Jest jedną z legend powojennej sztuki polskiej. Nie tylko jednak dlatego, że zginął śmiercią samobójczą, ale przede wszystkim z tego względu, iż jego niepoślednie malarstwo nie zdążyło w pełni wybrzmieć.
Studia malarskie odbył w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie pod okiem Jana Cybisa; dyplom otrzymał w roku 1952. Trzy lata później rozpoczął pracę w warszawskim Liceum Techniki Teatralnej. W roku 1958 w ramach stypendium podróżował po Włoszech (zwiedzał je przez pewien czas w towarzystwie między innymi Józefa Czapskiego) i Austrii, gdzie poznawał malarstwo europejskie (w notatniku pozostawił liczne szkice obrazów, głównie dawnych mistrzów; widać, że był zafascynowany Wenecjanami, zwłaszcza Tycjanem). Za życia jego malarstwo było znane tylko wyrywkowo, w kręgu bliskich przyjaciół; miał jedną wystawę indywidualną - w roku 1958 w warszawskim Salonie "Nowej Kultury". Rok później wziął udział w historycznej III Wystawie Sztuki Nowoczesnej (Warszawa).
Już w czasie studiów wyróżniał się indywidualnością i pasją malowania, co docenił nawet - powściągliwy w pochwałach - Cybis, który talent Tymoszewskiego podkreślał w "Notatkach malarskich". Malował jednak obrazy stosunkowo konwencjonalne, wykonując typowo akademickie zadania, jak martwa natura, akt, portret, pejzaż. Używał często gamy ograniczonej, ponurej, podkreślającej nastrój nostalgii czy zamyślenia, czego przykładem może być Autoportret (około 1951). Potrafił jednak także niespodziewanie odważnie odrzucić przyzwyczajenie i sięgnąć po paletę zawierającą rozmaitsze, subtelniejsze gradacje barwne, jak w Martwej naturze z salaterką i szklanym wazonem z kwiatami (około 1951).
Tuż po uzyskaniu dyplomu dość dramatycznie, pełen rozterek, poszukiwał własnego sposobu wyrażenia emocji, który odnalazł po długim czasie - dopiero z początkiem lat 60. Przyczyniła się do tego podróż po Europie zachodniej. Od tej chwili, korzystając z kapistowskich doświadczeń swego nauczyciela, pozostał nie tylko wyjątkowo wrażliwy na dźwięczność barwy, ale także na materię obrazu. Należał do tych artystów (dzieci swojego czasu), którzy
"[...] przez okulary koloryzmu z zaciekawieniem patrzyli [na sztukę zachodnioeuropejską] i znajdowali inspirację w nowym malarstwie: albo w paryskim informelu, albo w odmianach sztuki figuratywnej. Na tej drodze szukali wyjścia z anachroniczności" (Piotr Majewski).
Przywiązywał ogromną wagę do doboru barw, ich rozłożenia na płótnie, wartości ekspresyjnych, wzmacnianych rozmaitymi sposobami kładzenia farby. W swojej dojrzałej sztuce, początkowo przedstawiającej (Ryby czerwone, 1960), ostatecznie skupił się na traktowanej bardzo emocjonalnie warstwie malarskiej. Pozostawiając niekiedy w obrazie ślady powierzchownych, figuratywnych odniesień (dramatyczny Koń - obraz, który można kojarzyć z Pożogą Waldemara Cwenarskiego, 1962), w istocie skupiał się na ekspresyjnej "egzystencji pigmentu" na płaszczyźnie: na przykład malując rozpłatane mięso, dążył do organicznego utożsamienia faktury obrazu z naturą przedstawianego obiektu (Martwa natura z mięsem, około 1960). Zmienił sposób opracowywania faktury, eksponując specyfikę - "mięso" - materii malarskiej.
W niemal abstrakcyjnych pracach z ostatnich trzech lat życia dbałość o indywidualnie pojmowany ład kompozycji (wynikający z niemal geometrycznych jej podziałów) podkreślał małymi, prawie regularnymi, prostokątnymi plamkami gęstej farby (Sarkofag, 1962).
"Szerokość jego gestu jest wielka, lecz w określony sposób hamowana. Pewność ręki nie rozbija, ale przeciwnie - służy [tu] budowie obrazu" - pisał Wiesław Borowski.
Zarazem jednak Tymoszewski gwałtownie, drapieżnie operował dramatycznymi spięciami głębokich, intensywnych kolorów (między innymi czerwieni, brązów) i to one decydowały ostatecznie o niezwykle napiętym, niespokojnym charakterze całości (Sfinks, Owal czerwony, oba 1962).
Tę nadzwyczajną żarliwość jego sztuki odkryła dopiero wystawa pośmiertna - pokazana w warszawskiej Galerii Sztuki ZPAP w 1963 roku. W zamieszczonym w katalogu krótkim tekście przejmująco pisał Aleksander Wojciechowski:
"Rehabilitujemy obrazy, lecz nie jesteśmy już w stanie dać ich twórcy jakiejkolwiek rekompensaty za przeżycie osobistego dramatu, nawet jeśli kanonizujemy go na mistrza. Akt kanonizacji następuje przecież wówczas, kiedy artysty już NIE MA."
Ale koledzy-malarze i krytycy oddali artyście sprawiedliwość. Często podkreślano, że jest to malarstwo "energetyzujące", że Tymoszewski pozostawił dzieło "nieprzeciętne i wysokiego lotu", pod wieloma względami bezprecedensowe (Joanna Guze). Szczególnie obrazowa i wymowna wydaje się krótka wypowiedź podpisana "J.K." (opublikowana na łamach "Przeglądu Artystycznego"):
"Duże płótna pokryte jakby 'tkanką mięsa, żył, ścięgien'. Koloryt stężałej krwi, metalicznego połysku błon zwierzęcych, zieleniejących włókien, obnażonych mięśni. Tragiczne, obsesyjne malarstwo. Krzyk ujęty w okowy konwencjonalnych i nieistotnych dla tego malarstwa sposobów komponowania obrazu. [...] Jest w tym malarstwie wewnętrzne wrzenie, gorączka twórcza, jest temperament Soutine'a, jest rembrandtowska cielesność [...]."
Ten sam autor dodawał:
"Próby chłodnego sklasyfikowania formalnego tego malarza wydają się nietaktem. Ocena zdumiewająco bogatej materii malarskiej, pięknych efektów wielokrotnego nawarstwiania koloru, które przestały być efektami, [bo] tak bardzo zrosły się z wyrazem dzieła; [podobnie jak ocena] brutalnie męskiej, a zarazem wyrafinowanej faktury, która nie jest pokazem wirtuozerii, [ale] tak bez reszty jest nosicielem wzruszenia [- wydaje się zbędna]."
Wiesław Borowski stwierdzał ponadto, że twórczość Tymoszewskiego stanowi "potwierdzenie nieaktualności konfliktu między malarstwem figuratywnym i niefiguratywnym". Po latach te i podobne opinie przypieczętował Jacek Sempoliński, tytułując swój tekst o twórczości Tymoszewskiego jednoznacznie: "Zbigniew Tymoszewski - wielki malarz".
Oryginalność tego malarstwa bierze się jednak przede wszystkim z żarliwości artysty, ze sposobu wykorzystania środków, jakimi dysponował, a nie z samego charakteru tychże środków. Uzasadnione są zatem rozmaite odniesienia i porównania. Dość na przykład powiedzieć, że "biologizm" i ekspresyjność ostatnich prac Tymoszewskiego zbliża je do "figur osiowych" Jana Lebensteina oraz nieco późniejszych doświadczeń Jacka Sienickiego i cytowanego Jacka Sempolińskiego.
Dorobek malarza przypomniała przygotowana w trzydziestolecie jego przedwczesnej śmierci retrospektywna wystawa w warszawskiej Zachęcie. Jej katalog stanowi najobszerniejsze źródło wiedzy o sztuce Tymoszewskiego.
Autor: Małgorzata Kitowska-Łysiak, Instytut Historii Sztuki KUL, luty 2004.