Owszem, wielkim źródłem inspiracji dla Fismolla jest Sigur Ros, ale gdzież mu do rozdętych, niemal orkiestrowych aranżacji Islandczyków. Dźwiękowa kraina Polaka jest raczej wyciszona, bliżej mu do Olafura Arnaldsa, bezpretensjonalnego, wyciszonego i skupionego na najmniejszym dźwięku.
Poznaniak zaczynał od umieszczanych w internecie coverów, które w jego wersji brzmiały krucho i delikatnie, m.in. "Mad World" Tears For Fears czy "9 Crimes" Damiena Rice’a.
Zdobył popularność m.in. dzięki pochwałom Czesława Mozila i Katarzyny Nosowskiej, której towarzyszył nawet w trasie koncertowej, poprzedzając jej występy. Gra delikatny, zupełnie międzynarodowy folk z elementami popu. Dzięki wysokiemu głosowi był już kojarzony z Bon Iver. Przywiązanie do piosenkowej formy łączy się u Fismolla z umiejętnością stworzenia intymnego nastroju. Glensk nigdy nie uczył się śpiewać, a w szkole muzycznej był w klasie gitary klasycznej. Nie są mu obce gitara akustyczna, fortepian, gitara basowa. Mam wrażenie, że nawet głosu i tekstów używa jak instrumentu, czyli że brzmienie i dopasowanie go do partii instrumentalnych jest ważniejsze od –zawsze śpiewanego po angielsku – tekstu. To wszystko składa się na nastrój. Podobniedobre, kruche songwriterskie piosenki tworzył w Polsce kilka lat temu zespół Iowa Super Soccer.
Uznanie budzi to, że tak młody artysta umie zbudować delikatny klimat nie tylko na płycie– gdy wspiera go sztab profesjonalistów na czele z producentem, a słuchacz jest zostawiony sam na sam z tą muzyką – lecz także na scenie. Tu mający za plecami kilkoro muzyków Fismoll jest w blasku świateł i ma przed sobą dużą publiczność, a jednak nić porozumienia, jaka tworzy się między artystą a widzami, też jest intymna.
Słuchając Fismolla na festiwalu Open’er, wkrótce po wydaniu przez niego płyty, byłem zadziwiony tym, jak niewiele dźwięków słychać ze sceny, jak mało widowiskowy jest koncert, a jednocześnie – jak niesamowicie cicho jest pod sceną, ile w tym skupienia słuchaczy. Mimo wczesnej pory młodzieniec z Poznania sprowadził do dusznego namiotu ogromny tłum reagujący na najmniejszy gest muzyka.
W rozmowie z dziennikarzem "Gazety Wyborczej" po tym koncercie mówił:
"(…) te piosenki są dla mnie w jakimś sensie przede wszystkim zapisem wspomnień, zapisem pewnych chwil w moim życiu. Tym, co mnie najbardziej inspiruje, jest przyroda – mam kilka swoich miejsc, do których jeżdżę bardzo często i gdzie szukam energii do życia i do pisania. Z jednej strony to obrzeża Poznania, z drugiej – polskie góry".
Młody artysta debiutował rok przed maturą, w czerwcu 2013 roku, płytą "At Glade". Jej producentem był odkrywca jego talentu Robert Amirian, który zagrał na basie i klawiszach i napisał część tekstów piosenek. Na perkusji zagrał jeden z najlepszych w kraju specjalistów Marcin Ułanowski (m.in. Smolik, Maria Peszek, Loco Star). Skład dopełnilimłodsza o cztery lata od Fismolla i towarzysząca mu od początku siostra – Joanna Glensk oraz gitarzysta Kacper Budziszewski i kwartet smyczkowy. Na koncertachUłanowskiego zastępuje Jakub Szydło, a kwartet reprezentuje skrzypaczka Kristine Harutyunyan.
Fismoll nie boi się wejścia do mainstreamu. Piosenka "Let’s Play Birds", najbardziej popularna z tych umieszczonych na debiutanckiej płycie, była częścią ścieżki dźwiękowej do polskiej komedii z ambicjami "Facet (nie)potrzebny od zaraz". Już przed wydaniemdebiutu artysta twierdził, że ma dość materiału na trzy płyty.
Autor: Jacek Świąder, Gazeta Wyborcza
Dyskografia:
2013 – At Glade