Od dzieciństwa przejawiała muzyczny talent, dzięki staraniom ojca otrzymała solidne wykształcenie muzyczne. Uczyła się gry na fortepianie u Marii (Miriam) Bar – pianistki współprowadzącej Warszawski Instytut Muzyki, a także pod kierunkiem Zbigniewa Drzewieckiego - znanego muzyka, jednego z twórców Konkursu Chopinowskiego. Mimo że zapowiadała się na dobrą pianistkę, już wtedy najbardziej pociągał ją śpiew - podczas ćwiczenia jednocześnie nuciła grane przez siebie utwory. Wielokrotnie prosiła ojca, Dawida Eisenstadta - znanego dyrygenta, kierującego chórem Wielkiej Synagogi Warszawskiej i warszawskiej synagogi imienia Nożyków - o przeniesienie z klasy fortepianu do klasy śpiewu. Po długich wahaniach ojciec uległ, a następnie sam ją zapoznawał z repertuarem wokalnym.
Jeszcze w szkole przygotowywała programy wieczorków kulturalnych i sama występowała. Często dawała nieformalne koncerty podczas spotkań rodziny i przyjaciół, z ojcem akompaniującym jej na organach – zwykle ich program był ułożony wedle następującego porządku: zaczynała od pieśni Franciszka Schuberta, następnie przechodziła do arii operowych, a kończyła fragmentami z repertuaru kantorów.
Gdy wybuchła wojna, Miriam Eisenstadt była świeżo po ukończeniu szkoły. Jej rodzina w grudniu 1940 roku rozważała wyjazd za granicę, jednak nie zdecydowała się na tak poważny krok, i wkrótce potem, podobnie jak inni Żydzi, wszyscy znaleźli się w getcie.
Miriam zaczęła zarabiać jako zawodowa śpiewaczka i szybko podbiła żydowską Warszawę. Często występowała w teatrze "Femina" (przy ul. Leszno 35), niemal codziennie śpiewała w znajdującej się na tej samej ulicy kawiarni "Sztuka" – miejsca występów Wiery Gran, Diany Blumenfeld, Andrzeja Własta, Władysława Szpilmana czy Artura Goldfedera. Akompaniował jej zazwyczaj pianista Ignacy Rosenbaum, czasami zaś Rut Zandberg. "Jej występy wprowadzały atmosferę czystości i sztuki do różnych lokali rozrywkowych, o wątpliwej często sławie" – wspomina Emanuel Ringelblum.
Była obdarzona sopranem lirycznym o rozległej skali, biegle wykonywała najtrudniejsze pasaże i kadencje, stąd nazywano ją "słowikiem getta". Jej głos miał też niezwykłą barwę. Podziwiano nie tylko jej technikę wykonawczą, ale też uczuciowość, umiejętne wyrażanie tragedii getta, atmosfery patosu i nadziei cierpiących Żydów. Publiczność postrzegała jej śpiew jako posłannictwo – miała osłodzić ich ostatnie chwile.
W repertuarze Ajzenstadt miała zarówno pieśni żydowskie (ze znanych zbiorów zmarłego w getcie Menachema Kipnisa oraz Marka Warszawskiego), klasyczne pieśni z okresu romantyzmu (Schubert, Mendelssohn, Schumann), jak i wirtuozowskie arie operowe (Puccini, Verdi, Mozart, Rossini, Rimski-Korsakow). Podobno największe wrażenie na słuchaczach wywierało jej "Ave Maria" Schuberta. Zdarzało jej się również improwizować na estradzie.
Była niezwykle popularna, a jej działalność odbijała się szerokim echem w prasie – "Gazeta Żydowska" pisała o niej: "wielka artystka, obdarzona łaską bożą, a jej śpiew jest doskonałością ponad wszelkie podziały. Ma głos pełen świeżości i czarującego blasku", jak również:
"Jeszcze dziecko prawie, a talent, który pojawia się niezmiernie rzadko. Umie już tak wiele, że zaimponować potrafi nawet techniką wokalną, którą inni po wielu latach studiów opanowują. Idealnie wyrównana, wolna od wszelkiego wysiłku gama koloraturowa, pewność intonacji, świetne poczucie rytmu, doskonała dykcja, łatwość i sprawność techniki oddechowej. Ma dar sugestywnej wymowy muzycznej, jej głos dociera do najodleglejszego kąta Sali."
Jej występy wspomina również Melech Neustadt:
"Na każdy z jej występów przychodziły tłumy wypełniające ogromną salę teatru 'Femina' na Lesznie, gdzie było około tysiąca miejsc siedzących. W teatrze tym występował również jej ojciec wraz z założoną przez siebie orkiestrą symfoniczną. Miriam występowała także jako solistka z orkiestrą symfoniczną pod dyrekcją Szymona Pulmana i Mariana Neuteicha. Towarzyszył jej zazwyczaj Ignacy Rosenbaum, artysta światowej sławy. Czasami brała również udział w koncertach organizowanych przez ruch oporu."
Opisywano również w superlatywach jej cechy urody i charakteru – uważano ją za piękną, pełną czaru, towarzyską, elokwentną, za osobę z nieskazitelnymi manierami, o szlachetnej i promiennej osobowości. Zaręczona była z lekarzem (później uznanym neurochirurgiem) Jerzym Szapirą.
Koncertowała tak dużo, że w połączeniu z trudnym, obciążającym repertuarem odbiło się to na jej możliwościach wokalnych; niektórzy doszli do wniosku, że jej głos może przez to ucierpieć - w lutym 1942 r. Wiktor Hart (Marceli Reich-Ranicki) pisał o przybladłej barwie głosu, podejrzanych szmerach, a także ostrości i przejaskrawieniu, które pojawiły się w górnych rejestrach.
Marysia Ajzensztadt została zamordowana przez esesmanów podczas pierwszej akcji likwidacyjnej, w sierpniu 1942 roku, w warszawskim getcie. Bardzo możliwe jest, że mogła się uratować – rozkaz transportu w wagonach wiozących ludzi na śmierć otrzymali wtedy jedynie jej rodzice, ale była tak związana z rodziną, że nie chciała żyć bez nich. Legenda mówi, że Niemcy rozdzielili ich na Umschlagplatzu; gdy rodziców wepchnięto do wagonu, Miriam wyrwała się i pobiegła do nich. Za ten bunt została natychmiast zastrzelona – stała już na progu wagonu, do którego próbowała się dostać, gdy dosięgła ją kula.
Autor: Róża Ziątek-Czarnota, 22.04.2013