Historycy do dziś toczą spory, czy Delfina Potocka bardziej zasłużyła na miano bezwzględnej uwodzicielki, czy nieszczęśliwej ofiary ówczesnych uwarunkowań społecznych.
"Pani Delfina wyglądała zawsze na niezadowoloną, a jednak tym swoim niezadowoleniem zadowalała ludzi" – tak wspominała Potocką Maria z Walewskich Przeździecka, autorka "Polaków w Paryżu, Florencji i Dreźnie", zbioru sylwetek emigrantów, wydanego w 1930 roku w Warszawie. Nastoletnia Maria poznała "panią Delfinę" w Nicei, na kilka lat przed jej śmiercią. W dalszej części wspomnień czytamy: "Była sama jakby znakiem zapytania, wywoływała u tych, którzy ją poznawali, znak podziwu. W pierwszej młodości miała być bardzo piękna. W wieku dojrzałym piękność jej się tylko rozwielmożniła, przybrała charakter bogatej jesieni. Więcej wyrazu, dużo goryczy w ognistym spojrzeniu czarnej źrenicy, trochę za wiele pogardy w uśmiechu, ale czar rozumu, czar uczuć wielkich, silnych, a może jeszcze kaprysu czy fantazji, nadawały jej postaci ten dziwny charakter, który mógł przyciągać, a czasem zniechęcać ludzi".
Zdaniem Bożeny Krzywobłockiej, współzałożycielki i długoletniej redaktor naczelnej miesięcznika "Mówią Wieki", która muzie polskiego romantyzmu poświęciła między innymi książkę "Delfina i inne" (1970), Potocka byłaby wymarzoną heroiną smutnego filmu. Historycy do dziś toczą spory, czy Delfina bardziej zasłużyła na miano bezwzględnej uwodzicielki, czy nieszczęśliwej ofiary ówczesnych uwarunkowań społecznych; czy w jej "ognistym spojrzeniu" kryła się wolna wola emancypantki, czy bezradna gorycz kobiety ubóstwianej przez mężczyzn, wciąż jednak traktowanej jako narzędzie ich pragnień i ambicji.
Delfina była córką Stanisława Delfina Komara, oficera armii rosyjskiej i marszałka guberni podolskiej, oraz Honoraty Orłowskiej, córki łowczego koronnego Stanisława Augusta. Przyszła na świat w marcu 1807 roku, w pałacu w Kuryłowcach, budowanym właśnie przez ojca na miejscu XVI-wiecznego zamku, który poszedł w ruinę w czasie powstania Chmielnickiego i tureckiej okupacji Podola. Jak pisał Antoni Urbański w monografii "Podzwonne na zgliszczach Litwy i Rusi" (1928), Kuryłowce leżą nad Żwanem, "przy trakcie pocztowym z Kamieńca Podolskiego do Mohylowa. Rzeka Żwan ma tu strome i przepaściste ściany, dziwnie poszczerbione, a ujęte w ramy zielone, z rozmaitych drzew uplecione". Olbrzymią rezydencję Komarów, wzniesioną w stylu klasycystycznym z kamienia ciosowego, nazywano podolskim Luwrem. "Kolumnada pałacowa widniała z daleka od strony Uszycy. Wokół pałacu był park olbrzymi z kaskadami, grotami, fontannami i oranżeriami", zachwycał się Urbański.
Rodzina Komarów dorobiła się stosunkowo niedawno i wciąż musiała walczyć o zgodny z jej ambicjami status towarzyski. Najprostszą metodą było wydanie trzech córek jak najlepiej za mąż i skuszenie arystokratycznych konkurentów odpowiednio wysokim posagiem. Panny Komarówny otrzymały też stosowne wykształcenie. Delfina uwielbiała czytać, grała biegle na klawikordzie, prześlicznie śpiewała, brała lekcje rysunku i malarstwa i szybko posiadła obowiązkową wśród elit znajomość francuskiego w mowie i w piśmie. Miała też inne walory. Jak pisał później Marceli Antoni Szulc, pierwszy biograf Chopina, "jaśniała nadzwyczajną urodą, wdziękiem i szlachetnością obejścia". Wysoka, postawna, o gęstych ciemnych włosach, wyrazistych oczach i krągłych ramionach, już jako podlotek przyprawiała mężczyzn o szybsze bicie serca. Inteligentna i filuterna, potrafiła uczynić atut nawet z nielicznych wad swej piękności: zbyt duże jej zdaniem dłonie skrywała zalotnie pod szalem, który zarzucała na ręce także podczas gry na instrumencie.
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Delfina Potocka, fot. Wikimedia Commons
Nic dziwnego, że pierwszy adorator Delfiny, poeta Stanisław Doliwa Starzyński, zakochał się w niej na zabój, kiedy miała zaledwie trzynaście lat. Pochodził wprawdzie z rodziny ziemiańskiej, ale pani Honorata Komarowa wymarzyła sobie lepszą partię dla swej pięknej córki. Na jej szczęście Delfina odrzuciła zaloty niezbyt przystojnego i starszego o prawie ćwierć wieku wielbiciela. Starzyński długo nie mógł przełknąć goryczy rozczarowania. Inny podolski literat, Franciszek Kowalski, podrwiwał z niego w swym "Pamiętniku", wkładając w usta Starzyńskiego tęskne pytanie: "A pałac w Kuryłowcach czy już zupełnie skończony wewnątrz? (…) Ta wielka, pyszna, żółta sala bawialna, stojąca na oranżerii i patrząca na piękny ciosowy most…?".
W tej właśnie sali balowej, w 1825 roku, odbyła się uroczystość zaślubin osiemnastoletniej Delfiny z hrabią Mieczysławem Potockim, synem Stanisława Szczęsnego Potockiego i Zofii Glavani – starszym o lat osiem właścicielem dóbr w Tulczynie i dziedzicem największej polskiej fortuny magnackiej. Małżeństwo nie było szczęśliwe. Delfina trzy razy poroniła. Z dwóch donoszonych ciąż urodziły się córki – obydwie zmarły we wczesnym dzieciństwie. Hrabia znęcał się nad żoną, nie mogąc się doczekać upragnionego męskiego potomka. Hrabina pod byle pretekstem wyjeżdżała do Kuryłowców, żeby uniknąć mężowskiego gniewu. W 1830 roku, po wybuchu powstania listopadowego, uciekła wraz z rodziną do Paryża i zerwała kontakty z Mieczysławem. Potocki również wyjechał do Francji i próbował przenieść tam swój majątek, wrócił jednak do Tulczyna pod groźbą konfiskaty dóbr ziemskich. Związek właściwie się rozpadł, choć oficjalne rozwiązanie małżeństwa przez sąd konsystorski w Kamieńcu nastąpiło dopiero w 1843 roku. Delfina już wcześniej wywalczyła od męża dożywotnią rentę w zawrotnej sumie stu tysięcy franków rocznie, która zapewniła jej nie tylko bezpieczeństwo finansowe, lecz także dużą swobodę osobistą i wysoką pozycję w ówczesnej socjecie.
Zaczęła podróżować po Europie. W wigilię Bożego Narodzenia 1838 roku, urządzoną przez jej matkę w Palazzo Valle w Neapolu, odnowiła znajomość z młodszym o pięć lat Zygmuntem Krasińskim. Tak zaczął się ich płomienny romans. Krasiński wspominał później, że o spóźnionym wejściu Delfiny na wieczerzę wigilijną będzie śnił nawet w trumnie. Dalsze losy ich związku można przynajmniej częściowo zrekonstruować na podstawie utrzymywanej przez blisko dziesięć lat korespondencji. Pierwszy list do Delfiny Zygmunt wysłał 18 lutego 1839 roku, trzy dni po wyjeździe z Neapolu. Przedtem napisał wiersz "Ledwom Cię poznał, już Cię żegnać muszę…". Już w marcu następnego roku spotkali się w Rzymie. Romans nabrał rozpędu: "Kampania dobrą dla nas była – ruiny kochały nas – grób Augusta strzegł nas – księżyc, co zazierał przez okna i siatką srebrną oplatał błękitną kurtynę, był nam przyjacielem".
Oboje jednak zdawali sobie sprawę, że ich związek nie ma przyszłości. Delfina wciąż była żoną Potockiego, ojciec Zygmunta swatał go z Elizą Branicką, dziedziczką innej magnackiej fortuny. Uczucie jednak nie gasło. W 1841 roku Krasiński pojechał sam do Drezna i po wizycie w nowo otwartej Semperoper donosił Delfinie: "Doskonała, malibranowa metoda Ungerowej i śliczny głos Morianiego rozdarły mi duszę, bo mi Twoją metodę i Twój głos boski przypomniały. Nie możesz pojąć, jak zacząłem w tych czasach tęsknić za Twoim śpiewem". W drodze powrotnej kupił kochance pieska i dał mu na imię Irydion – po tytułowym bohaterze swojego dramatu romantycznego.
Jak na ironię, Krasiński związał się węzłem małżeńskim z Elizą w tym samym 1843 roku, w którym Delfina uzyskała wyczekiwany rozwód z Potockim. Już po ślubie wydał anonimowo poemat mesjanistyczny "Przedświt", którego bohaterką uczynił Delfinę. W drugim rozdziale poematu pisał:
Text
Ach! żyłem, żyłem w tej przepaści długo,
Miotan rozpaczą bezbrzeżną i wściekłą!
I śmierć mi będzie tylko śmiercią drugą:
Jak Dant – za życia przeszedłem przez piekło!
Lecz i mnie także zbiegła w pomoc Pani,
Której się wzroku czarne duchy boją;
I mnie też Anioł wybawił z otchłani,
I ja też miałem Beatricze moją!
Sfrustrowana Delfina, która do końca miała nadzieję, że Zygmunt sprzeciwi się woli ojca, rzuciła się w wir przelotnych miłostek. Uwiodła pewnego hiszpańskiego arystokratę nazwiskiem Bedmar, bywalca paryskich salonów markiza Souzę, generała Michała Mycielskiego, malarza Paula Delaroche’a, a w odruchu ostatecznej rozpaczy – nawet zaprzyjaźnionego z Zygmuntem księcia Jerzego Lubomirskiego. Krasiński szalał z zazdrości, ale nie ustawał w próbach zatrzymania przy sobie Delfiny. Dwa lata po ślubie wpadł na pomysł trójkąta małżeńskiego: wynajął w Nicei apartament, w którym zamieszkał z żoną i kochanką. Delfina straciła cierpliwość, kiedy Eliza zaszła w kolejną ciążę.
Romans Potockiej z Krasińskim konał w długich męczarniach i odrodził się pod postacią trudnej przyjaźni. Wygląda na to, że oboje spotkali się po raz ostatni w Paryżu w 1858 roku, po śmierci ojca Zygmunta. Trzeci wieszcz zmarł trzy miesiące później. Delfina wkrótce potem skończyła 52 lata, wchodząc w bogatą i smutną jesień życia.
Miała przynajmniej co wspominać. W 1830 roku, w drodze do Paryża, poznała w Dreźnie Chopina. Dwa lata później, wraz ze swymi siostrami Ludmiłą i Natalią, została jego uczennicą. W 1836 roku, we francuskim wydaniu "Koncertu f-moll", dedykowanego pierwotnie Konstancji Gładkowskiej, Chopin umieścił dedykację dla Potockiej. "Walc Des-dur" op. 64 nr 1 (1847) komponował już z myślą o swej dawnej uczennicy. Do albumu Delfiny wpisał także "Preludium A-dur" op. 28 nr 7 oraz niezwykłą "Melodię" op. 74 nr 9 do słów Krasińskiego. W 1849, ostatnim roku życia Chopina, Potocka wysłała do niego jedyny zachowany list, zakończony słowami: "Bóg Cię strzeż, kochany p. Chopin. Do zobaczenia, najpóźniej w początku oktobra". Obietnicy dotrzymała. Jak wspominał Wojciech Grzymała, na kilka godzin przed śmiercią, czyli najprawdopodobniej 16 października, Chopin "prosił panią Potocką o trzy melodie Belliniego i Rossiniego, które odśpiewała łkając; słuchał ostatnich dźwięków z tego świata w modlitewnym skupieniu".
Format wyświetlania obrazka
standardowy [760 px]
Félix-Joseph Barrias, "Śmierć Chopina", 1885, fot. Wikimedia Commons
Ognisty temperament Delfiny oraz jej bliska zażyłość z kompozytorem dały początek legendzie o ich rzekomym romansie. W 1945 roku niejaka Paulina Czernicka ujawniła odpisy nieznanych listów Chopina do Potockiej, zawierających mnóstwo intymnych szczegółów relacji. Kwestia ich autentyczności stała się przedmiotem wielu polemik, rozstrzygniętych ostatecznie w 1973 roku, po przeprowadzeniu trzech ekspertyz grafologicznych, z których ostatnia, wykonana w Zakładzie Kryminalistyki Milicji Obywatelskiej, dowiodła, że listy są wyjątkowo zręcznie spreparowanym fotomontażem.
W długim korowodzie adoratorów Delfiny znaleźli się także Juliusz Słowacki (który być może wzorował na niej postać hrabiny Idalii z "Fantazego") i Cyprian Kamil Norwid (który pisał o niej "szlachetna to jest postać i istota"). Podobno z wieszczów tylko Mickiewicz okazał się nieczuły na wdzięki Potockiej, choć jego żona Celina i tak była o nią chorobliwie zazdrosna.
Format wyświetlania obrazka
mały obrazek [560 px]
Delfina Potocka, fot. Wikimedia Commons
Po śmierci Krasińskiego coś i w Delfinie umarło. Nie miała już chęci na żadne romanse. Zajęła się działalnością dobroczynną, założyła w Nicei pensję dla dziewcząt. Po sześćdziesiątce podupadła na zdrowiu. Cierpiała na reumatyzm, zaczęła tracić wzrok. Potem się okazało, że przyczyną wszystkich jej dolegliwości był nieleczony rak piersi. Zabieg mastektomii nie przyniósł poprawy: pojawiły się kolejne przerzuty. Potocka odeszła 2 kwietnia 1877 roku w Paryżu i cztery dni później została pochowana na cmentarzu Les Champeaux w Montmorency, największej nekropolii polskiej emigracji we Francji. Stanisław Kostka Tarnowski, historyk literatury i autor klasycznej, wydanej w 1897 roku biografii Zygmunta Krasińskiego, napisał o niej tak: "nie niewinna, ale bardzo uniewinniona, upadła, a przecież wysoka i godna, kobieta, w której życiu było wiele fałszywych i udanych zachwytów, wiele miłości siebie, ale wiele też i prawdziwych łez, wiele miłości ojczyzny, wiele miłości dobrego, wiele miłości jednego wybranego człowieka".