Polski intelektualista, po trzydziestu sześciu latach pobytu w Kopenhadze, pisze artykuł o antysemityzmie Sørena Kierkegaarda i traci posadę w duńskim instytucie naukowym. Jedynym zajęciem, jakie ma mu do zaproponowania urząd pracy, jest stanowisko "asystenta śmierci" - opiekuna umierającego starca o niejasnej tożsamości, prawdopodobnie Polaka. "Niechaj idzie swój do swego", decyduje kierowniczka hospicjum.
W miejscu nowej pracy bohater spotyka milczącego Araba i jest świadkiem reakcji Duńczyków na słynne "karykatury Mahometa", opublikowane przez dziennik "Jyllands-Posten". Podczas kolejnych nocy asystent śmierci mówi do umierającego, próbuje wczuć się w jego myśli i emocje, a nawet wypowiada się w jego imieniu. Ten dramatyczny monolog-dialog, składający się z historii rodzinnych, wspomnień z młodości spędzonej w Polsce, a także filozoficznych rozważań o tożsamości człowieka i jego miejscu w historii, staje się wielkim oskarżeniem europejskiej demokracji, traktatem o jej śmierci.
Pod względem formy Asystent śmierci jest dziełem nowatorskim. Oscylowanie między autobiografią i fikcją literacką, dosłownością i parabolą, prozą, wierszem i dramatem daje znakomite efekty. Wszystko jest tu poświadczone biografią bohatera i narratora, odkrywaną z przejmującą bezwzględnością, wszystko poparte erudycją i siłą wyobraźni pisarza.
Źródło: www.wab.com.pl
- Bronisław Świderski
Asystent śmierci
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2007
125 x 195, 504 ss., twarda oprawa
ISBN 978-83-7414-252-6
www.wab.com.pl
Książka została nominowana do Nagrody Nike 2008.
"Gazeta Wyborcza" prezentuje książki nominowane do Nagrody Literackiej "Nike":
"ASYSTENT ŚMIERCI" BRONISŁAWA ŚWIDERSKIEGO
Powieść, esej, autobiografia, publicystyka polityczna? Bronisław Świderski zadbał o to, żeby pozbawić czytelników złudzenia, że obcują z fikcją literacką. Stworzył bohatera, którego obdarzył własnym imieniem i nazwiskiem, podobnym stylem myślenia i zainteresowaniami intelektualnymi, podobną biografią. Wiele wyjaśnia sam tytuł. Bezrobotny, porzucony przez żonę bohater ląduje w pośredniaku, a tam propozycje mają słabe - jedną z nich jest opieka w hospicjum nad umierającym starcem. Trzeba do niego mówić, może obecność i głos drugiego człowieka jakimś cudem dopomogą choremu wyrwać się ze śpiączki?
Oczywiście Umierający - tak się go w powieści nazywa, bo to człowiek bez imienia i tożsamości - jest czystym pretekstem. To słuchacz idealny - nic nie mówi, właściwie w ogóle nie reaguje, a jednak stwarza dobry pozór dla całej sytuacji. Nie o niego więc chodzi, ale właśnie o Bronisława, o wielki monolog o Polsce, Danii, rodzicach, emigracji - słowem, o opowieść o życiu i świecie.
Asystent śmierci to książka sarkastyczna, zaprawiona złośliwym żartem, którego zresztą autor nie oszczędza samemu sobie. Dostaje się Polsce - dawnej i współczesnej. Dostaje się najbliższym bohatera - matce, z którą nigdy nie miał dobrego kontaktu, przede wszystkim zaś ojcu, zatwardziałemu komuniście, który w pewnym momencie zrezygnował ze świata - czytał tylko "Prawdę", siedział cały czas w domu, z nikim nie rozmawiał i tak żył bez celu i bez potrzeb we własnym, całkowicie zafałszowanym wyobrażeniu o polskiej rzeczywistości lat 60.
Wreszcie dostaje się Danii, którą bohater, żyjący tam od 35 lat, widzi jako kraj zamknięty i ksenofobiczny. Na czym w jego opinii polega słynne skandynawskie państwo opiekuńcze, dowiadujemy się już w pierwszych scenach powieści - urzędniczka z pośrednictwa pracy przypomina bohaterowi, że im krócej żyją pacjenci hospicjów, tym więcej zaoszczędza budżet państwa. Chwilę potem dyrektorka hospicjum wykłada mu, że im dłużej żyją jej pacjenci, tym dłużej biedne hospicjum cieszy się pieniędzmi wypłacanymi przez ubezpieczyciela. W powieści pojawia się także epizod z karykaturami Mahometa. Nie były zdaniem bohatera przypadkowym wybrykiem, ale prostą konsekwencją ksenofobii panującej w starej Europie. Dunce podejrzewającej o najgorsze pewnego arabskiego emigranta odpowiada: "Katrino - to samo mówili hitlerowcy o Żydach", a sam sobie dopowiada: "Muzułmanin Ahmed najbardziej przypominał moją polsko-żydowską rodzinę".
Jednym z ważniejszych wątków powieści jest właśnie kwestia tradycji i tożsamości żydowskiej (o matce powiada się, że "ukrywała się za aryjskimi papierami od 1945 roku aż do śmierci w 1992 roku"). Także sprawa Marca 1968. I tu Świderski nie bawi się już w udawanie powieści, ale pisze gorzkie wspomnienie. Relegowany w Marcu z Uniwersytetu Warszawskiego trafił do sortowni prasy jako robotnik: "Odbiorą ojcu rentę, mnie zewsząd wyrzucą, będziemy pić brudną, nieprzegotowaną wodę i wybierać kromki chleba z koszy na śmieci" - wróżyła matka. Świderski wspomina dawnych przyjaciół, również tych, którzy jego zdaniem w Marcu się nie sprawili.
Asystent śmierci jest historią "pozbawionego ziemi prozaika", człowieka, który ma poczucie klęski. Nie miałby co robić w Polsce, źle się czuje w Danii. To człowiek skazany na wieczne pobocza - nie zrobił pieniędzy, nigdy nie myślał o karierze, tkwi na niewyraźnej granicy między zgorzknieniem, nonkonformizmem i dziwactwem.
Autor: Marek Radziwon - wiadomosci.gazeta.pl, 16 czerwca 2008