Henryk Elzenberg to postać w polskiej filozofii wyjątkowa i odrębna, filozoficzna osobowość, myśliciel-indywidualista. Nie należał do żadnej szkoły myślenia, krytycznie odnosił się do prężnej i dominującej w jego czasach szkoły lwowsko-warszawskiej. Nie uformował też żadnej własnej grupy uczniów i uczennic, którzy kontynuowaliby tradycje swojego mistrza. A mimo to nie brakuje osób, na których życiu i myśleniu odcisnął piętno.
Elzenberg urodził się 18 września 1887 roku w Warszawie. W niespełna rok po narodzinach syna umarła jego matka – Maria z domu Olędzka i odtąd ojciec chłopca – również Henryk – będzie się nim zajmował z pomocą ciotki. Ojciec był adwokatem i publicystą, bliskie były mu wartości pozytywistyczne; dbał przede wszystkim o dobre i gruntowne wykształcenie syna. Z tego powodu wysłał małego Henryka do szkoły w Szwajcarii. Tam w atmosferze wolności chłopiec chłonął nie tylko wiedzę, lecz także uczył się języków: francuskiego i niemieckiego. Tam też wyraźnie zaznaczył się rozdźwięk między planami ojca, któremu marzyła się dla potomka kariera inżyniera i pragnieniami syna, by zostać pisarzem, czytać filozofię i literaturę, uczyć się greki i łaciny. Ojciec nie zdążył przekonać syna do własnej wizji jego zawodowej ścieżki, umarł jeszcze przed maturą Henryka, w 1899 roku.
Henryk Elzenberg oddał się swoim humanistycznym pasjom i w 1905 roku podjął studia na paryskim uniwersytecie, gdzie zgłębiał kulturę i literaturę francuską, słuchał wykładów Henriego Bergsona w Collège de France, brał udział w odczytach Émile’a Durkheima, a w 1909 roku obronił pracę doktorską zatytułowaną "Le Sentiment Religieux Chez Leconte de Lisle" (przekład polski: "Odczuwanie religii u Leconte de Lisle’a" ukazał się w 2013 roku). W latach 1910-1912 podjął pracę na Uniwersytecie w Neuchâtel, w Szwajcarii, gdzie wykładał literaturę francuską. Następnie w 1912 roku przeniósł się do Krakowa. W tym czasie nie tylko intensywnie pracował naukowo, ale też w 1914 roku zdecydował się na wstąpienie jako ochotnik do Legionów Piłsudskiego (z frontu wrócił w 1916), brał też udział w wojnie z bolszewikami w 1920 roku. Zaangażowanie w walkę nie zakłóciło jego ambicji filozoficznych i pisarskich. W 1917 roku ukazały się "Podstawy metafizyki Leibniza" – pierwsza książka Elzenberga w języku polskim, a cztery lata później Elzenberg habilitował się na Uniwersytecie Jagiellońskim na podstawie rozprawy "Marek Aureljusz: z historji i psychologji etyki" (którą nazwie "szaro-beznadziejną książeczką" w zapiskach z 1944). Kolejne lata życia filozofa związane były z jego miastem rodzinnym – Warszawą, gdzie poza intensywną pracą pisarską, podjął się także zawodu dydaktyka, uczył języka francuskiego i łaciny w Gimnazjum im. Marii Konopnickiej, współpracował z Państwowym Instytutem Nauczycielskim, wykładał estetykę w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej, został zatrudniony na stanowisku docenta filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Eseje z tego okresu, publikowane w rozmaitych naukowych czasopismach, zostaną u schyłku życia filozofa opublikowane (i uzupełnione o teksty późniejsze) w tomach: "Wartość i człowiek. Rozprawy z humanistyki i filozofii" (1966) oraz "Próby kontaktu. Eseje i studia krytyczne" (1966).
W 1936 wraz z objęciem Katedry Filozofii Uniwersytetu Stefana Batorego otworzył się w życiu Elzenberga nowy okres – wileński. Filozof był nie tylko aktywnym dydaktykiem i naukowcem, ale też społecznikiem, między innymi zaangażował się w działalność Klubu Demokratycznego w Wilnie. Kiedy po zamknięciu uniwersytetu w 1939 stracił pracę, chwytał się rozmaitych zajęć dorywczych – był korepetytorem francuskiego, stróżem w zakładzie budowlanym, pracownikiem muzeum. Wojenne perypetie nie przerwały mimo wszystko jego zaangażowania w działalność naukową i twórczą, a także jego aktywności dydaktycznej. Uczył bowiem w ramach tajnych kompletów młodzież gimnazjalną i akademicką (jedną z jego słuchaczek była przyszła polska filozofka – Barbara Skarga).
Po wojnie na krótko osiedlił się w Lublinie, gdzie wykładał na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, w Szkole Dramatycznej oraz na Uniwersytecie Marii Skłodowskiej-Curie, po czym przeniósł do Torunia, by tam współtworzyć środowisko filozoficzne. Na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu pracował (z przerwą w latach 1950-1956, kiedy to został odsunięty od zajęć dydaktycznych na uniwersytecie) do emerytury, na którą przeszedł w 1960 roku. Twórczo intensywnie pracował niemal do samej śmierci – 6 kwietnia 1967 roku.
Henryk Elzenberg był myślicielem-indywidualistą zarówno w doborze filozoficznych zainteresowań, jak i w sposobie, w jaki je rozpatrywał. W czasie, kiedy szkoła lwowsko-warszawska zdominowała polską scenę filozoficzną proponując refleksję nad logiką, teorią poznania, językiem i metodologią, Elzenberg podążał własną ścieżką – zajmowały go głównie kwestie związane z aksjologią (czyli z nauką o wartościach) w etyce i estetyce oraz filozofią kultury. Gdy racjonalizm w filozofii święcił triumfy, Elzenberg dostrzegał wartość i wagę irracjonalności, intuicji i metafory dla pełnego uchwycenia tego, czym jest świat i człowiek. W dobie, w której dominowało myślenie o społeczeństwie z perspektywy socjologicznej i historycznej, Elzenberg zwracał się ku jednostce, w doskonaleniu samego siebie widział bowiem istotę moralności.
Swoich oponentów ze szkoły lwowsko-warszawskiej nazywa Elzenberg "biurokratami ścisłości", którzy punktem wyjścia dla filozofii czynią "jednoznaczny znak". Taki ruch, zdaniem filozofa, całkowicie udaremnia drogę do zrozumienia zniuansowanej, nieoczywistej i wcale nie jednoznacznej rzeczywistości, więcej nawet – oznacza "pozostawianie poza siecią pojęć, w którą się rzeczywistość ujmuje, tego wszystkiego, co […] jest tą właściwą, ‘rzeczywistą’ rzeczywistością. To zabijanie, w akcie poznania, właściwego przedmiotu poznania", w czym Elzenberg widzi wręcz zło moralne. Krytykując dorobek przedstawicieli szkoły lwowsko-warszawskiej (m. in. Kazimierza Twardowskiego, Jana Łukasiewicza, Tadeusza Kotarbińskiego i Kazimierza Ajdukiewicza) Elzenberg kreśli swoją wizję filozofowania.
Myślenie zdaniem filozofa nie jest ani zawodem, ani aktywnością zdystansowaną wobec świata i życia, lecz samym życiem, jego źródłem i kwintesencją. Filozofia chwytająca świat musi być jak i on dynamiczna, żywa, wieloaspektowa. Tymczasem szkoła lwowsko-warszawska jest w oczach Elzenberga zaprzeczeniem tego modelu. Jej grzechem jest "zubożenie problematyki; okaleczenie, okrojenie rzeczywistości; brak myśli o człowieku i jego losie albo myśl mizerna i płaska". Racjonalizm – pisze także Elzenberg – pozbawiony elementów intuicyjnych jest zupełnie bezradny wobec rzeczywistości: nie sposób wypracować "sobie, na drodze czysto racjonalnej, jakiejś po ludzku przyzwoitej postawy życiowej", a o to przecież w filozofii idzie. Wartością jest także samo filozofowanie, stawianie kolejnych pytań, myślenie bez konieczności dotarcia do ostatecznych konkluzji i podsumowań. Ową żywość myśli, a także jej powiązanie z życiem, widać w zbiorze "Kłopot z istnieniem" będącym swoistego rodzaju intelektualnym dziennikiem Elzenberga, w którym umieszczał aforyzmy, cytaty, przemyślenia, inspiracje, ślady lektur, osobistych medytacji nad dobrym życiem, dążenia doń i zmagania się z nim.
Podejście Elzenberga do filozofii, w której myśl nieodłącznie spleciona jest z życiem i w której wręcz chodzi o wypracowanie życiowej postawy, sprawia, że filozof pozwala sobie na ostrą polemikę. Ożywia tym samym etymologiczne korzenie słowa "polemika" pochodzącego od greckiego pólemos – wojna. Znajduje to potwierdzenie w jego słowach:
Stan filozofowania jest stanem wojny. Nie dajmy się omamić pozorom: stosunki między filozofami mogą być jak najbardziej kurtuazyjne, – nie przeszkadza to, że są walką, walką o światopogląd, a więc o życie. Kto się w tej walce nie broni, to znaczy nie atakuje, ten ginie: odebrane mu zostaje oblicze własne i zostaje starty z oblicza ziemi.
Stawka tej walki jest wysoka, nie chodzi "tylko" o światopogląd, idee bowiem splecione są z życiem i zwłaszcza – z moralną postawą wobec niego.
Elzenberg, któremu bliska jest wizja filozofii będącej przede wszystkim ćwiczeniem samego siebie w moralnej doskonałości, ma świadomość, że jego zwrot ku jednostce w etyce (określany w literaturze mianem indywidualizmu etycznego) jest nie tylko kwestią wyboru jednostki na przedmiot refleksji, ale łączy się z wyborem życiowym i koniecznością pogodzenia się z poczuciem samotności: "Nie można się doskonalić, w jakimś stopniu nie odrywając się. I nie można osiągnąć szczebla choć trochę wyższego, by nas za to nie odtrąciło więcej ludzi niż nas przygarnie". W takiej sytuacji tym bardziej wartościowe są te nieliczne relacje, w których obie strony podzielają perfekcjonistyczne dążenia i światopogląd. Przykładem jest relacja Elzenberga z jego studentem, Zbigniewem Herbertem, w której poeta zawsze ustawiał się w roli ucznia wobec mistrza i której ślady możemy śledzić czytając ich korespondencję oraz wiersze Herberta – "Do Marka Aurelego" (dedykowany Elzenbergowi) oraz "Do Henryka Elzenberga w stulecie Jego urodzin".
Wzorem osobowym dla Elzenberga jest homo ethicus:
Homo ethicus […] to nie jest ten rodzaj człowieka, który by po prostu dobrze chciał czynić, któremu by wystarczało, że ze względu na swoje następstwa albo na swoją treść przedmiotową – powiedzenie prawdy, wytrwanie w walce, sprawiedliwy wyrok, akt wyrzeczenia – czyny jego będą zasługiwały na ocenę moralną dodatnią. […] On nie czynić chce dobrze, ale być dobrym; […] chcieć dobrze.
Jest zatem człowiek etyczny kimś, kto podjął się pracy nad samym sobą, przedsięwziął proces dogłębnego kształtowania własnego ja – nie tylko swoich czynów, ale też chęci, pragnień, zachcianek – oraz uwalniania się od wszelkiego zła tak, by "stać się, raz na zawsze i bez możliwości przeciwnej, niedostępnym dla złego chcenia". Takie dążenia homo ethicus mają charakter perfekcjonistyczny i są wyrazem jego dążenia do realizacji wartości perfekcyjnych. Te ostatnie górują nad wartościami utylitarnymi na dwa sposoby. Po pierwsze, mają charakter bezwzględny – nie zależą od czyjegoś uznania, oceny, woli czy gustu. Po drugie, wartości perfekcyjne łączą się z powinnością i obowiązkiem (powinny być realizowane, ich urzeczywistnianie jest obowiązkiem homo ethicus), a nie z pragnieniem czy potrzebą.
W wielu momentach Elzenberg podkreśla, że życie w świecie wartości perfekcyjnych to dopiero w pełni wartościowe życie, że dopiero idea nadaje życiu ludzkiemu sens i wartość: "Człowiek jest czymś tylko o tyle, o ile jest taflą, w której odbija się słońce jakiejś idei" i dalej: "Ludzie są jak moneta papierowa; mają wartość tylko o tyle, o ile jest na nich pieczęć, piętno idei". Szczęście i dążenie doń oraz unikanie cierpienia nie są zatem – z punktu widzenia Elzenberga – nieodzownymi elementami dobrego życia. Obchodzenie się bez szczęścia to wręcz wyraz dojrzałości i mądrości.
Elzenbergowi bliski jest stoicyzm, buddyzm, etyka wyrzeczenia, perfekcjonizm, samodoskonalenie – to z tymi koncepcjami i pojęciami będzie dyskutował, o nich myślał i starał się wcielać w życie. Nieobce jest mu dążenie do spokoju stoickiego, widoczne na przykład w tym fragmencie:
Wielki, wielki spokój spływa na tego, kto nauczył się patrzeć na świat z dwóch perspektyw: śmierci i własnej słabości. Śmierci, która wszystko zrównywa. I słabości, która się wyrzeka wszelkich ambicji, nawet ambicji sprostania nieco wyższym wymaganiom moralnym.
Ów spokój nie przesłania jednak tragiczności życia, nie znieczula, a raczej przenosi w jakiś inny wymiar odczuwania świata: "<<Nie każdy, kto sieje, zbiera; nie każdy, kto wędruje, staje u celu; nie każdy, kto szuka, znajduje>> (Al Ghazali, "Eliksir szczęśliwości"). – dlaczego to jest takie piękne? Bo jest to prawda tragiczna wypowiedziana spokojnie". Spokój jest mądrością, pogodzeniem się z tragicznością życia, postawą wobec zła, niesprawiedliwości, bólu. To przyjęcie (akceptacja) raczej niż bunt jest w ujęciu Elzenberga wyrazem wolności. "Bunt – zdaniem filozofa – jest dowodem niewoli", zmusza bowiem "do myślenia na przekór myśleniu cudzemu", jakby to "cudze myślenie" było kompasem wskazującym kierunki i wyznaczającym myślom drogi.
Elzenberg daleki jest od upajania się tragizmem czy pesymizmem i od wszelkiej egzaltacji, z surową trzeźwością pisze:
Źle jest rozkoszować się pesymizmem, czy to światopoglądowym, czy to życiowym. Ale trzeba myśleć odważnie: spojrzeć w oczy rzeczywistości i nie cofać się, gdy to spojrzenie odsłoni nam widoki przerażające. […] Nie bać się pomyśleć rzeczy okropnej i umieć ją rozpatrzyć jako możliwość śród możliwości, spokojnie; a jeśli prawdopodobieństwo za nią przemawia, powiedzieć to sobie otwarcie.
Filozofia to sztuka ćwiczenia się w patrzeniu na świat okropieństw ze spokojem, tylko w ten sposób nie ulegniemy pokusie ułudy lub odwrócenia wzroku, będziemy mogli zmierzyć się z "rzeczywistą rzeczywistością" i – być może – nieść w sobie "piętno idei" – zwróćmy uwagę na dobór słów: piętno, a więc cecha charakterystyczna, znak, coś, co nas naznacza, blizna, znamię, można rzec – ciężar, brzemię, odpowiedzialność za idee. Każda inna filozofia jest stratą czasu.
Literatura:
H. Elzenberg, Podstawy metafizyki Leibniza, Nakł. Akademii Umiejętności, Kraków 1917.
H. Elzenberg, Marek Aureljusz: z historji i psychologji etyki, nakł. Księgarni Polskiej B. Połonieckiego, Warszawa 1922.
H. Elzenberg, Próby kontaktu. Eseje i studia krytyczne, Znak, Kraków 1966.
H. Elzenberg, Kłopot z istnieniem. Aforyzmy w porządku czasu, Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2002.
H. Elzenberg, Wartość i człowiek. Rozprawy z humanistyki i filozofii, Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2005 (wydanie drugie).
H. Elzenberg, Odczuwanie religii u Leconte de Lisle’a, przeł. P. Bobowska-Nastarzewska, Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2013.
Z. Herbert, Do Henryka Elzenberga w stulecie Jego urodzin, w: idem, Rovigo, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1997, s. 5-6.
Z. Herbert, Do Marka Aurelego, w: idem, Struna światła, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1999, s. 30-31.
Z. Herbert, H. Elzenberg, Korespondencja, Zeszyty Literackie, Warszawa 2002.
W. Tyburski, Elzenberg, Wiedza Powszechna, Warszawa 2006.
Autorka: Monika Rogowska-Stangret, kwiecień 2018