Jerzy Kosiński, fot. Czesław Czapliński / East News
Kim był Jerzy Kosiński? Wziętym pisarzem, cenionym fotografikiem, nagradzanym scenarzystą, przenikliwym socjologiem? A może tylko Wielkim Manipulatorem czy wręcz Mistyfikatorem Absolutnym?
Niezależnie jaki przyjmie się punkt widzenia, biografia Jerzego Kosińskiego wygląda jak świetnie skrojony materiał na scenariusz filmowy. I nieważne, czy będzie to ta biografia, którą budował na podstawie swoich książek, długo uchodzących za autobiograficzne, czy też ta rzeczywista - od urodzin do samobójczej śmierci wymykająca się łatwemu zaszufladkowaniu?
W książce Filmówka (Warszawa 1992) Ewa Petelska wspomina, że mieszkający i studiujący w Łodzi Jerzy Kosiński należał do przyjaciół Szkoły Filmowej. Tak jak większość łódzkiej młodzieży, traktował uczelnię przy Targowej jako swoiste okno na świat - był częstym gościem sali projekcyjnej, gdzie pokazywano filmy gdzie indziej niedostępne. Od tego okresu, drugiej połowy lat 50., datuje się jego znajomość, a może i przyjaźń, z Romanem Polańskim. Szkoła była ważna również jako miejsce, z którego wywodził się pierwszy polski powojenny zespół jazzowy, legendarni "Melomani" - wszak jazz był jedną z pasji Kosińskiego. Jeśli wierzyć środowiskowej anegdocie, po premierze filmu Nikodem Dyzma (1956) Jana Rybkowskiego, ekranizacji powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza Kariera Nikodema Dyzmy, Kosiński miał się wyrażać z dezaprobatą o bohaterze filmu. Jego zdaniem, filmowy Dyzma nie powinien w najmniejszym nawet stopniu angażować się w swoją karierę polityczną, a jego sukces winien być rezultatem nie tyle splotu okoliczności, ile dokonywanej przez innych interpretacji jego poczynań. Kiedy 25 lat później opublikował swoją powieść Wystarczy być, jej bohater - amerykański Dyzma - osiąga najwyższe urzędy bez jakichkolwiek starań ze swojej strony.
Ludzie, którzy poznali Kosińskiego po wojnie, pamiętają, że zwykł on bawić swoich rozmówców opowieściami z czasów okupacji - przerażającymi, pełnymi okrucieństwa, ocierającymi się wręcz o sadyzm. Z takich właśnie opowieści zbudowany został Malowany ptak (1965, wyd. polskie 1989), uznany w chwili swej premiery literackiej za jedną z najważniejszych powieści na temat Holokaustu. Wprawdzie w tekście nie pada ani nazwa kraju, w którym rozgrywa się akcja, ani nie zostaje określona narodowość bohatera (zapewne Żyda lub Cygana), nie ma też bezpośrednich świadectw o autobiograficznym charakterze powieści, ale Malowanego ptaka zwykło się odczytywać jako wizję, opartą na osobistym doświadczeniu autora. Sam Kosiński nigdy temu do końca nie zaprzeczył, chociaż z czasem wycofał się z cytowanych w przedmowie zapewnień o autentyczności przeżyć małego bohatera. Mistyfikacje Kosińskiego zdemaskowali amerykański biograf pisarza, James P. Sloan, (Jerzy Kosiński. Biografia, Warszawa 1996) oraz Joanna Siedlecka, autorka Czarnego ptasiora (Warszawa/Gdańsk 2003), która dotarła do Sandomierza i Dąbrowy Rzeczyckiej - miejsc, gdzie rodzina Kosińskich, mimo wyraźnych cech semickich, bezpiecznie spędziła wojnę w warunkach krańcowo odmiennych od opisanych w powieści. Szczęśliwie, Malowany ptak ma jeszcze jedną warstwę - uniwersalną: to studium odmienności, badające zachowanie obcej jednostki, szukającej sposobu na przetrwanie w zachowującej jednolitość, wrogo nastawionej grupie. Czy jednak to wystarczający powód, by ekranizować odartą z nimbu autentyzmu powieść Kosińskiego? Jej przeniesienie na ekran zapowiada w 2013 roku czeski aktor i reżyser Vaclav Marhoul.
Tezy Sloana i Siedleckiej potwierdziła w filmie Sex, Lies and Jersey Kosinski (1995), zrealizowanym dla BBC w nominowanej do nagrody Emmy serii "Bookmarks", Agnieszka Piotrowska, powołując się na świadectwo Elie Wiesela, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, który w latach 60. przyczynił się do promocji książki Kosińskiego, by z czasem uznać ją za wielką mistyfikację. Jeśli dodać do tego inne kontrowersje wokół Malowanego ptaka - choćby twierdzenie, że Kosiński w chwili wydania książki nie znał angielskiego na tyle biegle, by napisać swoje dzieło w tym języku - wydać się może, że wydanie powieści było ściśle zaprogramowanym działaniem w budowaniu kariery, obliczonym na rynek amerykański. Nie przypadkiem wszak Jerzy Kosiński był zdolnym socjologiem, jednym z ulubionych uczniów profesora Józefa Chałasińskiego. Jeśli jednak spojrzeć na karierę Kosińskiego z pewnego dystansu, można w tym działaniu dostrzec wzorce zaczerpnięte z Kariery Nikodema Dyzmy - opowieści o drobnym spryciarzu, który przy minimalnym zaangażowaniu własnym osiąga cele, o jakich wręcz nie marzył.
Jakie to były cele? Można je odnaleźć na kartach Randki w ciemno (1977, wyd. polskie 1992), kolejnej powieści odczytywanej jako autobiografia. Wśród wielu wątków jest opowieść o tym, jak bohater pochodzący z Europy Środkowej rozwija zainteresowanie fotografią, jak preparuje zaproszenie z nieistniejącego amerykańskiego uniwersytetu, by wyjechać do USA. Są też losy pierwszego małżeństwa Kosińskiego i opowieść o tym, jak rzekomo w 1969 roku spóźnił się na przyjęcie w kalifornijskiej willi Romana Polańskiego i Sharon Tate, cudem unikając losu innych gości zamordowanych tam przez bandę Charlesa Mansona. Wprawdzie Polański w swej autobiografii w 1984 roku zaprzeczył, jakoby Kosiński był tam zapraszany, ale któryś z przyjaciół prostował tę informację na łamach "Timesa", twierdząc, że widział adresowany do pisarza list z zaproszeniem.
Randkę w ciemno czyta się jak gotowy scenariusz filmu obyczajowo-sensacyjnego, pełen dynamicznych zdarzeń i mrocznych fascynacji. Ale nie jest to jedyny związek Jerzego Kosińskiego z filmem. W 1978 roku po jego scenariusz według powieści Wystarczy być (1971, wyd. polskie 1990) sięgnął Hal Ashby, reżyser głośnego Powrotu do domu. W ciągu kilku miesięcy powstał film, który stał się wydarzeniem następnego sezonu. Przyniósł nie tylko Oscara za rolę drugoplanową Melvynowi Douglasowi i Złoty Glob Peterowi Sellersowi za główną rolę, ale przede wszystkim dwa prestiżowe wyróżnienia za scenariusz dla Jerzego Kosińskiego - nagrodę Brytyjskiej Akademii Filmu i Telewizji oraz nagrodę Amerykańskiej Gildii Scenarzystów.
Wystarczy być to amerykańska wersja Kariery Nikodema Dyzmy - opowieść o enigmatycznej postaci, która za sprawą kilku rzuconych półgębkiem zdań nie tylko trafia na salony władzy, ale i zostaje kandydatem do najwyższych urzędów. Sęk w tym, że człowiek ukrywający się pod nazwiskiem Chance'a O'Grodnicka (w oryginale: Chauncey Gardiner), istotnie jest zwykłym ogrodnikiem, ograniczonym umysłowo i nieznającym świata zewnętrznego, innego niż pokazywany w telewizji. W przeciwieństwie do Dyzmy, z czasem coraz śmielej manipulującego otaczającą go rzeczywistością, O'Grodnick jest postacią bierną, dającą się ponieść ciągowi zdarzeń. Nie było wcześniej w kinie amerykańskim tak ostrej satyry na amerykański system polityczny, a przy okazji dostaje się również całemu społeczeństwu, uzależnionemu od mediów, głównie telewizji. Mimo obecności Kosińskiego na politycznym indeksie, Wystarczy być trafiło na polskie ekrany w połowie lat 80. z jedną, dość znaczącą, ingerencją cenzury: widzowie nie zobaczyli sceny spotkania Chance'a z ambasadorem radzieckim, sugerującej, że europejski rozmówca O'Grodnicka osiągnął swoją pozycję w identyczny sposób.
Specjalnym uhonorowaniem Jerzego Kosińskiego jako człowieka kina było zaproszenie go na ceremonię rozdania Oscarów w 1982 roku, gdzie prezentował laureatów Nagrody Akademii za scenariusz. Zza kulis wielkiej uroczystości pisarz mógł obserwować triumf dzieła, w którego powstanie się zaangażował - Czerwonych (1981) Warrena Beatty'ego, laureata trzech Oscarów i ośmiu nominacji (w tym dla filmu roku). Kosiński, który zaczynał swą amerykańską karierę jako sowietolog, wydając pod pseudonimem Joseph Novak dwie książki na temat chruszczowowskiej Rosji, zagrał bolszewickiego aparatczyka Grigorija Zinowiewa. To od niego amerykański reporter John Reed, bohater filmu i autor głośnego reportażu Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem, dowiaduje się, że poświęcenie się dla partii komunistycznej jest ważniejsze od życia osobistego, co staje się bezpośrednią przyczyną kryzysu ideowego zafascynowanego bolszewizmem dziennikarza. Recenzent amerykańskiego "Newsweeka" uznał "cudownie szorstką" kreację Kosińskiego za godny uwagi wkład w przedsięwzięcie Warrena Beatty'ego. Warto też pamiętać o jego udziale w filmie Łódź Ghetto (1989) Alana Adelsona i Kate Taverny, prezentowanym na festiwalu Sundance. Film w całości oparty jest na dziennikach mieszkańców getta - Kosiński zgodził się odczytać fragmenty zapisków Chaima Rumkowskiego, przewodniczącego tamtejszego Judenratu.
Samobójcza śmierć Jerzego Kosińskiego wydaje się równie precyzyjnie zaplanowana, jak cała jego amerykańska kariera. Zapytana o przyczynę samobójczego zamachu żona, Katherina "Kiki" von Fraunhofer, miała odpowiedzieć: "Zrobił, co musiał zrobić". Tuż po śmierci pojawiły się artykuły podważające jego dorobek literacki, oskarżające o plagiat, zarzucające ukrywanie prawdy o sobie, budowanie kariery na kłamstwie. Nie wiadomo, co w jego życiu było szczere, a co świadomie kreowane. Jerzy Kosiński ukrywał się - także przed najbliższymi - za wielką tajemnicą. Próbował ją rozwikłać Janusz Głowacki, który w połowie 2007 roku otrzymał od Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej środki na rozwój projektu zatytułowanego J.K.. Czy mu się udało? O gotowym scenariuszu na razie, jesienią 2010 roku, nie słychać. Jest natomiast gotowa książka Good night, Dżerzi - opowieść o Jerzym Kosińskim, jego wielkiej tajemnicy i o scenarzyście, który próbuje ją rozwikłać.
Autor: Konrad J. Zarębski, październik 2010.