W 1925 r. rozpoczyna współpracę z "Perskim Okiem" Konrada Toma - nowym kabaretem nastawionym przede wszystkim na widowiskowe rewie z dekoracjami i choreografią. W "Perskim Oku" Włast pisze do muzyki braci Goldów, Jerzego Petersburskiego, Zygmunta Karasińskiego i Szymona Kataszka. Powstają hity, takie jak "Czy pani mieszka sama?" Szczególnie owocna okazała się współpraca z Jerzym Petersburskim - razem stworzyli m.in. takie frywolne piosenki jak "Ja sie boję sama spać", "Cała przyjemność po mojej stronie", "Ja nie mam co na siebie włożyć", a także "Tango andrusowskie".
W 1927 r. Włast zawiązał spółkę autorsko-kompozytorską z Henrykiem Warsem - razem napiszą wiele przebojów. Będą też współpracowali na nowej scenie Własta, Morskim Oku, tym razem będącej jego autorskim przedsięwzięciem. Na ul. Jasnej 3 (w budynku zajmowanym wcześniej przez Perskie Oko) Włast stworzył pierwszy w Warszawie teatr rewiowy z prawdziwego zdarzenia, wzorowany na pełnych przepychu estradowych widowiskach Paryża, jak Moulin Rouge, a przede wszystkim Casino de Paris, gdzie od 1926 r. często bywał (zresztą czerpiąc pełnymi garściami z ich programów). W Morskim Oku Wars i Włast przeszczepiali też najnowsze style zza oceanu - nowe tańce towarzyskie wywodzące się z jazzu: cakewalk, two-step, charleston, black-bottom. Mimo sukcesów w nadążaniu za nowymi modami teatr przetrwał do 1933 r. - kres położył mu kryzys.
Włast był jednak niezrażony i jeszcze w tym samym roku wystartował z kolejnym projektem - teatrzykiem Rex przy ul. Karowej 18. Potem w tym samym miejscu był jeszcze music-hall Wielka Rewia prowadzony przez Własta. Funkcjonował on do stycznia 1939 roku, by ustąpić miejsca kameralnemu teatrzykowi literackiemu Ali Baba (stworzonemu z Kazimierzem Krukowskim) .
Po wybuchu wojny Andrzej Włast pozostał w Warszawie i wkrótce trafił do getta. Próbowała go stamtąd wyciągnąć śpiewaczka i aktorka Ola Obarska, ale bez rezultatu. Jak pisze Dariusz Michalski, Włast był nielubiany, więc Baumritterowi prawie nikt nie chciał pomóc. W getcie od początku był w złej formie. Początkowo występował w kawiarni Sztuka przy Lesznie, ale jego utwory nikogo nie śmieszyły. Według jednej z wersji zginął, gdy już poza bramą getta zaczął uciekać na widok gestapowca.
Pierwszy twórca kultury masowej
Współcześni nazywali Własta "grafomanem", "kiepskim tłumaczem zagranicznych szlagierów" (Kazimierz Wroczyński), "królem szmiry". Możliwe jednak, że za Ryszardemem Markiem Grońskim należałoby raczej o nim mówić jako o pierwszym świadomym twórcy kultury masowej. Włast bez pudła wyczuwał gusty publiki i bez skrupułów je wyzyskiwał.
"Tuwim czy Hemar mogli napisać tekst kiepski gdy omsknęła im się ręka [...] Włast świadomie z rozmysłem zniżał się do poziomu przedmiejskiej knajpy, magla, miłosnego świergotu półanalfabetów. Dopowiadał wszystko do kropki, po kropce pisał dalej, brnąc w nieznośny sentymentalizm, cklirykę, łatwiznę zużytych metafor. Każda droga prowadziła do nieuniknionego rymu: jak łez to kres, jak dal to żal, jak ust pąk to żar mąk” - pisze o Właście Ryszard Marek Groński.
Krytycy podkreślali, że jego teksty pod względem stylu - szczególnie na tle postępowego i współczesnego języka tekstów Hemara i Tuwima - stanowiły powrót do młodopolszczyzny. Ale to właśnie jego piosenki śpiewała z upodobaniem ulica - i to nie tylko warszawska. Marian Hemar wspominał:
"Przed wojną w Warszawie było tak, że Tuwim i ja pisywaliśmy podobno najlepsze piosenki. Ale szlagiery, które prosto ze sceny szły na ulice Warszawy, Łodzi, Radomia, które ryczały radiowe i gramfonowe głośniki - te umiał pisać tylko Andrzej Włast"
Zresztą nie tylko ulica i kucharki śpiewały Własta. Cytatem "Siadaj pan (i nie gadaj pan)" posługiwali się nawet najelegantsi dżentelmeni goszczący innych eleganckich dżentelmenów - wspominał Hemar. Włast jednak sam najlepiej wiedział, dla kogo pisze. "Dancing, salon, ulica to wymarzeni, bo jedyni adresaci piosenki. Jeśli oni ją śpiewają, to znaczy że trafiła w każdy gust" - pisał.
Na czym polegał fenomen popularności Własta, tłumaczy Marek Groński:
- Kult Własta wziął się z potrzeby zapełnienia pustki, jak istniała pomiędzy kulturą inteligencką a resztą społeczeństwa. Włast operował świadomie melodramatem, archetypem bajki o Kopciuszku, egzotyką. Podawał to w wersji maksymalnie zbanalizowanej, a więc tym łatwiej przyswajalnej.
Lista zarzutów jest jednak o wiele dłuższa - Groński mówi też o zwycięstwie kiczu, a nawet pustoszeniu umysłów i wyobraźni: "Włast uwstecznił obyczaj i słownictwo. W twierdzeniu tym nie ma przesady. Przez tę szkołę uczuć przeszły miliony".
Włastowe rymy
Opowiadano o nim, że ma przygotowany szereg rymów, do których dopisuje potem mniej więcej odpowiednie słowa - wspominał aktor kabaretowy Kazimierz Krukowski (Lopek). Śmiał się z nich Słonimski i Boy-Żeleński, który pisał, że "jego piosenki mają tą cenną właściwość, że można je śpiewać na wspak i w ogóle we wszystkich kierunkach – szczęścia zdrój, marzeń rój, pieśni żar, pieszczot czar".
Rzeczywiście "włastowe" rymy to często rymy częstochowskie - zwykle rymy męskie, nieodmienne w polszczyźnie skazane na śmieszność. "Na bulwarach tłum / W kawiarenkach pary pełne dum" albo "Płynę w tłum – walca szum / Kołysze się mych ramion tum" - to dość typowe przykłady.
Kazimierz Wroczyński, także tekściarz, z niesmakiem przytaczał następujący refren:
"Zgroza, co za poza!
Jam mimoza, fijołka liść…
Takiego zbója pan nie zbuja
Alleluja! Możem iść"
I dodawał: "Ten idiotyzm śpiewany był przez dłuższy czas nie tylko przez większość kucharek Warszawy i sprzedawców gazet, ale i uznawany przez prasę brukową".
Pionier
Włast nie pretendował do miana poety, był raczej rzemieślnikiem, który terminowo (w kabarecie często co tydzień) dostarczał nowy produkt. A czasem nawet przedterminowo, trzymając rękę na pulsie nowinek i wyprzedzając konkurencję. Jak pisze Groński:
"Kiedy modne stawały się rytmy cygańskie, przestawiał się na cygańszczyznę, gdy via Paryż nastała moda na Rosję, błyskawicznie wyprzedzając Tuwima, przetłumaczył Bubliczki."
Był też pionierem w dziedzinie szmoncesu - popularnego w polskim kabarecie gatunku wykorzystującego humorystyczne walory polszczyzny Żydów (skecz "Uś, wiosna ta"). Jego szmoncesy, pierwsze w polskim kabarecie, wykonywał Józef Urstein (Pikuś). Także jego pierwsza przebojowa piosenka, "Gołda", śpiewana przez Janinę Madziarównę, nawiązywała do szmoncesu.
Wszyscy wspominający Własta podkreślają jego wybitną inteligencję (co tłumaczy też częste oskarżenia o cynizm). Potwierdzają to zachowane fragmenty jego błyskotliwych felietonów filmowych pisanych w pierwszej połowie lat 20. (tak, Andrzej Włast był też krytykiem filmowym). Dalczego zaczął pisać dla mas? Jerzy Jurandot:
- Myślę, że po prostu szybko zorientował się, że uliczna popularność piosenki zależy przede wszystkim od jej melodii, a w znacznie mniejszym stopniu od tekstu, od popularności zaś piosenki zależą dochody kompozytora i autora słów. Posiadłszy tę świadomość zrezygnował z wszelkich ambicji literackich i z pełnym cynizmem wziął się za seryjną produkcję melodramatycznych, do łez wzruszających wszystkie służące arcydzieł.
Zresztą podobną deklarację można wyczytać u samego Własta. W swoim jedynym tomiku poezji "Serce tatuowane" głosił: "Pisać o mej książce żaden skryb nie musi / Lepiej, gdy nikt o niej nie napisze z was / Milsze mi jest zdanie Zosi lub Maniusi / Niż fachowe wasze obnażanie skaz" ("Krytykom"). Swoje credo światopoglądowe wyraził w wierszu "Ewangelia": "Nie jestem apostołem / Jak Staff i Maeterlinck, / Świat jest kloaczym dołem, / A życie – zwykły szynk". Inny wiersz, "Prostytucja", czytany biograficznie może zaś wyjaśnić genezę Włastowego przebojopisania - zaczyna się on od słów: "Przyszli, zamówili. Wieczorem ma być gotowe / A mnie ktoś zabił owego dnia" - i w charakterystycznych (nie)podrabialnych rymach kończy:
Oddałem wieczorem słów wytartych kłak -
Prostytucji godło.
Przeczytali, pochwalili: "Pan talent ma"
Poczułem w dłoni szeleszczące zwoje,
Nie wiedzieli, że wszystko wypaliło się we mnie do tła
Pisałem i to nie było moje.