Zbigniew Masternak, "Księstwo". "Twórczość", lipiec 2006.
Zbigniew Masternak
KSIĘSTWO
(z księgi czwartej)
[...]
Osiem dych to niewiele
- Nie mogłem - popatrzyłem na Kinga, siedząc w jego złotym mercedesie. - Pierwszy raz w życiu. Czy to już początek męskiej niemocy - w wieku niespełna dwudziestu siedmiu lat? Za wcześnie... - zastanawiałem się. Ta sprawa przygnębiała mnie bardziej niż kłopoty finansowe wynikłe z niedokończenia filmu. - To chyba przez ten gorset ortopedyczny, który jej założyli w szpitalu. Niby tylko jeden kręg złamany, ale przecież to poważny wypadek... Minęło od niego dopiero trzy tygodnie... Nie mogłem się skupić, bałem się, że coś się jej stanie...
- Jak na to zareagowała... No, że nie mogłeś?
- W porządku. Pocieszała mnie, że nic się nie stało. Myślę, że tak bardzo dążyła do seksu, bo wiedziała, że właśnie z powodu jego braku zrezygnowałem ze znajomości z Gosią. Może boi się, że ją zostawię? Paradoksalnie, poprzedni związek rozpadł się dlatego, że ja nie czułem się seksualnie usatysfakcjonowany. Teraz z kolei zastanawiałem się nad zerwaniem, bo to ja nie mogę kogoś usatysfakcjonować... Niezła bryka - pochwaliłem jego nowe auto, żeby zmienić temat.
- Teraz już nie ma czego ukrywać... Interes się skończył, bo wymienili już prawie wszystkie budki na aparaty chipowe...
On zarobił wystarczająco dużo, żeby się tym nie przejmować. Niestety reszta moich współpracowników żyła z dnia na dzień i nie udało im się zgromadzić zbyt wielkich rezerw. Większość z tego, co odłożyli, pożyczyli mnie. A ja nie miałem z czego im pooddawać. Gdyby udało się skończyć film do końca wakacji, mogłem już od pierwszego października zarabiać na biletach i odrobić trochę tego, co zainwestowałem.
Opowiedziałem mu o swoich kłopotach, a on zgodził się przedłużyć czas rozliczenia. Dobrze mnie rozumiał - parę lat temu sam był biedakiem. Nawet odwiózł mnie na stancję.
Usiadłem na łóżku, na którym powinienem się kochać z Miltonią. Może dzięki temu czułbym się prawdziwym mężczyzną i nie dopuściłbym do takiej sytuacji, w jakiej się znajdowałem. Chyba nigdy nie było gorzej. Nawet kiedy kilka lat temu chodziłem biedny, głodny i przeziębiony po Lublinie, przynajmniej byłem pewien swojej męskości.
Zadzwoniłem do matki - ostatnio czuła się coraz gorzej. Lekarz powiedział mi, że zaczęły się przerzuty. Znów trafiła do szpitala i była poddawana chemioterapii. Nie odbierała, bo pewnie była na zabiegu. Czułem przygnębienie, bo nie mogłem już jej pomóc. Narastało poczucie klęski. Nie udało mi się dokonać tego, co chciałem. Matka mogła umrzeć, nie doczekawszy się moich sukcesów.
Zatelefonowałem do tej, która miała mi ją zastąpić.
- No, hej - Miltonia odezwała się zaspanym głosem.
- Jak się czujesz?
- Nieźle. Dopiero co wstałam po wczorajszej imprezie...
- Tak dobrze się bawiłaś?
- Świetnie. Zdrowo popiliśmy...
- A ja mam fatalny nastrój... Gdzieś zatraciłem łatwość rozwiązywania problemów. Wszystko zaczyna się rozsypywać...
- Idź się napić - tylko tyle miała mi do powiedzenia. Wyolbrzymiałem to sobie z powodu przygnębienia i doszedłem do wniosku, że nie jest dla mnie odpowiednią dziewczyną. A może tylko wykorzystałem to jako pretekst, bo bałem się, że za jakiś czas znów będzie chciała się ze mną kochać, a ja znów się nie sprawdzę? Tego bym nie zniósł - to mogła być moja ostateczna klęska, moje Kanny.
- Wiesz... Wydaje mi się, że jesteś dla mnie za młoda... - powiedziałem bez żalu, bo wiązałem z nią wielkie nadzieje. Nie potrafiłem jednak zapomnieć, że była świadkiem mojego upokorzenia.
- Chcesz ze mną zerwać? - niedowierzała. W jej głosie zabrzmiała rozpacz, ale też duma dziewczyny, która może mieć każdego i z którą nikt dotąd nie zerwał.
- Nie wiem... Przyjadę do ciebie niebawem, to porozmawiamy...
- Nie chcę, żebyś przyjeżdżał! - rozłączyła się. Rozumiałem jej żal i zawód, ona też bardzo liczyła na naszą znajomość. W tej jednak chwili liczyło się tylko moje przetrwanie.
Wyszedłem pochodzić po mieście. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że zbuduję tutaj potężne księstwo. Zbudowałem, ale nie zdołałem umocnić, wesprzeć układami sojuszniczymi. Jedna klęska mogła sprawić, że rozpadnie się w pył. Przyczyną rozpadu mojego księstwa świętokrzyskiego była kontuzja kolana, która przekreśliła rozwój mojej kariery piłkarskiej. Wtedy jednak nie przejąłem się tym tak bardzo, jak teraz - wówczas przynajmniej czułem się mężczyzną. Był to ostatni ocalały bastion. Na nim mogłem wszystko odbudować. A teraz? Należało się przekonać, czy to jeszcze możliwe. Wybrałem numer do Gosi. Kiedy się widziałem z nią ostatnio, opowiadała mi, że znalazła sobie pracę - jako przedstawiciel sieci telefonii komórkowej. Mieszkała nadal we Wrocławiu. Widać było, że nasze rozstanie zmusiło ją do dojrzałości. Wiedziałem, że jeśli kiedyś wyrwie się spod kontroli mamusi, może być z niej całkiem fajna dziewczyna.
- Co słychać?
- Właśnie wróciłam z pracy. Jesteś we Wrocku?
- Dziś rano przyjechałem. Czuję się rozbity, zrujnowany i samotny...
- A co z Miltonią? - znała ją z moich opowieści.
- Rozstaliśmy się... Nie mogłem... No wiesz...
- Ty nie mogłeś? - Trudno jej było uwierzyć. Rzeczywiście, z nią to mi się nigdy nie zdarzyło, chociaż akurat nie mogłem z tego skorzystać. - Chcę żebyśmy byli razem...
- Ale czy będziesz potrafiła... No wiesz, ja chcę się kochać... Jak najszybciej!
- Nie mogę działać pod presją...
- Czyli nic się nie zmieniło... - rozłączyłem się rozczarowany, że jednak Gosia nie dojrzewa tak szybko, jak chciałbym.
Pozostało mi zadzwonić do jakiejś agencji towarzyskiej. Kupiłem gazetę i przejrzałem ogłoszenia - trochę z wahaniem, bo nigdy nie korzystałem z usług prostytutek. Desperacja zwyciężyła strach - zadzwoniłem do dziewczyny reklamującej się jako "piękna dwudziestoletnia". Rzeczywiście - nie była przereklamowana, o czym się niebawem przekonałem. Pojawiłem się w mieszkaniu, które wynajmowała z dwiema koleżankami. W przedsionku stały męskie buty - klienta albo ochroniarza. Poszła pod prysznic, a mnie zaprowadziła do swego pokoju. Rozebrawszy się, leżałem na łóżku i starałem się nie myśleć o zbliżającej się chwili prawdy. Byłem pewien, że to, w czym uczestniczę, niebawem opiszę w zbliżającej się ku końcowi księdze czwartej. Pomyślałem, że w przedostatnim rozdziale księgi drugiej również jest scena z prostytutką. Czy aby nie będzie to niepotrzebne powtórzenie? Cóż, to życie pisze moją historię.
- Sześćdziesiąt złotych za pół godziny, osiemdziesiąt za całą... Płatne z góry...
Żeby poczuć się pewniej, zamówiłem godzinę. Na szczęście nie były to stracone pieniądze. Osiem dych to niewiele za odzyskanie pewności siebie.
[...]