Nelson Freire, fot. materiały prasowe
Rozmowa Klaudii Baranowskiej z wybitnym pianistą Nelsonem Freire, jurorem 16. Konkursu Chopinowskiego.
Klaudia Baranowska: Wczoraj, na inauguracji 16. Konkursu Chopinowskiego, zagrał Pan z Marthą Argerich utwory Mozarta, Schuberta, Bartóka i Brahmsa. Skąd taki wybór?
Bardzo rzadko grywam na fortepianie z innymi muzykami, właściwie gram tylko z Marthą. Ona często występuje z innymi pianistami. Nasz wspólny repertuar jest dość ograniczony.
Zagraliście Sonatę na dwa fortepiany i perkusję Bartoka, a nie było Chopina...
Pamiętajmy, że Chopin skomponował tylko jeden utwór na dwa fortepiany, Rondo. Przed nami prawie miesiąc z jego muzyką. Uwielbiam utwory
Chopina, ale na rozpoczęcie Konkursu warto zaprezentować coś innego. Wybraliśmy Sonatę Bartóka, bo obydwoje bardzo lubimy ten utwór, nagraliśmy go dwa razy na płyty, w wersji kameralnej i wersji z orkiestrą. Muzyka fortepianowa Bartóka jest ofiarą pewnego stereotypu: często gra się ją agresywnie, siłowo. Jego nieliczne nagrania dowodzą zaś, że grał w lirycznie i poetycko.
Pan chętnie gra muzykę Brahmsa, a Martha Argerich - podobno - nieszczególnie go lubi...
Zawsze lubiłem Brahmsa, a Martha... cóż, to może wpływ jej nauczyciela, Freidricha Guldy, który nie lubił Brahmsa.
Od jak dawna grywacie razem?
Szmat czasu. Znamy się prawie pół wieku. Spotkaliśmy się na studiach w Wiedniu. Grywaliśmy wtedy ot tak, dla zabawy. Marthę otaczało wielu ludzi. Od zawsze ich przyciągała. Ja trzymałem się raczej na uboczu, onieśmielony. Miałem zaledwie 14 lat. Lepiej poznaliśmy się potem, w Niemczech. Publicznie po raz pierwszy wystąpiliśmy w Londynie w 1968 roku. Graliśmy wówczas właśnie Sonatę Bartóka. Byliśmy słabo przygotowani i nie wyszło najlepiej. Następny wspólny koncert daliśmy dopiero po mniej więcej dziesięciu latach. Wtedy też nagraliśmy płytę dla Philipsa z utworami Ravela i Rachmaninowa.
Zaledwie w sierpniu grał Pan na festiwalu "Chopin i jego Europa", a nie był to Pana pierwszy występ w Warszawie...Bardzo lubię grać w sali
Filharmonii Narodowej. Cieszę się, że tym razem będę w Warszawie aż trzy tygodnie...
Zasiada Pan w jury Konkursu. Czy zaproszenie przyjął Pan bez wahania?
To bez wątpienia jeden z najważniejszych konkursów pianistycznych na świecie, o wielkim prestiżu. Dzięki transmisjom z przesłuchań prawie jak mistrzostwa świata w piłce nożnej!
Co jest najważniejsze w interpretacjach muzyki Chopina?
Trudno wyrazić to słowami... Oglądałem kiedyś w telewizji wywiad z Vladimirem Horowitzem. Pytany, co jest najważniejsze w grze na fortepianie, powiedział: "najważniejsze, by fortepian śpiewał". Grając na fortepianie trzeba włożyć wiele wysiłku, by stworzyć iluzję śpiewu, inaczej niż na instrumentach smyczkowych. Trzeba umiejętnie odmierzać przerwy między nutami, opanować wiele innych umiejętności... Chopin doskonale panował nad tym instrumentem.
Uważa Pan, że niespełna 20-letni pianista jest w stanie udźwignąć ciężar emocjonalny muzyki Chopina?
Wiele ze swych arcydzieł Chopin napisał, będąc w tym wieku! Myślę, że jego muzykę może równie dobrze rozumieć młody, jak dojrzały pianista. Wiek nie gra roli.
Ale Martha Argerich po zwycięstwie na Konkursach w Bolzano i Genewie w 1957 roku, mogła wystartować w warszawskim Konkursie w 1960 roku, a poczekała do kolejnego Konkursu.
To nie tak (śmiech). Na przygotowania poświęciła mniej niż rok! Byłem z nią w 1964 roku w Brukseli, gdzie zamierzała wystąpić na konkursie pianistycznym. Dopiero tam podjęła decyzję o udziale w Konkursie Chopinowskim w 1965 roku. Ja też byłem zgłoszony do tego Konkursu! W programie jest pewnie moje zdjęcie. Ale nie przyjechałem. Kilka miesięcy przedtem wygrałem konkurs pianistyczny w Lizbonie, a do Konkursu w Warszawie był zgłoszony Arturo Moreira Lima, mój kolega. Uczyliśmy się u tej samej nauczycielki. Jeszcze jeden reprezentant Ameryki Południowej, to byłoby za dużo. Martha wygrała, Arturo zdobył drugą nagrodę.
Żałuje Pan? Może odniósłby Pan kolejny sukces...
Z tymi sukcesami to bywało różnie. W Konkursie w Brukseli - w którym Martha ostatecznie nie wzięła udziału z powodu narodzin swojej pierwszej córki - odpadłem już po pierwszym etapie. Była to traumatyczne przeżycie, ale na szczęście trzy tygodnie potem wziąłem udział w Lizbonie, i zwyciężyłem. Miałem 19 lat... Może z powodu porażki w Belgii, nie chciałem podejmować ryzyka i nie przyjeżdżać na Konkurs Chopinowski.
Rozmawiała Klaudia Baranowska, październik 2010.
Tekst pochodzi z 3. numeru gazety
"Chopin Express", wydawanej z okazji
16. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
Czytaj także:
"Wierzę w jury"