W muzyce Pawła Szymańskiego, tak często grającej z konwencjami przeszłości, kluczowym kontekstem pozostaje barok. A jeśli barok, to czemu nie partita? Forma ta, wykształcona w XVII wieku i polegająca na zestawie kontrastujących tańców, była kompozytorowi bliska od dawna. Choć nigdy nie powstała (lub nie jest znana) Partita I, to Partita II została w 1978 roku dyplomowym utworem na warszawskiej Akademii Muzycznej. Potem Szymański napisał Partitę III na amplifikowany klawesyn i orkiestrę (1985-86) oraz Partitę IV na orkiestrę (1986). Kolejne utwory były już odwołaniami do gatunków sonaty, suity, sinfonietty czy serenady. Bardziej chodzi tu jednak o samą ideę gry, meczu, concertare, jak w źródłosłowie nazwy partita - tylko, że tym razem toczy się ona między twórcą a odbiorcą.
Szymański mówił o tym tak:
"W moich utworach jest bardzo dużo elementów muzyki przeszłości. Odwołuję się często - ale nie tylko - do polifonii barokowej, którą potem transformuję. Odróżnienie punktu wyjścia do transformacji od samej transformacji jest czynnikiem napięcia. Dlaczego odwołuję się do tradycji, do elementów pewnych konwencji stylistycznych? To obiegowy język muzyczny, znany słuchaczowi. Jeżeli naruszam ten język, naruszam ciągłość wypowiedzi w tym języku, deformuję jego gramatykę i składnię, to prowokuję słuchacza do domysłów."
A jeśli barok, to oczywiście klawesyn. Ten zakurzony instrument wrócił do łask kompozytorów w drugiej połowie XX wieku głównie dzięki wybitnym wykonawcom. Należy do nich Elżbieta Chojnacka, dla której utwory pisali tacy kompozytorzy, jak Iannis Xenakis, François-Bernard Mâche, Henryk Mikołaj Górecki, czy właśnie Paweł Szymański. Instrument - wzmocniony tu głośnikami, by nie zginąć we współczesnej orkiestrze - urzeka zwłaszcza specyficzną barwą i dynamiką.
Szesnastominutowa Partita III rozpoczyna się krystalicznymi ornamentami rozpędzonego klawesynu i orkiestry. Jest bardzo barokowo i bardzo wytwornie, tylko niekiedy niepokoją pauzy i jakby wymazane nuty. W drugiej minucie wszystko zamiera. I choć znów rusza, to coraz więcej tych wytartych dźwięków, potok narracji stopniowo usycha i zanika. W trzeciej minucie wchodzą po raz pierwszy nieśmiałe dźwięki non vibrato smyczków, inna płaszczyzna narracji. Odtąd będą się one ze sobą wymieniały, przy czym coraz większy udział będą miały wolne i ciche epizody. W połowie trwania pojawią się w jednym z nich eteryczne figury klawesynu zanurzone w poświacie wibrafonów i flażoletów. To jeden z najpiękniejszych momentów w całej twórczości Szymańskiego. Dochodzą doń opadające motywy smyczków, ale choć wszystko nabiera dynamizmu i dęte wzywają do wyjściowego ruchu, już nic się nie wydarzy. Tylko obsesyjny dzwonek.
Przyjaciel kompozytora i jego wytrwały egzegeta, Andrzej Chłopecki, pisał w książeczce do CD z nagraniem:
"Obie partity rozpoczynają się częściami o charakterze con vigore, jakby materia pragnęła zaanektować do swego późniejszego użytku maksymalną ilość dźwiękowej przestrzeni (...) W obu wypadkach działanie mechanizmu muzycznego zaczyna napotykać na przeszkody, tok narracji rwie się, potyka i zatrzymuje. Zasugerowana potoczystość staje się nieoczywista, naturalność gubi krok. W 'Particie III' znakiem zmiany jest pauza generalna, przerywająca wpół słowa quasibarokową elokwencję. W tym momencie zaczyna się druga część; pierwsza bynajmniej się jeszcze nie kończy. Jej intensywny ruch zostaje podjęty i ponownie przerwany. W owych przerwach kładzione akordy i dyskretny motyw wstępującej sekundy rozpoczynają bieg części drugiej. (...) Dialektyka partit to dialektyka żywiołów, esencji, idei. Przestrzeni i czasu. Dźwięku i ciszy. Rozgestykulowanego ruchu i znieruchomiałej zadumy. Jeśli się zważy, że w obu tych utworach obie ich części nie różnią się materiałem wyjściowym, lecz sposobem jego eksploatowania, może to być dodatkowym - poza czysto intuicyjnym doznaniem - dowodem na to, że odnoszą się one do dialektyki profanum i sacrum, ze wskazaniem na to ostatnie, jako w rozgrywce zwycięskie."
Autor: Jan Topolski, grudzień 2010.