[Tatry i poeci. Antologia wierszy. Wybrał i opracował Michał Jagiełło. Biblioteka Narodowa, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2007, ss. 540 + ilustracje.]
Otrzymaliśmy nową, ponad pięćsetstronicową antologię o Tatrach. Fakt, że autorem antologii Tatry i poeci jest Michał Jagiełło, nie zdziwi na pewno nikogo, komu postać Jagiełły jest znana. Zwłaszcza że to nie pierwsza tego rodzaju pozycja w jego bibliografii. Już w roku 1975 krakowskie Wydawnictwo Literackie opublikowało opracowany przez Jagiełłę album Tatry w poezji i sztuce polskiej, skromniejszy objętościowo, ale - podobnie jak wszystkie prawie książki tego autora - sygnalizujący jego trwałe związki z umiłowanymi Tatrami i taternictwem. Przypomnijmy: debiut książkowy Jagiełły to zbiór Sygnały z gór (1973): dzieje sześćdziesięciu lat działalności GOPR, w którego pracach Jagiełło nie tylko uczestniczył przez kilkanaście lat jako ratownik górski, lecz także w latach 1968-1974 był naczelnikiem tej placówki. W wydanej po raz pierwszy w roku 1979 innej książce, Wołanie w górach, później wznawianej i rozszerzanej, Jagiełło dał opis ponad dwustu akcji ratunkowych w Tatrach, w których sam brał udział. Dodajmy do tego wydany w "Iskrach" tryptyk literacki: trzy zbiory opowiadań o taternickiej tematyce: Trójkątna turnia (1996), Za granią grań (1998) oraz Jawnie i skrycie (2000). Wreszcie w roku 2007 wydał Jagiełło zbiór swoich wierszy Goryczka, słodyczka, czas opowieści, stanowiący rodzaj jego autobiografii poetyckiej. Pisałem o nim w jednym z tegorocznych numerów "Zeszytów Literackich" (nr 98). I w tej książce również tematyka taternicka i fascynacja Tatrami wysuwa się na czoło, choć terenem wspinaczek i wędrówek Jagiełły były również i inne szlaki wysokogórskie, by wspomnieć tylko Alpy Szwajcarskie i Julijskie, Kaukaz, Pamir, Góry Pontyjskie w Turcji.
Swoją nową antologię Tatry i poeci Jagiełło poprzedza ponad siedemdziesięciostronicowym wstępem, w którym wyczerpująco omawia dzieje zainteresowań polskich poetów Tatrami. Nie zdziwiłbym się, gdyby wśród czytelników książki, młodszych zwłaszcza, znaleźli się tacy, dla których zaskoczeniem będzie fakt, że nasze wspaniałe Tatry, przez ostanie półtora wieku z taką admiracją opiewane przez poetów, w ciągu trzech pierwszych stuleci formowania się i rozwoju polskiej literatury nie tylko nie były poetom znane, ale jeśli budziły jakieś ich reakcje, to raczej negatywne: budziły grozę, strach, a nie zachwyt. To samo dotyczyło - jak nam uświadamia Jagiełło - stosunku innych ludów do wysokich gór, nawet jeśli na ich szczytach właśnie umiejscowili siedziby swoich bóstw (Olimp i Parnas u Greków czy Synaj u Hebrajczyków). "Patrzono na szczyty zamykające horyzont z lękiem i niepewnością - pisze Jagiełło. - Jeśli sytuacja zmuszała do wtargnięcia w głąb gór, czy też przejścia przez grań, traktowano to jako zło konieczne. Żołnierze Aleksandra Wielkiego, Cyrusa, Hannibala i Cezara biorący udział w wielkich wyprawach wojennych, mimo że przekraczali góry Azji Mniejszej, Pireneje i Alpy, niewiele o nich wiedzieli. Względy wojskowe zmuszały czasem do uprawiania nawet pewnego rodzaju alpinizmu czy budowania zapór przeciwlawinowych, ale zajmowała się tym nieliczna grupa ludzi. Charakterystyczne, że w opisowym dziele Wergiliusza 'Laudes Italiae' nie ma ani słowa o górach [...] Liwiusz wprost wyznał, że Alpy budzą wstręt. Historycy wojen punickich napisali: de foeditate Alpium - o szkaradności Alp. Dla starożytnych dziki krajobraz górski był w wyraźnej opozycji do kanonów antycznego piękna".
Ten sam stosunek do urody górskiego pejzażu pojawia się jeszcze w XVII wieku u Winckelmana i w początkach wieku XIX u Hegla. Reasumując, Jagiełło uświadamia nam, że zmiana owej "niechętnej, nacechowanej rezerwą i obojętnością postawy wobec gór na pełną zainteresowania, a potem entuzjazmu wobec ich piękna odbywała się bardzo wolno". Wskazuje wprawdzie na zaczątki zachwytu pejzażem górskim u któregoś z malarzy włoskich końca XVI wieku oraz na pierwsze wzmianki o górskich wędrówkach u Dantego, Petrarki czy Leonarda da Vinci, jednakże za prawdziwy początek przełomu w spojrzeniu na piękno dzikiej przyrody w ogóle uważa dzieło Jana Jakuba Rousseau, który "stał się w tym ruchu postacią sztandarową, wyznaczając przyrodzie ważną funkcję w dziele duchowego i fizycznego kształtowania człowieka".
Tropiąc pierwsze wzmianki o Tatrach w literaturze polskiej, Jagiełło odnajduje je u Ślązaka Adama Schroetera, przez dłuższy czas przebywającego w Kieżmarku, na dworze Olbrachta Łaskiego, z tym że przed wejściem w życie współczesnej nazwy Tatry nazywano je przez dłuższy czas "Krępakiem", o którym wzmiankę znaleźć można również u Jana Kochanowskiego. Natomiast słowo "tatry" było początkowo używane jako rzeczownik pospolity, oznaczający w ogóle wysokie góry. Za profesorem Jackiem Kolbuszewskim Jagiełło przytacza fragment wierszowanego opisu wędrówki przez Bałkany pióra Macieja Stryjkowskiego (1547-1582), gdzie termin "tatry" tak właśnie był pojmowany. I choć wzmianki o Tatrach pojawiają się później u licznych polskich poetów wieku XVII (m.in. u Daniela Naborowskiego, obu Morsztynów, Wacława Potockiego, Samuela ze Skrzypny Twardowskiego), to za autora pierwszego wiersza w całości poświęconego Tatrom Jagiełło uznaje dopiero żyjącego w pierwszej połowie wieku XIX Stanisława Jaszowskiego (1803-1842) i fragmentem jego poematu Karpaty otwiera antologię.
Jagiełło w swoim wstępie nie precyzuje reguł układu wierszy antologii, ale nie trudno stwierdzić, że jest to układ według kolejności druku wchodzących do zbioru wierszy. Jaszowski dlatego jest pierwszy, że pierwodruk jego poematu miał miejsce już w roku 1821 w "Pamiętniku Galicyjskim", podczas gdy autor drugiego z kolei wiersza, Józef Przerwa-Tetmajer (1804-1880), ogłosił swój zamieszczony w antologii Jagiełły wiersz Przy Morskim Oku dopiero w zbiorze swych Poezji lirycznych w 1830 roku. (Słynny później m.in. jako piewca Tatr Kazimierz Przerwa-Tetmajer był bratankiem Józefa).
Przy lekturze antologii Jagiełły stwierdziłem, że wspomnianej reguły układu według chronologii pierwodruków wierszy autor nie zawsze przestrzega. Uderzyło mnie to szczególnie przy wierszach z okresu międzywojennego. I tak wiersz Tatry pióra mego przyjaciela i rówieśnika, poległego w powstaniu warszawskim Włodzimierza Pietrzaka (1913-1944), drukowany w jego zbiorze Prawo drapieżne (1936), jest umieszczony w antologii przed wierszami starszego od nas o pół pokolenia Juliana Przybosia (1901-1970), który nie tylko debiutował jako poeta o kilkanaście lat wcześniej od Pietrzaka, lecz także najwcześniejszy ze swoich zamieszczonych w antologii wierszy W góry zamieścił we wcześniej niż tom Pietrzaka ogłoszonym zbiorze W głąb las (1932). Takich zamąceń chronologii jest w książce więcej. Wspominam o tym, które w sposób szczególny unaocznia mi owo naruszenie historycznego porządku. Kiedy w wieku lat około dwudziestu wydaliśmy - moi przyjaciele Janek Kott i Włodzio Pietrzak wraz ze mną - nasz wspólny debiutancki tomik poetycki, Przyboś był nie tylko dojrzałym już poetą i autorem czterech zbiorów wierszy, zapewniających mu znaczny i zasłużony poetycki rozgłos i uznanie, był również kimś, kto budząc swymi awangardowymi wierszami zawzięte dyskusje i spory, przez wielu moich rówieśników uznawany był za mistrza i za niedościgły wzór poetyckiego nowatorstwa.
Inny rodzaj obiekcji, jakie się nasuwają przy lekturze antologii Jagiełły, dotyczy sprawy bardziej może zasadniczej niż naruszanie historycznego porządku. Dotyczy sensu wydania poetyckich antologii o określonym profilu tematycznym: poezja o górach, poezja o morzu, poezja miłosna itp. Poezja bowiem to - jak powszechnie wiadomo - zjawisko duchowe wymykające się tematycznym podziałom. Wielki poeta może napisać genialny wiersz na kanwie przeżycia nie dającego się przyporządkować żadnej określonej tematyce. I na odwrót - o wspaniałości i pięknie Tatr mierni poeci napisali mnóstwo miernych wierszydeł. Wniosek z tego dość oczywisty: im antologia wierszy o Tatrach selektywniejsza, tym więcej satysfakcji może dać miłośnikowi prawdziwej poezji, podczas gdy ożywiająca Michała Jagiełłę przemożna chęć, by w antologii zebrać możliwie wszystko, co poeci na temat Tatr napłodzili, daje w rezultacie księgę cenną poznawczo, ale budzącą niekiedy przy lekturze mieszane uczucia.
I pomimo niewątpliwych starań autora, by pokazać - również we wstępie do antologii - jak sposób pisania o Tatrach w miarę upływu czasu się zmieniał, odnoszę wrażenie, że np. przełom, jakiego w tej dziedzinie dokonał przede wszystkim Julian Przyboś, nie został przez Jagiełłę dostatecznie uwypuklony. Przyboś bowiem w swoim wierszu Z Tatr po raz pierwszy spojrzał na Tatry nie z perspektywy kontemplujących ich piękno poetów Młodej Polski, jak choćby Kasprowicz w swoim uroczym Krzaku dzikiej róży w Czarnych Smreczynach, lecz z perspektywy wspinającego się po górskiej ścianie alpinisty. I nie to jest w wierszu Przybosia Z Tatr najważniejsze, że dedykowany on jest "pamięci taterniczki, która zginęła na Zamarłej Turni". Znacznie ważniejszy niż ten akcent nekrologowy jest styl spojrzenia na góry: spojrzenia nie okiem kontemplującego je estety, lecz okiem zdobywającego górską ścianę wspinacza. I właśnie w wynikłej z takiego ujęcia dynamizacji stylu tkwi sedno nowatorskiej odkrywczości wiersza Przybosia, który pierwszy nie tylko przełamał kanony estetyczne poetów Młodej Polski, lecz także wkroczył poza strefę późniejszych, czasem pełnych nawet największego lirycznego uroku, spojrzeń na Tatry w wierszach pióra takich poetów lat międzywojennych, jak Kazimierz Wierzyński, Jarosław Iwaszkiewicz, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska czy Władysław Broniewski.
Oczywiście liryka awangardowa w stylu Przybosia miała w kręgu poetów wielu przeciwników, niekiedy zaciekle ją wykpiwających. Toteż szkoda mi nawet trochę, że Jagiełło w swoim tak obszernym zbiorze wierszy Tatrom poświęconych pominął okazję urozmaicenia swej antologii akcentem prześmiewczym, który wyszedł spod pióra luminarza polskiej satyry, Janusza Minkiewicza. Satyrycy w ogóle, ceniąc sobie nade wszystko szeroką poczytność i masową popularność, należeli z reguły do adwersarzy awangardowych eksperymentów i przodowali w ich wykpiwaniu. Chwyt, który w danym wypadku zastosował Janusz Minkiewicz, opierał się na groteskowej trawestacji wiersza Przybosia Słowo o Jeziorze Szczyrbskim. Wiersz ten, zamieszczony przez Jagiełłę w antologii, Minkiewicz poddał trawestacji dla zaakcentowania tego, co stanowiło koronny zarzut wszystkich przeciwników awangardowych eksperymentów w poezji: że piszą językiem niezrozumiałym dla ogółu polskich czytelników. By zaakcentować owo sławetne "niezrozumialstwo", Minkiewicz przytacza wprawdzie niemal bez zmian tekst wiersza Przybosia, ale zastępuje zarówno użytą w tytule, jak i tekście polską nazwę Jezioro Szczyrbskie jej wersją w języku naszych południowych sąsiadów: Strbskie Pleso. Celem tej igraszki jest następnie zaserwowanie czytelnikowi dwu strofek pióra Minkiewicza, napisanych w konwencjonalnym stylu liryki tradycyjnej i określonych żartobliwie jako tłumaczenie wiersza Przybosia na język Polski. "Takie były zabawy, spory w one lata" - mógłbym zacytować słowa narodowego wieszcza. A chodzi mi jedynie o rozszerzenie zasięgu skojarzeń i refleksji, których przebogatym źródłem jest antologia Jagiełły. Albowiem jej główną wartość widziałbym nie w tym, że autorowi udało się zebrać wszystko, co w poezji polskiej na temat Tatr napisano. Ważniejsze jest, że w zbiorze znalazły się - obok wierszy miernych - wszystkie najpiękniejsze, jakie na temat Tatr napisano, jak również i to, że antologia uświadamia nam swoisty paradoks, polegający na tym, że nasi najwięksi poeci, Mickiewicz i Słowacki, opiewali piękno gór obcych, a Tatr nigdy nie oglądali, Mickiewicz bowiem zasłynął jako autor Sonetów krymskich, a Słowacki zachwycał się urokami Alp w Szwajcarii. Natomiast perłę gór polskich, Tatry, los wyznaczył poetom romantycznym "drugiej gildii", Sewerynowi Goszczyńskiemu czy Wincentemu Polowi, którego Pieśni o ziemi naszej zawdzięczamy zresztą bardzo piękne i szeroko spopularyzowane strofy o Tatrach.
Inaczej było w epoce poromantycznej. I jeszcze nim czołowi bardowie Młodej Polski poświęcili Tatrom najświetniejsze strofy swoich wierszy, czyniąc z Tatr kultowy obiekt poetyckich wzlotów epoki, już poczesne miejsce wśród piewców naszych gór zajęli tacy poeci, jak Asnyk czy nawet skromny Michał Bałucki - dzięki swemu, spopularyzowanemu w pieśni, wierszowi Góralu, czy ci nie żal? A cóż dopiero powiedzieć o Franciszku Henryku Nowickim, Kazimierzu Tetmajerze, Orkanie, Kasprowiczu, Tadeuszu Micińskim, Jerzym Żuławskim czy Leopoldzie Staffie? Otworzyli poetycką epokę, w której Tatry jako obiekt opiewanego piękna zajęły miejsce naczelne. Stworzyli konwencję opiewania piękna Tatr, której niełatwo się było przeciwstawić, stąd zapewne tak wyraźnie odczuwana przez moje pokolenie pionierska rola Juliana Przybosia, i to nawet niezależnie od ogólniejszego stosunku do eksperymentów awangardy, który mógł być - myślę tu m.in. o sobie samym - w miarę krytyczny, co jednak nie wykluczało stwierdzenia zupełnie wyjątkowej roli, jaką odegrał Przyboś, przełamując młodopolską tradycję pisania o Tatrach.
Omawiając ciekawą i cenną antologię Michała Jagiełły jeszcze jedną zgłosiłbym do jej autora uwagę krytyczną. Skoro jego antologia nie jest, bo chyba by i nie mogła być, zbiorem samych poetyckich arcydzieł, skoro z założenia nie jest obliczona przede wszystkim na estetyczny zachwyt arcydziełami i - co za tym idzie - na pierwsze miejsce wysuwają się w niej walory poznawczo-informacyjne, nie bardzo rozumiem zastosowaną przez Jagiełłę metodę całkowitego oddzielenia tekstów drukowanych w zbiorze wierszy od informacji o ich autorach. To, że po te informacje czytelnik sięgnąć musi do działu not biograficznych, zamieszczonych na końcu księgi, nie wydaje mi się rozwiązaniem szczęśliwym. Czytelnik antologii, który natrafiając w niej - zwłaszcza w wypadku poetów mniej znanych - na tekst, przy którego lekturze chciałby mieć do dyspozycji elementarne informacje o jego autorze, musi po nie sięgać na drugi koniec książki. O ileż byłoby rozsądniej, gdyby noty o autorach znajdowały się obok ich tekstów.
Pomijając to zastrzeżenie, sądzę, ze Michałowi Jagielle należy się najwyższe uznania i wdzięczność za jego antologię, zwłaszcza ze strony miłośników Tatr. Już sama szansa przeglądu tego wszystkiego, co polscy poeci o Tatrach napisali, musi być dla nich wysoce satysfakcjonująca. Jednak problem, do którego w zakończeniu bym powrócił, to sprawa podstawowej dysproporcji, jaką odczuwam, rozmyślając nad tym, jak się mają w poezji szanse jej najwyższych wzlotów do wielkości wziętego na warsztat przez poetę tzw. wielkiego tematu. Podziwiam odwagę poetów, usiłujących oddać w wierszu coś tak trudno wyrażalnego, jak uroda Tatr. Nie dziwię się, że nieczęsto osiągają przy tym sukcesy. Dobrze natomiast rozumiem tych, co w obliczu tego wielkiego tematu uciekają się do form, które ów temat niejako pseudonimują. Sam zostałem kilka lat temu wysoce uhonorowany przez Małgorzatę Baranowską, która w swojej Księdze sonetów zamieściła mój młodzieńczy sonet Wędrówka. Jest to - jak piszę w tym wierszu, drukowanym 70 lat temu przez Kazimierza Wierzyńskiego w redagowanym przezeń wówczas dodatku literackim "Gazety Polskiej" - "wędrówka po drewnianych ścianach wiejskiego pokoju" z pobudzającymi swego czasu moją młodzieńczą wyobraźnię słojami i sękami:
Okrągłe czółna sęków w złotej głębi słoju
Kołyszą się i prują miękkie fale drzewne
- tak zaczynałem przed laty swój utwór, nie wspominając, że ta opiewana przeze mnie "piękna podróż po ścianach wiejskiego pokoju" miała miejsce w domu Józka i Hanusi Biedów w Bukowinie Tatrzańskiej i że to był dla mnie wtedy jedyny sposób wyrażenia nie wprost, ale pośrednio, mojej miłości do Tatr, których opisywać bezpośrednio bym się nie odważył. Powiem więcej: to właśnie w tej izbie, w bukowińskiej chacie Biedów, rozkwitło zauroczenie Tatrami mojego syna, który ambicje zdolnego młodego architekta też skoncentrował i jak gdyby wymienił na zauroczenie drewnianym budownictwem Podhala. W ten sposób oddaje swój hołd Tatrom, choć wierszy - z tego, co wiem - czytać raczej nie lubi. Antologię Jagiełły mu jednak sprezentuję, jako że - z drugiej strony - nic z tego, co Tatr dotyczy, nie jest mu obce.
Ryszard Matuszewski
© by "Twórczość" 2007
Spis treści "Twórczości" 11/2007