Od początku okupacji niemieckiej Sendlerowa prowadziła podwójne życie. Oficjalne: praca w Zarządzie Miejskim Warszawy. Nieoficjalne: działalność konspiracyjna z ramienia Polskiej Partii Socjalistycznej, później w referacie dziecięcym Żegoty – jako "siostra Jolanta". W obu ratowała Żydów, dorosłych i dzieci. To wymagało dobrze przemyślanej strategii. Sendlerowa okazała się znakomitą organizatorką.
W opiece społecznej pomocy udzielano na podstawie wywiadu środowiskowego. Aby zdobyć dodatkową żywność, odzież, leki i pieniądze, należało ankiety sfałszować. Zajmowała się tym Sendlerowa i jej łącznicy. Najpierw pięć, potem dziesięć osób. Pozostało "tylko" wejść do getta, najlepiej kilka razy dziennie, nie wzbudzając podejrzeń. Sendlerowa załatwiła przepustki dla sanitariuszek, sobie i Irenie Schultz. Za murami zakładała opaskę z gwiazdą Dawida – na znak solidarności i aby się nie wyróżniać. Jednak doraźne wsparcie nie wystarczało, jak nie zabijali Niemcy, to głód. Trzeba było wyprowadzić Żydów z getta. Przynajmniej dzieci. Pojedynczo.
Wyjść było kilka. Droga nr 1 prowadziła podziemnymi korytarzami sądów na Lesznie. Anonimowi woźni zostali przekupieni. A jeśli wyjście od strony aryjskiej było zamknięte? Droga nr 2 to tory tramwajowe – tu korzystano z usług zaprzyjaźnionego motorniczego Leona Szeszko. Droga nr 3 – razem z brygadami pracy. Tak ocalał kilkuletni Stefanek, który schował się pod płaszczem dorosłego mężczyzny. Droga nr 4 to opuszczający getto ambulans. W skrzyniach lub workach przewożono niemowlęta, m.in. Elżbietę Ficowską (dziś autorkę książek dla dzieci). A jeśli dziecko będzie płakało? Kupiono głośno ujadającego psa. Zostały jeszcze wyrwy w murze, piwnice domów i kanały. Tymi ostatnimi wydostał się Piotr Zysman (dziś Zettinger, inżynier). Razem ok. 2,5 tys. żydowskich dzieci, które musiały przejść przyspieszony kurs dojrzewania.
Lekcja rozstania. Były łzy, krzyk, tulenie, odmowa oddania dziecka, pytania. Gwarancje powodzenia akcji? Nie było jej nawet na wydostanie się z getta.
Lekcja tożsamości. "Pamiętaj, ty nie jesteś Icek, tylko Jacek. Nie Rachela, tylko Roma. A ja nie jestem twoją matką, tylko byłam u was gosposią. Pójdziesz z tą panią, a tam może czeka na ciebie twoja mamusia" – upominały matki.
Lekcja religii. Dzieci uczyły się pacierza na wypadek przepytania na ulicy przez gestapowca. Obudzone w środku nocy recytowały: "Ojcze nasz, któryś jest... i my odpuszczamy naszym winowajcom...".
Lekcja adaptacji. Jeśli nie znały języka polskiego, musiały go opanować. Z nową tożsamością i fałszywymi dokumentami trafiały do zakładów opiekuńczych (najmłodsze do tych zakonnych lub do Domu ks. Baudouina) i polskich rodzin. Nierzadko je zmieniały. Ich organizacją zarządzała Sendlerowa.
Lekcja najważniejsza, miłości. "Dlaczego mama mnie oddała?" – pytały. "Bo cię kochała" – odpowiadała Sendlerowa. Dla niej to matki były bohaterkami.
Sendlerowa zapisywała nazwiska polskie, żydowskie i miejsce zamieszkania uratowanego dziecka na bibułce, a zwiniętą w rulon wkładała do słoika. I tak za każdym razem. Dane te przekazała później Adolfowi Bermanowi w postaci listy, znaną jako "Lista Sendlerowej" (o takim tytule reportaż napisała Magdalena Grochowska, a Michał Dudziewicz zrealizował film dokumentalny).
W 2006 r. działaczkę odwiedził ambasador Niemiec z małżonką, przynieśli wielki kosz delikatesowy. Gdy ambasadorowa stwierdziła "Ależ, pani Ireno, to, co pani robiła, było bardzo niebezpieczne!", Sendlerowa ją poprawiła: "Pani się myli. W czasie wojny samo wyjście na ulicę było bardzo niebezpieczne".
Więźniarka
20 października są imieniny Ireny. Te z 1943 r. Sendlerowa zapamiętała do końca życia. Odwiedziły ją starsza ciotka i Janina Grabowska, jedna z łączniczek. A nad ranem – jedenastu gestapowców. Bibułki z danymi dzieci planowała wyrzucić przez okno, ale dom był otoczony. Zwitek schowała Grabowska. Sendlerową aresztowano, przesłuchiwano w gmachu przy alei Szucha, następnie uwięziono na Pawiaku. Wydała ją właścicielka pralni, gdzie spotykali się działacze Żegoty. "Siostra Jolanta" nie zdradziła, mimo tortur. Po latach wyznała: "Do dziś mam wizytówki na swoim ciele tych nadludzi". Wydano wyrok: rozstrzelanie.
Ją też ktoś ocalił. Wezwana do dentysty, otrzymała gryps, że Żegota stara się o ratunek. Akcję zorganizował Julian Grobelny przy udziale Marii Palester. Przekupiono gestapowca, który uwolnienie skazanej przypłacił życiem. Na ile wyceniono jej własne, tego Sendlerowa nigdy się nie dowiedziała. Zobaczyła swoje nazwisko na liście rozstrzelanych. Teraz ona otrzymała nową tożsamość.
Klara Dąbrowska
Ukrywała się pod zmienionym nazwiskiem, pod wieloma adresami, nie mogła przyjść na pogrzeb matki. Kontynuowała działalność konspiracyjną, ale zamiast opaski z gwiazdą Dawida, nosiła czepek pielęgniarski. W czasie powstania warszawskiego zgłosiła się do najbliższego punktu sanitarnego, który wkrótce przekształcił się w duży szpital. Dla najmłodszych pacjentów zorganizowała jasełka. W tym szpitalu ukrywała też Żydów. Bibułki z nazwiskami przełożyła ze słoika do dwóch butelek i zakopała w ogródku przy Lekarskiej 9, pod starą jabłonką.
Po wojnie Sendlerowa zastępowała naczelnika Wydziału Opieki i Zdrowia, tworzyła domy dla sierot i starców, poradnie życia rodzinnego, szkoliła opiekunów społecznych. Pełniła też inne funkcje w organizacjach społecznych, w Ministerstwie Oświaty, a po przymusowej emeryturze w 1967 r. (podobno w pokoju nauczycielskim ostentacyjnie cieszyła się z wygranej wojny Izraela w wojnie sześciodniowej) pracowała w bibliotece szkolnej jeszcze 17 lat. Nie potrafiła rozstać się z młodzieżą.
Matka, żona, przyjaciółka
Dla wielu dzieci Holocaustu Sendlerowa była trzecią matką. Jeśli o niej wiedziały. Drugą matką była Polka, ta, która wychowała i zastąpiła pierwszą, Żydówkę. Tej najmłodsze nie pamiętały, nie zawsze zachowała się fotografia. Po latach miały szansę odnaleźć dalszych krewnych, a przynajmniej poznać swoją historię – dzięki drobnej blondynce o niebieskich oczach i jej słynnej liście. Dzieci uwielbiały Sendlerową, ufały jej. Gdy zaraz po wojnie opiekowała się dziewczynką z Oświęcimia, ta poprosiła ją o narysowanie aniołka. Późniejsza biografka Sendlerowej Anna Mieszkowska nazwała ją "Aniołem czasów Zagłady".
Sendlerowa miała troje własnych dzieci: Janinę, która również ukończyła polonistykę i pielęgnuje pamięć o matce; Andrzeja, który przeżył kilkanaście dni, bo urodził się za wcześnie (z powodu ciągłych przesłuchań Sendlerowej w Urzędzie Bezpieczeństwa); Adama, który zmarł nagle w 1999 r. na serce.
Na studiach Cyganka wywróżyła jej, że będzie miała dwóch mężów, ale wyjdzie trzy razy za mąż. Sprawdziło się. Jej pierwszym mężem był Mieczysław Sendler, drugim – Stefan Zgrzembski (właśc. Adam Celnikier), ojciec jej dzieci. Po rozwodzie ponownie związała się z Sendlerem. Jednak po 10 latach rozstali się.
Janina Zgrzembska wspomina, że matka zawsze była dla innych, miała wielu przyjaciół z różnych stron świata, a jej nazwisko otwierało wszystkie drzwi w Izraelu. Interesowała się losami uratowanych, z dumą opowiadała, że ten jest cenionym lekarzem, a tamten szanowanym profesorem. Korespondowała z nimi, spotykała się, gdy tylko mogła. Nie rozmawiała o wojnie, ale o dniu dzisiejszym. Ficowska twierdziła, że "każdy, kto przychodził, to się w niej zakochiwał". Sendlerowa w myślach często przywoływała Ewę Rechtman, serdeczną przyjaciółkę z czasów uniwersyteckich, której nie była w stanie pomóc w ucieczce z getta.
O tym, co zrobiła podczas wojny długo milczała. Jeśli już mówiła czy pisała w bezcennych dziś świadectwach, to w osobliwy sposób. O żydowskich dzieciach i ich matkach – zawsze z przejęciem. O współpracownikach – a skrupulatnie notowała wszystkie nazwiska – z podziwem. Tylko o sobie mówiła tak, jakby wykonywała najzwyklejszą rzecz na świecie. I szybko zmieniała narrację z "ja" na "my", "oni".
Sprawiedliwa wśród Narodów Świata
Za to inni wspominają ją chętnie, zawsze ciepło, z uśmiechem. Właśnie Order Uśmiechu, przyznawany przez dzieci, był dla niej najważniejszym wyróżnieniem, obok listu od Ojca Świętego Jana Pawła II i tytułu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Zresztą od tytułów, medali i odznaczeń (a było ich wiele) wolała na przykład, żeby jakaś szkoła nosiła jej imię. Pierwsza była w Niemczech, w Polsce jest ich kilkadziesiąt. Jeszcze przed śmiercią Sendlerowej ufundowano nagrodę jej imienia "Za naprawianie świata" dla nauczycieli, którzy uczą i wychowują w duchu tolerancji.
O historię społeczniczki upomniały się uczennice z Uniontown w stanie Kansas, które w 1999 r. napisały sztukę teatralną "Life in a Jar" ("Życie w słoiku"). Czuwający nad projektem prof. Norman Conard pisał:
Kiedy w deszczowy dzień opuszczaliśmy warszawskie lotnisko, mieliśmy w oczach twarz Ireny, która przesyłała nam ręką przez okno pozdrowienia. Po jej policzkach płynęły łzy. Pojechaliśmy do Polski, aby zrozumieć to, co robiła ta bohaterska kobieta, a wracaliśmy z trudem wyobrażając sobie jej odwagę, kiedy wchodziła do getta i wyprowadzała dzieci. Irena Sendlerowa zmarła 12 maja 2008 r. w Warszawie. Uratowała tysiące dzieci. Wciąż powtarzała, że to za mało.
Autorka: Agnieszka Warnke, sierpień 2017
Źródła:
Magdalena Grochowska, "Lista Sendlerowej", Gazeta Wyborcza 2001
Halina Grubowska, "Ta, która ratowała Żydów", Warszawa 2014
Anna Mieszkowska, "Prawdziwa historia Ireny Sendlerowej", Warszawa 2014
"Irena Sendlerowa we wspomnieniach", NINATEKA 2010