mogą oznaczać nuty), to tekst przestaje 'znaczyć', a zaczyna grać. W ten sposób literatura zamienia się w muzykę (i bardzo dobrze!)".
Bo kiedy zamienić tekst Joyce'a na zapis muzyczny (Joyce podkreślał, że w "Finnegans Wake" szczególną rolę odgrywa brzmienie i muzyka słów i zdań), odkryć można ocean muzyki, a w nim nie tylko melodie sprzed czasów Joyce'a, ale i te, które, co ciekawe, powstały po jego śmierci. Przykłady?
- Na str. 394 w 2-3 liniach ukrywa się temat z "Harry'ego Pottera" skomponowany przez Johna Williamsa, z kolei na str. 551 wyszukałem tegoż Williamsa temat z "Gwiezdnych Wojen". Oczywiście, to tylko dwa przykłady, mam ich kilkadziesiąt, a zamierzam odkryć/odczytać/skomponować dużo więcej.
Czy polski tłumacz ostatecznie złamał kod "Finnegans Wake"? Na pewno udowodnił, że w tekście Joyce'a (jak w każdym innym) można znaleźć rzeczywiście wszystko, że "Finnegans Wake" czytane przez Bartnickiego może zagrać Hendrixa i pobrzmiewać tematem z Harry'ego Pottera. Można znaleźć, jeśli się tylko chce.
"To co wydobywamy z Joyce'a jest fajniejsze od tego, co Joyce chce narzucić" - podsumowuje. A co do "Gwiezdnych wojen": - "Marsz imperatora znalazłem 'zakodowany' w parudziesięciu miejscach 'Finnegans Wake': obstawiam, że to ulubiona melodia Joyce'a (in a manner of speaking)".
Czytaj więcej o muzycznych odkryciach w tekście Finnegans Wake...
Autor "Fu wojny"
"Fu wojny", które właśnie ukazuje się nakładem Ha!Artu (premiera: 17 sierpnia 2012) zapowiadany jest jako traktat o sztuce tłumaczenia. Z pewnością jednak nie będzie to utwór typowy dla tego gatunku, bo punktem wyjścia (i istotną częścią tekstu) ma być treść starożytnych chińskich traktatów o sztuce tłumaczenia podana przez Bartnickiego w polskiej wersji i dopełniona przypisami. Na te złoży się materiał zebrany w toku dziesięcioletnich zmagań z "Finnegans Wake":
"Chcę pokazać, że tłumaczenie to nie zawsze jest akt przyjazny. Nie zawsze się kolegujemy i lubimy z autorem. Możemy go szczerze nie znosić i wtedy to jest rodzajem wojny" (podcast: www.radioszczecin.pl).
Jeśli nie zaznaczono inaczej, wypowiedzi Krzysztofa Bartnickiego pochodzą z mojej korespondencji z Bartnickim przeprowadzonej latem 2012 (MG).