Jerzy Grałek w 1969 roku ukończył Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. W tym samym roku debiutował rolą Wacława w "Zemście" Aleksandra Fredry w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Później trafił na sceny Teatru im. Jaracza w Olsztynie, Teatru im. Jaracza w Łodzi, Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Wykreował wiele wybitnych ról scenicznych. W 1974 roku związał się z Krakowem, gdzie odnosił największe sukcesy, najpierw w Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Grał tam zarówno Hamleta, jak i Alberta Chmielowskiego w prapremierze "Brata naszego Boga" Karola Wojtyły. W rozmowie z Łukaszem Maciejewskim zatytułowanej "Księga zdarzeń" ["Kraków" nr 2-3/2010] wspominał:
Graliśmy sztukę papieża pewnie z trzysta razy, zawsze przy nadkompletach. W latach osiemdziesiątych wszystko miało inną rangę. Notorycznie brakowało na ten spektakl biletów. Pamiętam, że kiedyś podszedłem do kasy, żeby załatwić wejściówki dla znajomych i nagle zobaczyłem klęczącego człowieka, który twierdził, że musi zobaczyć przedstawienie, bo "na papieża" przyjechał do Krakowa aż z Białegostoku – dwadzieścia pięć godzin pociągiem. Taka determinacja.
Najdłużej, od 1986 roku, aktor związany był ze Starym Teatrem. "W naszym dzisiejszym świecie coraz mniej jest słabych kobiet i coraz mniej silnych mężczyzn. Przed państwem stoi uosobienie męskości: Jerzy Grałek" – tak Elżbieta Bińczycka powitała jubilata w 2010 roku, kiedy to w Starym Teatrze świętował 45-lecie pracy artystycznej.
Przez kolegów nazwany był "aktorem fundamentalnym", gdyż swój zawód traktował ze śmiertelną powagą. Jednak kiedy wszedł do zespołu Starego Teatru, udowodnił, że umie grać nie tylko ciężkie, psychologiczne role, być herosem czy amantem, ale również ze swoją niebywałą vis comica potrafił bawić. Jego Nedostal w "Wiośnie narodów w cichym zakątku" Tadeusza Bradeckiego wywoływał lawiny śmiechu na widowni, a wykonawca był obsypywany nagrodami.
Aktor podkreślał, że zawsze był wierny teatrowi, co jednak nie przeszkodziło mu zagrać ponad 120 ról filmowych i telewizyjnych, między innymi w: "Ognistym aniele", "Na srebrnym globie", "Rodzinie Kanderów", "Żelazną ręką", "Panu Tadeuszu", "Starym człowieku i psie", "Krwi z krwi" oraz w kilkudziesięciu spektaklach Teatru TV. W serialu "Kanclerz" i w filmie "Żelazną ręką", obu w reżyserii Ryszarda Bera, grał króla Stefana Batorego. W tekście Janusza R. Kowalczyka – „Pan przecież wie, jak się gra króla" ["Rzeczpospolita", dodatek "Władcy Polski", 10 lipca 2007] mówił:
O każdej postaci historycznej warto mieć jak najszerszą wiedzę. Najciekawszym materiałem dla aktora jest ona zawsze wtedy, gdy dokonuje się w postaci jakiś przełom. Można wtedy zagrać jej psychologię, rozterki, wewnętrzną przemianę. W przypadku mojego Batorego u Bera nie było tych scen aż tyle, żeby mówić o pełnym rozwoju postaci. Trzeba było – czerpiąc z doświadczenia życiowego i szukając właściwych środków aktorskich – zagrać możliwie wyraziście. Raczej tak zwaną grubą krechą. Zaproponowałem reżyserowi, że król wahając się z podjęciem decyzji, ustawi swoją dłoń nad płomieniem świecy. Żeby zadany ból naprowadził go na właściwy trop. Jeździłem ponadto na wspaniałym koniu i przypominam sobie przepiękny, uczepiony skał słowacki zamek, w którym mieliśmy zdjęcia.
Do filmu miał mniej szczęścia niż do sceny. "Gdyby pozwolono Żuławskiemu dokończyć w swoim czasie »Na srebrnym globie«, mógłbym dzisiaj być w zupełnie innym miejscu" – wyznał nie bez racji Łukaszowi Maciejewskiemu w 2010 roku. W amerykańskim filmie "Triumf ducha" Roberta M. Younga aktor miał z kolei stoczyć walkę bokserską z Willemem Dafoe, co skomentował we wspomnianym już materiale "Pan przecież wie, jak się gra króla”:
Przez trzy miesiące Zbigniew Pietrzykowski i Stanisław Dragan wprowadzali mnie w tajniki zawodowego boksu. W filmie moje umiejętności zaistniały przez 40 sekund. Za to moja ponad trzydziestoletnia nauka języka angielskiego przydała mi się […] w roli Shylocka w "Kupcu weneckim" na festiwalu w Irlandii. Dopiero jak wygrałem casting na tę rolę, zdałem sobie sprawę, że to nie tylko język angielski, lecz zarazem język Szekspira. Jednak warto było podjąć ryzyko. Trafiła mi się teatralna przygoda życia. Takich recenzji jak w "Guardianie" w Polsce nie dostałem nigdy.
Przedstawienie "Kupca weneckiego" w irlandzkim Corku wystawił w międzynarodowej obsadzie Pat Kiernan, uznawany za jednego z najciekawszych młodych irlandzkich twórców. Poza prestiżowym brytyjskim "Guardianem" stworzoną przez Grałka rolę Shylocka docenili również inni. Mary Leland w "Irish Times" pisała wręcz o aktorskim objawieniu – "monumentalnej kreacji łączącej intelektualny rygoryzm i emocjonalną gęstość". Krytyk Liam Heylin w dzienniku "Evening Echo" napisał, że "Shylock w wykonaniu polskiego aktora Jerzego Grałka jest najbogatszym i najpełniejszym wcieleniem tej karkołomnej roli, jaką kiedykolwiek oglądał".
A co do ról władców, to od pierwszych lat w zawodzie miałem do nich spore szczęście. Zacząłem od Edypa. Byłem młodym aktorem – moje doświadczenie równało się wtedy doświadczeniu Edypa, który był w podobnym wieku. Potem grałem też Makbeta i Klaudiusza. Jak przystępowaliśmy do prób "Hamleta (IV)", Andrzej Wajda powiedział mi: "Panie Jerzy, pan przecież wie, jak się gra króla". Objechaliśmy z tym przedstawieniem cały świat. Byliśmy w Japonii, Izraelu, Meksyku, we wszystkich krajach Europy. Grałem również Klaudiusza w "Hamlecie" Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU. To najważniejsi moi władcy, choć mam też w dorobku rolę Stalina, odbyte próby do "Króla Leara", który nie miał premiery, oraz baśniowego monarchę w widowisku Waldemara Śmigasiewicza. Każdą z tych postaci starałem się uczynić w jakiś sposób przejmującą i, przede wszystkim, wiarygodną.
W filmie Tima Robinsona "Plot to Kill Stalin" znakomicie zagrał główną rolę sowieckiego satrapy.
Zmianą emploi, a zarazem pożegnaniem z wizerunkiem twardego mężczyzny, była przejmująca postać posuniętego w latach twórcy, którą Jerzy Grałek zagrał w filmie "Stary człowiek i pies" Witolda Leszczyńskiego (po śmierci reżysera tuż po rozpoczęciu zdjęć dokończył go Andrzej Kostenko). Bohater tej ekranowej opowieści jest filmowcem, który nie potrafi, a raczej nie zamierza, dostosować się do wymogów konsumpcyjnej współczesności. Człowiekiem, na którego talent i możliwości w dzisiejszym skomercjalizowanym świecie wygasło z nagła zapotrzebowanie.
W 1983 roku Jerzy Grałek odznaczony został Srebrnym Krzyżem Zasługi. Był wykładowcą Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Ostatnią rolę teatralną zagrał w szekspirowskim "Królu Learze" wystawionym przez Jana Klatę w Starym Teatrze w 2014 roku.
Autor: Janusz R. Kowalczyk, czerwiec 2019