Kompozytor i pianista, przyjaciel Fryderyka Chopina, z którym łączyła go burzliwa, wielokrotnie zrywana relacja, odciskająca się wyraźnym piętnem na jego życiu i twórczości.
-
Kiedy chłopcy zasiedli w jednej ławie w Liceum Warszawskim, obydwaj mieli po trzynaście lat. Niewykluczone jednak, że Julian Fontana i Fryderyk Chopin znali się już wcześniej. Julian wywodził się z rodziny włoskich architektów, którzy chlubili się rzekomym pokrewieństwem z Domenico Fontaną, twórcą Biblioteki Watykańskiej i pałacu na Kwirynale, uważanym dziś zgodnie za jednego z ojców-założycieli nowożytnej urbanistyki. Nie wiadomo, ile w tym prawdy. Nie trzeba było jednak sięgać aż tak głęboko – wystarczyło powołać się na niewątpliwe pokrewieństwo z Giuseppe Giacomo Fontaną, jednym z najwybitniejszych architektów, budowniczych i przedsiębiorców budowlanych, jacy działali w Warszawie w pierwszych latach XVIII wieku. Giuseppe zaprojektował wieże kościoła św. Krzyża, jego syn Jakub – fasadę świątyni. Brat Józefa – Jan Kanty – został nobilitowany przez Stanisława Augusta Poniatowskiego i otrzymał własny herb Fontana. Jego wnuk, wspomniany już Julian, zdał maturę w roku 1828 i rozpoczął studia na wydziale prawnym Uniwersytetu Warszawskiego, zawsze jednak "rwał się do muzyki, do której okazywał znaczne zdolności, więc niebawem koleżeńska znajomość [z Chopinem] przeszła w zażyłą przyjaźń" – jak pisał Ferdynand Hoesick w 1899 roku, na łamach miesięcznika "Rocznik Warszawski".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
"Oeuvres Posthumes pour le piano de Fred. Chopin", 1855, fot. domena publiczna
Fontana miał szczęście, a zarazem nieszczęście przyjaźnić się z "najlepszym w całym mieście fortepianistą". Zapisał się w historii jako spolegliwy agent Chopina oraz niestrudzony kopista i wydawca jego dzieł. A przecież, zapatrzony we Frycka jak w obraz, od najmłodszych lat pragnął mu dorównać, pójść w jego ślady zarówno jako pianista, jak i kompozytor. Młodszy od Juliana o rok i z pewnością szczerszy od Chopina w przyjaźni Stanisław Egbert Koźmian – wspólnie z Józefem Paszkowskim i Leonem Ulrichem współtwórca przekładu "Dzieł dramatycznych Williama Shakespeare", wydanych w latach 1875–1877 pod redakcją Józefa Ignacego Kraszewskiego – wspominał po śmierci Fontany, że młody Julek "takie uczynił postępy, że razem ze swym genialnym towarzyszem począł się kształcić nie tylko w grze na fortepianie, ale i kompozycji".
Jak słusznie zauważyła Magdalena Oliferko, muzykolożka i organistka, autorka przełomowej pracy "Fontana i Chopin w listach" (NIFC 2009) oraz przygotowywanej do druku – także przez NIFC – książki "Julian Fontana. Wirtuoz w cieniu Chopina", "w spisach studentów Szkoły Głównej Muzyki nazwisko Fontany jednakże nie figuruje. Nie wymienia go również Józef Elsner wśród trzynastu nazwisk uczniów swej «szkoły [...] kontrapunktowej i kompozycji muzycznej, którzy się wyłącznie muzyce poświęcali»". Oliferko zaznacza przy tym, że "w prowadzonym przez Elsnera Konserwatorium [Fontana] mógł odebrać naukę fortepianu i kompozycji «niższego stopnia», uczęszczając jednocześnie do Liceum. Teza ta nie kłóci się z osobistym jego zeznaniem, gdyż kompozycja na obu szczeblach, «średnim» i «wyższym», wykładana była w tym samym lokalu i przez tego samego pedagoga – Józefa Elsnera".
Fontana nigdy nie krył, że jego muzyczna osobowość kształtowała się pod przemożnym wpływem Chopina. Jak cytuje go Oliferko, za "Komentarzem" do wydania "Œuvres Posthumes de Chopin", "dawał mi wglądać i wsłuchiwać się w czasie naszych częstych spotkań w pierwsze wytwory swojego płodnego pióra". Dziwna to była jednak relacja. W początkach ich szkolnej przyjaźni Chopin zadedykował mu dość koślawy wierszyk:
Text
Rzadką jest przyjaźń prawdziwa,
Skąpo swych darów udziela;
Co za szczęścia ten używa,
Kto mógł znaleźć przyjaciela.
Tak jak piłka wyskakuje,
Tak i przyjaźń wylatuje.
Później pisał do niego dziesiątki listów, które Fontana skrzętnie przechowywał. Podczas ich długiej, wielokrotnie przerywanej relacji traktował go dość instrumentalnie. Rozpoczynał korespondencję szokującymi dla współczesnego czytelnika sformułowaniami "Moje Kochanie" albo "Moje Życie", po czym snuł dalej wątek w niepokojąco narcystycznej manierze. "Posyłam Ci zaprosiny Schunkego – i przy tym zapytuję się, czy czasem nie Tobie pożyczyłem Witwickiego piosnek. Znaleźć ich nie mogę". "Posyłam Ci stalle na Musarda, ale bądź łaskaw nie siadaj, bo to moi znajomi, z którymi ja być obiecałem, a być nie mogę". "Za pięć, sześć albo 7 dni jestem w Paryżu i na łeb, na szyję niech przynajmniej papier i łóżko, jeżeli nie wszystko, zastanę. Zlituj się i zrób, żeby było". "Proszę Cię, przeczytaj i temu durniowi poślij natychmiast list. Pasztetu mi żadnego nie przysyłaj, kiedy strasburskich nie ma".
Dopiero w liście wysłanym niedługo przed śmiercią z Calder House w Szkocji ("12 mil od Edinburga, jeżeli Ci to przyjemność może zrobić") Chopin uderzył w tony bliższe ich szkolnej przyjaźni:
Text
Ty liczysz [się] jeszcze, jak widzisz, do najstarszych moich wspomnień, a ja do Twoich, boś Ty młodszy podobno (jak to dziś wiele znaczy, który od nas ma dwie godziny więcej!). Zaręczam Ci, że bym, chętnie przystał być bardzo nawet młodszym od Ciebie, aby Cię w przejeździe moim uściskać. Że Ciebie żółta febra, a mnie żółtaczka nie porwała, to niepojęta rzecz – bośmy obydwaj na te żółtka wystawieni byli. Piszę Ci głupstwa, bo nic rozsądnego w głowie nie mam.
Nic dziwnego, że już 6 marca 1838 roku Fontana wyznał w liście do Koźmiana, że
Text
Chopina żal by mi opuszczać, i chciałbym się z nim rozstać, bo ja go jak artystę nad wszystkich zawsze przenosiłem i przenoszę, – ale jako człowieka kocham i nie cierpię, chciałbym go na co dzień widzieć i być sto mil od niego, z nim nie raz przejdą najmilsze chwile i najnieznośniejsze. Ale on właśnie może mnie z Paryża wypędzi, choć o wszystkim tym prawie nic nie wie, bo w takich interesach z nim wcale gadać nie można.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Fryderyk Chopin, zbiór śpiewów polskich z towarzyszeniem fortepianu, 1859, fot. Biblioteka Narodowa Polona
Pod pewnymi względami losy Fontany potoczyły się dramatyczniej niż losy Chopina. Julian brał czynny udział w powstaniu listopadowym, wpierw jako ochotnik w akademickiej Gwardii Honorowej, później jako podporucznik artylerii. Po upadku powstania zatrzymał się na krótko w Hamburgu, później przedostał się przez Francję do Anglii. W latach 1833–1835 mieszkał w Londynie, gdzie utrzymywał się z lekcji gry na fortepianie i odnosił wymierne sukcesy jako pianista i kompozytor muzyki salonowej. Jak pisze Oliferko:
Text
w maju 1835 roku występował w siedzibie firmy wydawniczej Wessel & Co na Soho Square, m.in. w towarzystwie Ignaza Moschelesa, Johanna Baptista Cramera, Charles-Valentina Alkana oraz Wojciecha Sowińskiego. Angażował się także w polskich organizacjach emigracyjnych, a jego patriotyczne wystąpienia publiczne przyjmowane były "z najżywszemi oklaskami". Już po opuszczeniu Londynu wydał tam także pierwszy zbiór polskich pieśni narodowych w tłumaczeniu angielskim, zatytułowany "The Polish National Melodies" (1837).
Wrócił do Francji w roku 1835, na pewien czas zamieszkał z Chopinem i przez wiele lat – z krótkimi przerwami – dawał się wykorzystywać w tej toksycznej relacji. Przepisywał na czysto kompozycje Chopina, pośredniczył w jego kontaktach z wydawcami, wyręczał go w codziennych pertraktacjach z krawcami, dozorcami i właścicielami mieszkań. Czasem nie nadążał odpowiadać na coraz natarczywsze żądania przyjaciela, który po zwyczajowych uprzejmościach natychmiast przechodził do rzeczy: "Probsta pieniądze, do którego masz bilet i reçu, zaniesiesz zaraz do Leona, do którego czasu pisać z podziękowaniem nie mam, a z pieniędzy, co ci da Pleyel, to jest tysiąc pięćset fr., zapłacisz komorne 425 fr. do Nowego Roku i wymówisz stancję grzecznie". I tak tydzień w tydzień, czasami dzień po dniu.
Fontana stracił cierpliwość na przełomie 1841 i 1842 roku. Zerwał kontakty z Chopinem i wreszcie poświęcił się kompozycji. Jak czytamy u Oliferko na Portalu Muzyki Polskiej:
Text
jeszcze pod koniec 1841 roku w elitarnym albumie "Keepsake des Pianistes" wiodącego paryskiego wydawcy, Schlesingera, ukazał się "Marsz żałobny" Fontany (wydany potem jako "Caprice" op. 1), obok kompozycji Chopina, Kalkbrennera, Hellera, Mendelssohna, Moschelesa, Rossiniego i innych znakomitych twórców tego czasu. W recenzji zbioru podkreślono walory artystyczne "modulowanego w nowy sposób" "Kaprysu" Fontany oraz jego inspirację "melancholijnym geniuszem Chopina". W kwietniu 1842 roku Fontana dał w Paryżu koncert, na którym obok dzieł Chopina wykonał także własne etiudy (wydane jako op. 8 w 1845 roku). Pisano wówczas: "(...) etiudy jego [Fontany] kompozycji o tytule «Rêveries» [Marzenia] (…) są czarującymi utworami, które stawiają go na przedzie szeregu najlepszych obecnych pianistów". […] W marcu 1843 roku dał własny koncert benefisowy w sali słynnego fabrykanta fortepianów, Érarda. Wykonał wówczas etiudy swojej kompozycji oraz utwór salonowy "La Reine de Chypre", które paryska prasa określiła jako "zapowiadające myśl i umiejętność". […] W tym czasie w Paryżu, Lipsku i Moguncji wyszły drukiem opusy 1–9 Fontany, z których wiele wpisało się w estetykę salonowej mody.
Wiosną 1844 roku Fontana wyjechał na Kubę, gdzie odniósł niebagatelny sukces jako pianista koncertowy. Coraz aktywniej zajmował się też działalnością kompozytorską. W grudniu tego samego roku został dyrektorem Hawańskiego Towarzystwa Filharmonicznego. Jak ustaliła Oliferko, na drugi koncert Towarzystwa ze swoim udziałem:
Text
skomponował najbardziej spektakularne ze swych dzieł, "Fantazję na tematy amerykańskie i hiszpańskie «La Havanne»" op. 10, w której jako pierwszy kompozytor europejski nowatorsko wprowadził elementy egzotyczne i folklor Wysp Karaibskich. W dziele tym, na 18 lat przed powstaniem słynnej "Rapsodii hiszpańskiej" Liszta, zastosował motyw joty aragońskiej. Zbieżność tonacji w obu opracowaniach pozwala wysnuć przypuszczenie, że Liszt przejął od Fontany motywy wprowadzone przezeń w "La Havanne".
W stolicy Kuby Fontana poznał 26-letnią Kreolkę Kamillę Dalcour Tennant, żonę bogatego i wpływowego angielskiego kupca. Wdał się z nią w płomienny romans, którego owocem była urodzona w 1845 córka Leokadia. Kilka miesięcy później opuścił wyspę, przed wyjazdem dedykując córeczce i kochance fantazję "Souvenirs de l’Île de Cuba" op. 12. Przeniósł się do Nowego Jorku, gdzie po wieloletniej przerwie znów nawiązał kontakt z Chopinem, a na wieść o wydarzeniach Wiosny Ludów na krótko powrócił do Europy. Nie zdołał się jednak spotkać z dawnym przyjacielem i w sierpniu 1848 roku znów ruszył za Ocean.
Szczęście uśmiechnęło się do niego na krótko i w niejasnych okolicznościach. We wrześniu 1850 roku poślubił ukochaną Kamillę, której mąż zginął ponoć w wypadku kolejowym. Państwo młodzi osiedlili się w Paryżu, a Fontana, na prośbę rodziny Chopina, zajął się pośmiertnym wydaniem jego utworów z opusów 66–74 i znów odłożył na bok swoje ambicje kompozytorskie. Niespodziewany cios spadł na niego w 1855 roku, kiedy ciężarna Kamilla zmarła na zapalenie płuc, przeziębiwszy się na pogrzebie żony Mickiewicza. Fontana, przytłoczony żałobą, kłopotami finansowymi i niemożnością uregulowania skomplikowanej sytuacji rodzinnej (żona nie zostawiła testamentu, skutkiem czego opiekę nad większością ich potomstwa oraz dziećmi z poprzedniego związku Kamilli sąd powierzył rodzinie zmarłego męża), stopniowo podupadł na zdrowiu.
Wkrótce potem zaczął głuchnąć. Porzucił muzykę na dobre. Zajął się pracą literacką i przekładową, która nie przyniosła mu spodziewanych dochodów. Popełnił samobójstwo w przeddzień wigilii 1869 roku. Dziennikarz i krytyk Edward Siwiński, wspominając go blisko trzydzieści lat później w "Kurierze Warszawskim", puścił wodze fantazji:
Text
Obudziwszy się z rana i spostrzegłszy, że jest już po dziewiątej, zdziwił się wielce panującą dokoła ciszą. Przystąpił do okna i wyjrzał na ulicę: przechodnie mijali się jak zwykle, wozy i powozy przesuwały się ustawicznie, ale żadnego nie sprawiały turkotu. Zaniepokojony tym niewytłumaczonym dla siebie zjawiskiem, zasiadł do fortepianu i grać zaczął. Klawisze uginały się pod jego palcami, ale nie wydawały najlżejszego tonu. Coraz to więcej przerażony, zaczął grać mocniej i mocniej, wreszcie tłuc w fortepian... Instrument upornie milczał, a gdy kilka strun pękło, nie wydawszy najmniejszego jęku, poznał dopiero z rozpaczą, że całkiem słuchu pozbawionym został. Żadnych środków ratunku nie było, i nieszczęśliwy muzyk, głęboką melancholią dotknięty, wystrzałem z pistoletu odebrał sobie życie.
W rzeczywistości Fontana otruł się czadem. Jako muzyk umarł już wcześniej, oczadziały podziwem dla szkolnego kolegi, który zdusił w nim ledwie wykrzesaną iskrę twórczą.