Trzydziesta rocznica wprowadzenia stanu wojennego skłania do refleksji, choć zapewne nie takiej, jaką sugeruje nowy film Waldemara Krzystka. Stan wojenny kojarzy się zazwyczaj z ofiarami poniosionymi przez polskie społeczeństwo w chwili, gdy komunistyczne władze użyły przeciw niemu wojska, by zdusić w zarodku procesy transformacyjne. A jednak "Solidarność" - mimo stanu wojennego, aresztowań działaczy i przepadku mienia - ocalała, by po ośmiu latach doprowadzić do obrad Okrągłego Stołu i wyborów 4 czerwca 1989 roku. Nie byłoby to możliwe bez ludzi, którzy stali się bohaterami filmu Krzystka. Grupa odważnych działaczy "Solidarności" Zarządu Regionu Dolny Śląsk w przeddzień ogłoszenia stanu wojennego wypłaciła ze związkowych kont 80 milionów złotych. Pieniądze pomogły w zorganizowaniu struktur podziemnych związku. Jedynie na Dolnym Śląsku powiodła się taka operacja. Wypada zapytać, dlaczego? Jedna z wielu odpowiedzi brzmi - bo działo się we Wrocławiu. Wrocław w czasach PRL lansowany był na "miasto młodzieży". Młodość miasta o kilkusetletniej historii była użytecznym parawanem, za którym można było ukryć kulturowe związki z Niemcami. Ale młodość to także brawura, fantazja i poczucie humoru. A także gotowość do podjęcia niekonwencjonalnego, szalonego wręcz działania. To właśnie we Wrocławiu narodziła się Pomarańczowa Alternatywa majora Frydrycha. I to, że to Władysław Frasyniuk, Józef Pinior, Stanisław Huskowski i Piotr Bednarz znaleźli odwagę, by mimo zaostrzonych rygorów, pod okiem bezpieki podjąć z banku ogromną sumę.
"80 milionów" mógł powstać tylko we Wrocławiu. Zamiast martyrologicznej refleksji o poniesionych przez społeczeństwo ofiarach, Waldemar Krzystek i jego ekipa proponuje wartki obraz przygodowy w klimacie komedii kryminalnej. Film o czwórce przyjaciół, którzy nie tylko rzucają wyzwanie opresyjnemu państwu i jego służbom, ale w tym starciu odnoszą sukces. Ten autentyczny sukces przeszedł do legendy "Solidarności". Jednocześnie film zatrzymuje w kadrze atmosferę tamtych dni - zarówno radosnego lata 1980 roku, kiedy tworzyła się "Solidarność", jak i pogarszające się nastroje grudnia 1981 roku, zanim ogłoszono stan wojenny. A przede wszystkim przypomina tamtą satysfakcję z sukcesu "Solidarności" - jakże ważną w obliczu bolesnych konsekwencji 13 grudnia. Pokrzepiająca opowieść z udziałem młodych, zyskujących na popularności aktorów i gwiazd polskiego ekranu pozwala spojrzeć na najnowszą historię Polski bez dystansu, oczami świadków - a może nawet uczestników - przedstawianych na ekranie zdarzeń: to wydarzyło się naprawdę!
"To nie miał być film martyrologiczny, dołujący, wręcz odwrotnie, powinien w nim dominować optymizm i wiara, że uczciwość, inteligencja i prawda w końcu pokonają kłamstwo, siłę i 'czerwone' krętactwo" - pisał Waldemar Krzystek w eksplikacji do scenariusza filmu. - "Naszym zamiarem jest nakręcenie filmu z wartką, wciągającą akcją w gatunku komedii kryminalnej. Jednocześnie ma być to film o czymś. O fragmencie naszej najnowszej historii, o ludziach, którzy ją tworzyli - na różne sposoby - i są za nią odpowiedzialni. O ludziach, którzy musieli niejednokrotnie bardzo się zmienić, by sprostać sytuacjom, w jakich się znaleźli, np. pobrać z banku w gotówce 80 milionów złotych i przekonać się, że torba, którą wzięli ze sobą jest za mała. Misternie ułożyli cały plan, tylko okazało się, że nigdy takiej kwoty nie widzieli fizycznie, nie wiedzieli, że do zapakowania jej potrzebne będą trzy nesesery i plecak. Jak musieli wyglądać wychodząc, tak objuczeni na ulicę. Jak handlarze!"