Delfina Potocka
Jest rok 1960. W Warszawie odbywa się Międzynarodowy Kongres Chopinowski. Między dwoma jego uczestnikami, Arturem Hedleyem z Wielkiej Brytanii i Mateuszem Glińskim z kanadyjskiej Międzynarodowej Fundacji Chopinowskiej, dochodzi do bardzo ostrej kłótni. Kongres kończy się skandalem – i powołaniem specjalnej komisji ekspertów do rozstrzygnięcia merytorycznej strony sporu. O co poszło?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba się cofnąć o ponad dwadzieścia lat. W przededniu II wojny światowej do wileńskiej redakcji Polskiego Radia przybyła Paulina Czernicka, przedstawiając projekt audycji, opartej na nieznanych listach
Fryderyka Chopina do Delfiny Potockiej. Wojna pokrzyżowała te plany, jednak w 1945 roku w Poznaniu Czernicka wyskoczyła jak diabeł z pudełka i projekt zrealizowała. Dlaczego tak łatwo jej uwierzono, że jest w posiadaniu nieznanej korespondencji Chopina do Delfiny. Otóż, Paulina Czernicka była spokrewniona z Komarami, zaś Potocka była Komarówna z domu.
Gdy chodzi o Chopina, żadne źródło nie może być zlekceważone. Z Czernicką podpisano umowę wydawniczą, naciskano ją ze wszystkich stron, by przedstawiła oryginały listów. Nigdy tego nie zrobiła, twierdząc a to, że są we Francji, a to w Australii, a to w USA. Obiecała pokazać fotokopie, które jednak w dniu dostarczenia do redakcji rzekomo zostały… skradzione. Po ogłoszeniu tych rewelacji w Polsce nikt nie miał wątpliwości, że listy to po prostu fałszerstwo - zawierały bardzo bezpośrednie wypowiedzi natury erotycznej, co jest sprzeczne z osobowością Chopina. Nie mówiąc nawet o tym, że kompozytor i Delfina Potocka nie byli kochankami. Plotki o romansach Chopina z Marią Wodzińską czy George Sand krążyły po Paryżu, gdy kompozytor naiwnie myślał, że nikt o tych związkach nie wie. Plotek o romansie z Potocką nie było nigdy.
Wybitny kompozytor,
Tadeusz Szeligowski stwierdził, że "Czernicka to skończona wariatka" - słowa brutalne, ale niestety prawdziwe. W 1949 roku popełniła samobójstwo, idąc w ślady obu braci. Jej syn leczył się na nerwy.
Dlaczego zatem spór odżył w 1960 roku? Kazimierz Wierzyński oparł na domniemanych listach biografię kompozytora, wydaną po angielsku i tłumaczoną na wiele języków. Wspomniana komisja ekspertów powołana na Kongresie po przeprowadzeniu badań jednomyślnie podważyła autentyczność "listów": styl nie pasuje do stylu Chopina, w listach pojawiają się słowa i zwroty, które do polszczyzny weszły dopiero na przełomie XIX i XX wieku. Te niuanse jednak giną w tłumaczeniu, przez co ich fałszywy ton nie razi zagranicznego czytelnika.
Szeligowski, bardzo ostro wypowiadał się przeciw autentyczności tekstów Czernickiej. Tymczasem po jego śmierci w 1963 roku znaleziono jakoby w jego papierach fotokopie rekopisów Chopina! Na nowo rozpętała się burza. Adam Harasowski, osiadły w Anglii szwagier Szeligowskiego, zaczął rozpowszechniać tezę o autentyczności "listów". W 1973 roku "Music and Musicians" zamieściło ich reprodukcje. Natychmiast dokonano ekspertyz – polscy kryminolodzy, biegły sądowy Lucjan Fajer oraz Ryszard Soszalski z Zakładu Kryminalistyki KGMO, stwierdzili niezależnie od siebie, że reprodukcje te powstały w drodze fotomontażu, przy czym Soszalski zidentyfikował również materiał źródłowy: były to trzy listy reprodukowane w książce Chopin na obczyźnie w roku 1965, z których ktoś sporządził kolaż według tekstów Czernickiej.
Niestety, u progu drugiej dekady XXI wieku, teksty te wciąż są cytowane na Zachodzie jako autentyczne wypowiedzi Chopina. Budzi to zrozumiałe zdumienie. Każde zdanie "listów" jest przecież absurdalne:
"Waltornista mocno się użalał na kiepską frazę solową w finale mego [koncertu] F[sic!]-moll. […]Wiem, że jestem w orkiestrze dureń… (1835)".
Chopin nie mógł tego napisać! Raz, że waltornista Teatru Narodowego, Goerner, nie "użalał się" nad tą frazą, ale chętnie ją zagrał. Dwa, że ostatnie wykonanie przez Chopina Koncertu f-moll nastąpiło w 1834 roku, dlaczegóż rok później miałby Chopin o tym pisać jak o zdarzeniu świeżym? Trzy - za życia Czernickiej uważano, że wtedy Chopin grał Koncert e-moll. Cztery - było to na wieczorze Berlioza, Chopin miał znakomite recenzje. Jedna z nich wynosiła instrumentację (tak!) Chopina ponad Berlioza! Pięć – Chopin nie wykonał wtedy finału, ale tylko część środkową. Podsumowując: autorka tego zdania nie miała elementarnej wiedzy o Chopinie i jego działalności.
"W moich utworach pisanych [?] piękno często leży w akompaniamencie. Pamiętaj, […] że u mnie akompaniament ma zawsze równe prawa z melodią, a często musi być na pierwszy plan wysunięty".
Ciekawe tylko, że Chopin w swoich Szkicach do metody gry fortepianowej pisze dokładnie coś przeciwnego. Ten materiał dostępny jest jednak od niedawna, Czernicka nie mogła go znać.
Oszustka pisze dalej o tym, że u Chopina "waga największa leży w ostatnich kilkunastu taktach", a że u Beethovena finały są tylko "nic nie mówiącym hałasem". Są to sformułowania amatora, nie rozumiejącego istoty rzeczy. Nie mogą zatem być słowami Chopina.
"Coraz mniej z ludźmi o muzyce gadam" – pisze rzekomy Chopin, zalewając następnie papier idiotycznymi uwagami na ten temat. Chopin prawdziwy nie mógł z ludźmi o muzyce gadać "coraz mniej" – bo prawie nigdy nie mówił o muzyce, na co narzekała George Sand, do której słowa bardziej przemawiały niż dźwięki.
Autorem treści "Listów do Delfiny" jest bez wątpienia Paulina Czernicka. Kto – i po co?! – spreparował fotokopie, nie dowiemy się nigdy.
Autor: Krzysztof Komarnicki, październik 2010.
Tekst pochodzi z 9. numeru gazety
"Chopin Express", wydawanej z okazji
16. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
Czytaj także:
"Najbardziej niezwyczajni" – wywiad Martą Argerich.