Spektakl w reżyserii Piotra Cieplaka, premiera w Teatrze Powszechnym w Warszawie 12 maja 2001 roku.
Król Lear według Cieplaka jest majętnym, porywczym ojcem, który z niewiadomych pobudek wydziedzicza jedną z córek. To przywódca nie znoszący sprzeciwu, gracz i manipulator, któremu dopiero obłęd przywraca prawdziwą jasność umysłu.
Reżyser skupia się właśnie na ludzkim wymiarze tekstu Szekspira, śledząc raczej przemianę duchową Leara (Zbigniew Zapasiewicz), rozpad rodziny, niż ich polityczne i historyczne skutki.
"Dla mnie to jest ojciec chrzestny, przywódca klanu, szef rodzinnego interesu zwanego królestwem" - opowiada o granej przez siebie postaci Zapasiewicz.- "Lear popada w szaleństwo, obłęd, który rozumiem jako rodzaj oczyszczenia, dojścia do świadomości, zobaczenia wartości wyższych, uspokojenia, uzyskania wiedzy, że życie nie składa się z samych manipulacji, bo jest czymś niepojętym, niezrozumiałym." - mówił w rozmowie z Jackiem Cieślakiem ("Rzeczpospolita", 11 kwietnia 2001).
To Lear jest świadom, że epoka, której jest przedstawicielem, nieodwołalnie odchodzi.
"Lear Zapasiewicza" - pisał po premierze na łamach "Gazety Wyborczej" recenzent teatralny pisma, Roman Pawłowski - "nie walczy z niewdzięczną rodziną, ale z chorobą i śmiercią. Zdrada córek, moralne rozprzężenie, bratobójcza wojna, szaleństwo - wszystko to kolejne etapy umierania Leara i jego królestwa. Dlatego, inaczej niż w sztuce, to Lear ma ostatnie słowo. Kiedy umiera, razem z jego życiem gaśnie światło na scenie. Król Lear z Powszechnego jest straszliwie niemodny. W czasach kiedy młodość stała się obowiązkową religią, a starość i choroba - ukrywaną dewiacją, kiedy wmawia się nam, że jesteśmy wiecznie młodzi i nieśmiertelni, kiedy śmierć stała się elementem masowej rozrywki, a jej prawdziwe oblicze ukryte jest za drzwiami hospicjów i szpitali, Piotr Cieplak eksponuje brzydotę starzenia się i umierania. Nie znajdziecie w tym 'Learze' szybkiej akcji ani skrajnych emocji. Nie zachwyci was widowisko ani efekty specjalne. Warto go zobaczyć z jednego powodu: dla kawałka trudnej prawdy, której na co dzień do siebie nie dopuszczamy" - dodawał Pawłowski.