Lubimy narzekać na nasz teatr, ale gdy mamy okazję do porównań, od razu humor się poprawia. Może nasz teatr nie jest tak zły, jak myślimy, a może jest przede wszystkim sztuką lokalną, związaną ze swoją publicznością bardziej niż jakakolwiek inna. Moda na międzynarodowe festiwale teatralne panuje od kilku dziesięcioleci, podobno odbywa się ich na świecie około trzech tysięcy; jest więc gdzie jeździć. Oczywiście porównania zawsze są ciekawe, gdyż podobnie jak podróże przewietrzają głowę i otwierają oczy. Chociaż także teatr, jak wszystko, podlega globalizacji, uniformizacji, czyli politycznej poprawności. Jak nie przymierzając jabłka z supermarketu, robaka w nich nie ma, ale smaku także nie.
Takie oto myśli krążyły mi po głowie przez kilka kwietniowych dni, które spędziłam w Salonikach, zamożnym, zwróconym ku morzu i portowi mieście greckim, z okazji wręczenia Europejskiej Nagrody Teatralnej. Jej sponsorami są: Komisja Europejska przy Radzie Europy, Unia Teatrów Europy i Europejska Konwencja Teatralna, jurorami zaś krytycy zrzeszeni w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Krytyków Teatralnych pod patronatem UNESCO oraz dyrektorzy ważniejszych festiwali i ośrodków badawczych.
Po raz pierwszy, w 1987 roku, wręczono tę nagrodę Ariane Mnouchkine w greckim amfiteatrze w Taorminie na Sycylii, za jej prace w paryskim Théâtre du Soleil. Laureatami w następnych latach byli najwięksi artyści europejskiego teatru: Peter Brook, Giorgio Strehler, Heiner Müller, Robert Wilson, Luca Ronconi, Pina Bausch, Václav Havel, Lev Dodin, Michel Piccoli, Harold Pinter, Robert Lapage i Peter Zadek. Ponieważ dostawali teatralnego "Oskara" za całokształt twórczości, wymyślono, by nagradzani byli również młodzi, wybijający się artyści. Zwrócono uwagę na przedstawicieli krajów Europy Środkowej i Wschodniej, którzy po obaleniu muru berlińskiego dołączyli do europejskiej kultury na pełnych prawach. Od dziesięciu lat nagrodę dostaje więc twórca dojrzały (60 000 euro) i młody (20 000 euro), co wiąże się zwykle z prezentacją jego przedstawień. Wśród tej drugiej grupy nagrodzeni zostali reżyserzy: Anatolij Wassiliew, Edmundas Nekrosius, Christopher Marthaler, Thomas Ostermeier, Heiner Goebbels, Alain Platel, Oskaras Korsunovas, Josef Nadij, Alvis Hermanis oraz Giorgio Barberio Corsetti (aktor), Biljana Srbljanović (dramatopisarka), a także zespoły teatralne: Théâtre de Complicité, Carte Blanche - Compagnia Della Fortezza, Theathergroep oraz Royal Court Theatre za promowanie młodych dramaturgów: Sary Kane, Marka Ravenhilla, Jeza Butterrwortha, Conora McPersona i Martina McDonagha.
W tym roku po raz pierwszy nagrodzono Polaka,
Krzysztofa Warlikowskiego. To pierwszy sukces naszego teatru na liczącym się międzynarodowym forum. Niestety, wielu artystom starszego pokolenia zabrakło szczęścia, reklamy, skutecznego lobby, bo na pewno ich prace wytrzymują konkurencję z wieloma już nagrodzonymi. Niewykluczone, że krytycy z innych krajów, którzy zasiadają w jury tej nagrody i jury wielu międzynarodowych festiwali, mają większą siłę przebicia niż nasi, dość skromnie reprezentowani we władzach stowarzyszenia, a także na wielu opiniotwórczych forach. Spektakle Warlikowskiego, który od lat pracuje za granicą, często w teatrach operowych, a także pokazuje tam te zrealizowane u Polsce, weszły do europejskiego obiegu. Ma już znane nazwisko, czego dowodem niech będzie fakt, że w siedemnastoosobowym jury przyznającym nagrodę, "za nowatorstwo w sztuce teatru" nie było ani jednego Polaka, a kandydatów, którzy uzyskali co najmniej dwie nominacje ponad czterdziestu. Jest to więc niewątpliwy sukces reżysera, choć zdumiona byłam, że zamiast Kruma Aniołów w Ameryce pokazano
Oczyszczonych Sary Kane sprzed siedmiu lat. Wprawdzie wówczas nie byłam nim zachwycona, ale w Salonikach wielokrotnie słyszałam od krytyków z różnych krajów (zaproszono ich ponad czterystu), że był to najlepszy spektakl pokazywany w Salonikach. To prawda, reszta była znacznie, znacznie gorsza.
Nagrodzona choreografka, Sasha Waltz z Berlina, nie pojawiła się, pokazano tylko godzinny film z jej spektaklu. Białoruski Free Theatre wystąpił z monodramem Generacja Jeans i spektaklem Strefa ciszy, obydwa autorstwa i w reżyserii Nikołaja Kalezina, i obydwa niewiele miały wspólnego z dobrym teatrem, za to wiele z polityką. Na uroczystej gali pojawił się Aleksander Milinkiewicz, który rozwinął niebieską flagę ze złotymi gwiazdkami i napisem Białoruś. Występ licznego zespołu był polityczną manifestacją, poprawną politycznie.
Ciekawszą propozycję przywiozła, występująca pod nazwą Rimini Protokoll, trójka artystów: Helgard Haug, Stefan Kaegi i Daniel Wetzel, którzy są liderami i kreatorami kierunku w niemieckim teatrze zwanego "Reality trend". Spektakl Mnemopark z Bazylei pokazywał społeczność szwajcarskiej rolniczej osady, której życie zmienia się wraz z powstającym przemysłem i globalizacją. Na scenie stoją długie stoły, na których zainstalowana jest kolejka elektryczna, przejeżdżająca przez tunel, most, góry, łąki itp. Z tyłu duży ekran, na którym dzięki miniaturowej kamerze widać, jak pociąg pokonuje trasę. Piątka aktorów opowiada "swoje" historie, ale tak, że widać ich ręce, głowy, a także postacie na ekranie. Są oni postaciami realnymi oraz postaciami swoich wspomnień, które widać na ekranie. Dziecięca zabawka wprowadza dorosłych ludzi w kraj ich dzieciństwa, młodości; płaszczyzny realności bez przerwy się mieszają. Przedstawienie kunsztowne i precyzyjne, choć dość oczywiste w swej wymowie.
Laureat głównej nagrody, francuski reżyser i aktor, Patrice Chéreau, pracuje we Francji, Włoszech i Anglii. Do wybitnych należą jego inscenizacje oper Wagnera w Bayreuth, Berga, Mozarta (pokazano film z wyreżyserowanej przez niego opery Dom umarłych Janáčka), w teatrach europejskich wystawiał Koltesa, Ibsena, Marivaux, Marlowe'a, Bonda, Racine'a. Nakręcił wiele filmów, m.in. Hotel Francuski, Le Temps et la Chambre, Królowa Margot z Isabelle Adjani (nagroda jury w Cannes w 1994 roku). W Salonikach postanowił zanudzić publiczność dwa razy. Pierwszy spektakl polegał na czytaniu z kartki, momentami referowaniu, przez niego i aktorkę, opowiadania Marguerite Duras o człowieku uwolnionym z Dachau. Drugi był monodramem Chéreau, w którym artysta tak samo referował i czytał opowieść o człowieku pogrążonym w depresji.
Można powiedzieć, że otarłam się o wielki świat współczesnego teatru, ale powtarzałam za Stendhalem słynne zdanie Juliana Sorela: "To tylko tyle?".
Elżbieta Baniewicz
© by "Twórczość" 2008