Zaczynał jako publicysta i reporter w studenckich czasopismach – stąd pewnie jego prawdziwie magnetofonowy słuch i umiejętność rejestracji mowy ludzi z ulicy, zbiorowego "głosu społeczeństwa". Słuchając tego głosu, Anderman stawia diagnozę na temat społecznych nastrojów i stanu umysłów. Mówił o tym jego debiutancki tom prozy, "Zabawa w głuchy telefon", a jeszcze dobitniej, często nielitościwie, relacja z czasów po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce – "Kraj świata", oddająca głos tłumowi cierpiącemu na chorobę sierocą, zdezorientowanemu, ogłupionemu przez propagandę i pozbawionemu jakichkolwiek autorytetów.
Poszerza się też znacznie liczba wydających "pod ziemią" pisarzy. Zmienia się też, szczególnie w okresie pierwszym, charakter twórczości bardziej teraz interwencyjnej, odnoszącej się wprost do rzeczywistości. Prozę zaczną wspierać opowiadania, bliskie nieraz, jak u Nowakowskiego – pośpiesznie pisanemu reportażowi. Rzadko udaje się autorowi zdobyć dystans wobec tematu; zdarza się to Andermanowi...
[Marta Fik, "Autorytecie wróć? Szkice o postawach polskich intelektualistów po Październiku 1956", Oficyna Wydawnicza Errata, Warszawa 1997]
Anderman demistyfikuje z groteskowym humorem rozmaite oficjalne slogany i akcje, pozwalając im się odbijać w marzeniach i w mowie prostych ludzi. Jest także piewcą losu swego pokolenia (i własnego losu) w okresie politycznych przełomów. Jego bohater – odbicie autora – rozdwaja się wewnętrznie wskutek obsesyjnego poczucia, że śledzą go funkcjonariusze bezpieki, błąka się w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby zamieszkać ("Gra na zwłokę"), internowany w 1982 podsumowuje swe życie ("Brak tchu"), wreszcie bez żenady obnaża całą teatralność i nieautentyczność zachowań swych towarzyszy z opozycji politycznej ("Kraj świata", "Choroba więzienna").
W swoich "Fotografiach" (2002) Janusz Anderman wspominał, jak to w pamiętnym 1976 roku zainteresowała się nim bezpieka, gdyż miał związki ze źle widzianym pismem "Student": "w ciemnej sieni natknąłem się na legendarną portierkę [Kamienicy Literatów w Krakowie], panią Lolę: jakieś wojsko po pana poszło na górę, zaszeptała w mroku, ale niech pan nie idzie, bo to chyba ułany, a z nimi to, wie pan, nigdy nie wiadomo…".
Bezimienny bohater jego "Gry na zwłokę" – alter ego autora – to typ wiecznego outsidera. Gnany jaskółczym niepokojem początkujący literat, który nigdzie nie potrafi zagrzać miejsca. Włóczy się więc po mieście (bez trudu można w nim rozpoznać Kraków), spotykając rozmaitych osobników, włącznie z autentycznymi postaciami, jak choćby awangardowy artysta plastyk Jerzy Bereś.
Młody mężczyzna nie umie zerwać ze studenckim trybem życia, nie jest więc oczekiwany w odwiedzanych redakcjach. Jeszcze mniej u kochanek, które porzucił na różnych etapach życia. Usuwany z kolejno wynajmowanych mieszkań, unika zarówno stróżów prawa, jak i listonoszy doręczających mu wezwania na kolegium za nieumiejętność podporządkowania się regułom współżycia w zbiorowości realnego socjalizmu. Z takich jak on kontestatorów systemu rodzili się późniejsi dysydenci.
W "Grze na zwłokę" Andermana można doszukać się pastiszu wielu arcydzieł literackich. Począwszy od Kafki ("Proces"), przez Hamsuna ("Głód") i Hessego ("Wilk stepowy") do Joyce'a ("Ulisses") i Lowry'ego ("Pod wulkanem").
Kultowy pisarz swojej generacji, uczestnik podziemnego życia literackiego u schyłku komunizmu, Anderman nie bardzo wierzy w wewnętrzną przemianę społeczeństwa po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Schorzenia duszy spowodowane przez totalitaryzm pokazuje jako przypadłości trudne do wykorzenienia i, jak mało kto, umie odnaleźć ich ślady w dzisiejszym życiu Polaków. Anderman pisał w "Kraju świata":
Błysnęło słońce i światło uderzyło w dwa anioły, śpiące na ławce i jeden z nich chciał zasłonić oczy i poruszył się niespokojnie i nieostrożnie stoczył się przez wyrwę w ławce wprost na betonowe płyty trotuaru, nie rozlewając ani kropli z butelki, a cień od żerdzi z ławki przeciął mu twarz na pół, od czoła do brody i nadał tej twarzy wyraz zadumy i anioł leżał na trotuarze, a drugi, śpiący na ławce, wyciągnął nagle rękę i lunatycznie zaczął macać żerdzie obok siebie i to miejsce, na którym spoczywał dotąd jego towarzysz, a potem ręka znieruchomiała, a on zaskomlał...
W 2007 roku Janusz Anderman otrzymał nominację do nagrody literackiej Nike za powieść "Cały czas" (2006). Na jej motywach dwa lata później powstał film "Mniejsze zło" w reżyserii Janusza Morgensterna.
Ta książka opowiada o moich czasach, o mojej formacji i generacji. Opowiada z perspektywy człowieka, który ma w sobie coś z Piszczyka – bohatera niezapomnianego "Zezowatego szczęścia", coś z wyznań hochsztaplera Feliksa Krulla, coś z tego dziwacznego ducha nieautentyczności epoki, w której grasują autentyczni kabotyni. Taka właśnie jest Polska dzisiejsza. Polska niepodległa i demokratyczna, ale przecież z tamtych czasów zrodzona, z tamtych kontaktów i uwikłań, z tamtych emocji i determinacji, z tamtych karier i z tamtej degrengolady. Ta książka drażni, złości, prowokuje. Nie ma w niej kultu flagi narodowej, nie ma mitologizacji "Solidarności" ani "wykorzystywania" Jana Pawła II dla polskości, ani też kultu świętej Faustyny, który – zdaniem pewnego polityka z Krakowa – będzie się dynamicznie rozwijał, gdyż odpowiada współczesnym potrzebom mistycznym i może służyć promocji Polski w świecie. Janusz Anderman przekłuwa balony naszych mitologii z chirurgiczną precyzją, przenikliwie opisując, jak "sztuka prześlizgu" stała się składnikiem codziennej egzystencji.
[Adam Michnik, "Cały czas, Anderman, Janusz", "Gazeta Wyborcza", 17 marca 2007]
W 2009 roku Anderman stworzył scenariusz do filmu dokumentalnego o Tadeuszu Konwickim pod tytułem "Co ja tu robię? Tadeusz Konwicki" i sam podjął się jego reżyserii.
Pisarz miał również bliskie związki z teatrem. Głównie jako autor sztuk i przekładów, ale także ich reżyser. Do napisania jednej z nich asumpt dał mu tekst jednoaktówki "Oświadczenie" Sławomira Mrożka. Janusz Anderman pokusił się o dopisanie dziejącej się po latach drugiej części, stanowiącej dalszy ciąg opowiedzianej historii.
Na podstawie obu utworów Jerzy Stuhr w 2001 roku stworzył w Teatrze Telewizji widowisko "Oświadczenie". Okazało się znakomitym artystycznym przyczynkiem do nieustającej polskiej dyskusji o meandrach lustracji. Pierwszą jednoaktówkę Sławomir Mrożek napisał w Paryżu tuż po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego.
Funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa namawia młodego działacza opozycji do podpisania oświadczenia o zaprzestaniu działalności antypaństwowej. Młody opozycjonista waha się. Jego żona ma wkrótce urodzić dziecko. Jeśli wszystko pójdzie dobrze – podpisze. Nie dla siebie, lecz dla dziecka. Inaczej może nawet pójść do więzienia. Telefon do szpitala i… w tym momencie młodzieniec padnie ofiarą mistyfikacji.
Drugą część losów obu mężczyzn napisał Janusz Anderman. Bohaterowie spotykają się w realiach lat dziewięćdziesiątych. Eks komisarz jest zamożnym biznesmenem i… świadkiem w procesach lustracyjnych. Dawny opozycjonista zrobił karierę w polityce, acz ciąży na nim zarzut współpracy z SB. Były esbek proponuje układ: w zamian za oczyszczenie z zarzutów kłamstwa lustracyjnego oczekuje odeń lukratywnej koncesji. Polityk nie kryje oburzenia. Wprawdzie podpisał lojalkę, ale zaraz potem ją podarł. Mechanizm manipulacji okaże się jednak znacznie głębszy.
Całość stanowi trafny komentarz do ciągle niezabliźnionych ran naszej najbliższej historii. Poza artystycznym komentarzem do polskiej współczesności, obie jednoaktówki zawierają daleko głębsze przesłanie, dotyczące tragicznego losu człowieka poddanego bezwzględnej presji państwa. Czy jednostka ma jakieś szanse w starciu z policyjnym aparatem? Czy można skutecznie walczyć o swoją godność, nawet jeśli wcześniej uległo się haniebnej słabości?
Doświadczenie opozycjonisty Janusza Andermana uczy, że na spotkanie z byłym (tylko z byłym?) funkcjonariuszem aparatu bezpieczeństwa należy przyjść odpowiednio przygotowanym. Jeśli się zastosuje adekwatne środki taktyczne, można wyjść na swoje nawet w konfrontacji z nieprzebierającym w środkach przedstawicielem systemu. Czy na długo? – na to pytanie widz "Oświadczenia" odpowiedzieć musi sobie sam.
Rok 1978. Jedziemy z Januszem Andermanem autostopem do Łodzi na zebranie redakcji niezależnego (i nieregularnego) kwartalnika kulturalnego "Puls". Upał niemiłosierny, nagrzana furgonetka marki Żuk, do tego telepiący nas obu gigantyczny kac.
– Antek – szepce Janusz zgruchotanym głosem. – Jak ci ktoś zaproponuje alkohol, to wiedz jedno. To nie jest dobry człowiek.
[Antoni Pawlak, "Zapiski na paczce papierosów", Wielka Litera, Warszawa 2018]
Pełnospektaklową sztukę "Dzień przed zachodem" Andermana na mały ekran Teatru TV przeniosła z kolei Maria Zmarz-Koczanowicz w 2003 roku. To równie prześmiewcza jak przewrotna opowieść jednego z niewielu polskich pisarzy, który potrafi trafnie wypunktować absurdy naszej rzeczywistości.
W popegeerowskiej wsi grupka miejscowych, spauperyzowanych bezrobotnych, wystaje, albo i poleguje pod budką telefoniczną, ustawioną bez najmniejszego sensu nad jeziorem, z dala od ludzkich siedzib. Oczekiwanie na dzwonek telefonu skracają sobie łowieniem ryb przy pomocy niewypałów z poradzieckiego poligonu i popijaniem tanich win, pobieranych "na krechę" u kierownika sklepu. Wzdychają za czasami, kiedy "władza kradła, ale i ukraść pozwalała", a od Ruskich można było za grosze kupić tuszonkę, węgiel, a nawet paliwo rakietowe.
Listonosz objeżdżał na nim swoim motorowerem wieś dwa razy szybciej. Sołtys, ustawicznie pijany, usiłuje każdemu sprzedać własnoręcznie wykonane "antyny" telewizyjne. Ormowiec straci zaś motywację do życia, skoro nie ma już komu donosić.
Czasami, gdy czytam pisma napływające do Urzędu Miasta, dziwę się niepomiernie. Oto fragment skargi, która wypisz wymaluj przypomina mi język powieści Janusza Andermana: "Uważam, że polska policja jest szczególnie konstruktywna i rzeczowa, jako że w całkiem miłym tonie jej przedstawiciele zadali mi pytanie: «Chcesz dostać w ryj?»".
[Antoni Pawlak, "Zapiski na paczce papierosów", Wielka Litera, Warszawa 2018]
Janusza Andermana warto pamiętać z innych jeszcze form działalności. W latach osiemdziesiątych można go było spotykać, wraz z jego ówczesną żoną Joanną Trzepiecińską, w nabitej ponad wszelką miarę sali krakowskiego Klubu Inteligencji Katolickiej podczas kolejnych wydań tygodnika mówionego "NaGłos". Brali w nim udział autorzy tekstów, których nie udałoby się im wydrukować w normalnym obiegu. Nie mogło wśród nich zabraknąć Janusza Andermana, który swoich przewrotnych opowiadań sam jednak nigdy nie czytał.
Robił to za niego Jan Peszek. I to jak! Był to majstersztyk możliwości interpretacyjnych. Słowo, pogłębione zdystansowaną ironią, nabierało mocy, ale i finezji. Przenikało słuchaczy na wskroś, poruszało, bulwersowało, albo doprowadzało do paroksyzmów niepohamowanego śmiechu, jakkolwiek ówczesną interpretację Jana Peszka – w porównaniu z jego późniejszymi dokonaniami estradowo-teatralnymi – należałoby określić jako nad wyraz powściągliwą.
Działo się to w czasach, kiedy – w myśl obowiązującego prawa – prawie każde z takich spotkań można było uznać za nielegalne. A powszechnie wiadomo, że zakazane zawsze lepiej smakuje. Wszechwładzę cenzury mamy wszak dawno za sobą, a niegdysiejsze literackie "prohibity" są już na ogół powszechnie dostępne. Toteż możemy zaznajomić się z tymi samymi tekstami Andermana, które w końcu doczekały się druku.
Janusz Anderman, [Ryszard] Schubert, Józef Łoziński – ambicje w języku, ku mowie potocznej. U Janusza Andermana mowa odsłania pozorność międzyludzkich kontaktów – jak u Stanisława Czycza, Edwarda Stachury – błądzenie ku naturze, rajowi.
[Krzysztof Mętrak, "Dziennik 1969–1979", Iskry, Warszawa 1997 – zapis: 23 lipca 1978]
Ostatnimi czasy Janusz Anderman najchętniej udziela się jako felietonista "Gazety Wyborczej". Sporą część tego dorobku zawiera tom "Golenie frajerów" (2021) z podtytułem "Kronika głupoty czasów IV RP". Można podziwiać czujność autora w wyłapywaniu absurdów naszej rzeczywistości, na podstawie kuriozalnych prasowych enuncjacji zamieszczanych w na ogół mniej znanych, niskonakładowych pismach.
Piszący w nich publicyści prześcigają się w bogoojczyźnianych frazesach, wątpliwych morałach i górnolotnych tonach, do jakich najlepiej pasuje tytuł jednej z grafik Goi: "El sueño de la razón produce monstruos" ("Gdy rozum śpi, budzą się demony"). Z kolei Anderman, posługując się wyłącznie logiką, rozkłada na czynniki pierwsze intelektualną zawartość owych doniesień, pisanych przez co lepszych harcowników w nadziei – śmiem podejrzewać – że zostanie się przez niego dostrzeżonym i zacytowanym. Tertium non datur.
Twórczość
Proza
- "Zabawa w głuchy telefon" (powieść), Czytelnik, Warszawa 1976
- "Autostop" (opowiadanie), MAW, Warszawa 1978 (podpisane: Marcin Czech)
- "Gra na zwłokę" (powieść), Wydawnictwo Literackie, Kraków 1979
- "Brak tchu" (opowiadania), Puls Publications, Londyn 1983
- "Kraj świata" (opowiadania) Instytut Literacki, Paryż 1988
- "Choroba więzienna" (ze wstępem Tadeusza Konwickiego), scenariusz filmowy, Oficyna Wydawnicza Pomost, Warszawa 1992
- "Tymczasem" (opowiadania), Wydawnictwo UMCS, Lublin 1998
- "Lekcja pisania" (praca zbiorowa), Czarne, Wołowiec 1998
- "Fotografie", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002
- "Największy słoń na świecie", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003
- "Cały czas", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006
- "Nowe fotografie", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007
- "To wszystko", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008
- "Fotografie ostatnie", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010
- "Łańcuch czystych serc" (zbiór obejmuje: "Brak tchu", Londyn 1983; "Kraj świata", Paryż 1988; "Tymczasem", Lublin 1998), Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012
- "Grzybki halucynogenne czyli Między wierszami a brzegiem rozumu" (ze wstępem Adama Michnika), Agora, Warszawa 2013
- "Czarne serce", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015
- "Golenie frajerów", Wielka Litera, Warszawa 2021
Tłumaczenia
- angielski: "Poland under the black light", New York: Readers International, 1985; "Edge of the World" ("Kraj świata"); New York: Readers International, 1988
- niemiecki: "Randlnad der Welt" ("Kraj świata"), Berlin: Literar. Colloquium, 1992
- francuski: "Le Souffle coupé" ("Brak tchu", "Kraj świata"), Montricher: Editions Noir sur Blanc, 1990; "Tout le temps" ("Cały czas"), tłum. Isabelle Jannès-Kalinowski, Lausanne: Noir sur Blanc, 2010
- słoweński: "Stadion" (słuchowisko), tłum. Borut Trekman, Ljubljana: Rediotelevizija, 1989
Scenariusze filmowe
- "Śnić we śnie" (1979)
- "Białe tango" (1981)
- "Kraj świata" (1993)
- "Mniejsze zło" (2008)
- "Mój dom: muzyka" (również reżyseria, 2001)
- "Co ja tu robię? Tadeusz Konwicki" (również reżyseria, 2009)
Teatr Telewizji
- "Piknik"Ladislava Smočka, przekład (1977)
- "Dziwne popołudnie doktora Burkego" Ladislava Smočka, przekład (1982)
- "Oświadczenie", autor (2002)
- "Dzień przed zachodem", autor (2003)
Teatr
- "Labirynt", autor (1987)
- "Amerykańska papieżyca" Esther Vilar, reżyseria (2000)
- "Gra na zwłokę", autor (2006)
- "Fotografie", autor (2009)
- "Pociągi pod specjalnym nadzorem" Bohumila Hrabala, autor adaptacji (2017)
Nagrody i odznaczenia
- 1976 –Nagroda im. Wilhelma Macha za najlepszy debiut powieściowy roku za "Zabawę w głuchy telefon"
- 1980 – Nagroda niezależnego kwartalnika literackiego "Zapis", ufundowana przez Tadeusza Konwickiego, za "Grę na zwłokę"
- 1981 – Nagroda Fundacji im. Kościelskich za "Grę na zwłokę"
- 1988 – Nagroda Fundacji Singlerów w Australii (1988)
- 1999 – Odznaka "Zasłużony Działacz Kultury"
- 2007 – Nominacja do Nagrody Literackiej Nike za "Cały czas"
- 2008 – Nominacja do Literackiej Nagrody Europy Środkowej "Angelus" za "Nowe fotografie"
- 2009 – Srebrny Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis
- 2009 – Nominacja do Literackiej Nagrody Europy Środkowej "Angelus" za "To wszystko"
- 2010 – Nominacja do Złotego Lajkonika za film "Co ja tu robię? Tadeusz Konwicki"
- 2010 – Nagroda Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Dyplom Honorowy za film "Co ja tu robię? Tadeusz Konwicki"
- 2011 – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
Źródło: www.polska2000.pl, Stowarzyszenie Willa Decjusza, 2001; aktualizacja: AP, lipiec 2019; JRK, grudzień 2022.