Nie jestem jednym z tych, którzy pragną, by lud węgierski znów chwycił za broń w powstaniu skazanym na porażkę, na oczach społeczności międzynarodowej, która nie poskąpi mu za to ani oklasków, ani szlachetnej łzy, a następnie powróci do swoich pantofli przy kominku, jak to robią niedzielni kibice w wieczór po meczu pucharowym.
Na stadionie dość jest już poległych, i szczodrze możemy przelewać już tylko własną krew. Krew węgierska okazała się zbyt droga dla Europy i dla wolności, żebyśmy nie mieli strzec zazdrośnie każdej najmniejszej nawet kropelki.
Ale ja nie jestem z tych, którzy sądzą, że można się układać, nawet z rezygnacją, nawet tymczasowo, z reżimem terroru, który ma takie samo prawo nazywać się socjalistycznym, co kaci z Inkwizycji, aby mienić się chrześcijanami.
I dzisiaj, w rocznicę wolności, z całego serca pragnę, aby milczący opór ludu węgierskiego wytrzymał, urósł w siłę, i wzmocniony wszystkimi głosami, jakie możemy wznieść w jego imieniu, uzyskał od opinii międzynarodowej jednogłośny bojkot dla swoich ciemiężców.
A jeśli ta opinia jest zbyt słaba albo zbyt egoistyczna, by oddać sprawiedliwość uciemiężonemu ludowi, i jeśli zbyt słabe są również nasze głosy, żywię nadzieję, że opór węgierski wytrzyma do czasu, gdy kontrrewolucyjne Państwo upadnie wszędzie na Wschodzie, przygniecione ciężarem swoich kłamstw i sprzeczności.
Węgry - zwyciężone i w kajdanach, więcej zrobiły dla wolności niż jakikolwiek inny naród w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Jednak, aby ta lekcja dotarła na Zachód i przekonała wszystkich tych, którzy zatykają sobie uszy i zakrywają oczy, trzeba było, i nie możemy tego przeboleć, aby popłynęła strumieniami węgierska krew, która zasycha już w naszej pamięci.
W osamotnieniu dzisiejszej Europy mamy tylko jedną drogę dochowania wierności Węgrom - nigdy nie zdradzić, ani u nas, ani gdzie indziej, tego, za co zginęli węgierscy powstańcy, i nigdy nie szukać usprawiedliwienia, ani u nas, ani gdzie indziej, nawet pośrednio, dla tych, którzy ich zabili.
Nie będzie nam łatwo mierzyć się z tak wielkim poświęceniem. Ale musimy postarać się, w tej nareszcie zjednoczonej Europie, zapomnieć o naszych kłótniach, naprawić swoje własne błędy, zwiększyć swoją kreatywność i solidarność. Wierzymy, że w świecie, obok siły przymusu i śmierci kładącej się cieniem w historii, istnieje siła przekonania i życia, nieogarniony ruch wyzwolenia, który nazywa się kulturą, wytwór wolnej twórczości i wolnej pracy.
Węgierscy robotnicy i intelektualiści, przy których dzisiaj, pełni niemocy i troski stoimy, zrozumieli to i pozwolili nam zrozumieć to lepiej. Dlatego właśnie, jeśli ich nieszczęście jest naszym, do nas należy także ich nadzieja. Mimo swojego nieszczęścia, swoich kajdan, swojego wygnania, zostawili nam królewskie dziedzictwo, na które musimy sobie zasłużyć: wolność, którą nie tylko wybrali, ale którą nam w jeden dzień oddali!