"Tygodnik Powszechny", Kraków, 7 października 2007
Dodatek z okazji Roku Karola Szymanowskiego
Kwartety
Karola Szymanowskiego (
1. Kwartet smyczkowy c-dur op. 37,
2. Kwartet smyczkowy op. 56) zawsze mnie fascynowały, chociaż mój kontakt z jego muzyką zaczął się od wielkich dzieł orkiestrowych. Byłem porażony Koncertami skrzypcowymi,
4. Symfonią. Ważne są też inne rzeczy - np. miejsca, które się odwiedza, wywołują pewien rodzaj emocji, w szczególny sposób zbliżają człowieka do kompozytora i jego dzieła. Takim miejscem dla mnie było Zakopane i Atma. Jako młody człowiek uczestniczyłem tam w koncertach i festiwalach, i to był kontakt z czymś, co można nazwać cieniem Szymanowskiego: wiszący frak, pusty pojemnik po perfumach w szafce za szkłem, spinki, ołówek, gumka - urządzenie pokoju tak zrobione, że ma się wrażenie, jakby on tylko na chwilę wyszedł. Wszystko to sprawiło, że poczułem bliskość z Szymanowskim w sposób niewytłumaczalny, pozamuzyczny. A ponieważ jest to polski kompozytor, przez bliskość z Zakopanem, Atmą, ten rodzaj patriotyzmu w muzyce u mnie również się pojawił.
Wracając do Kwartetów smyczkowych - te utwory miały szczególne znaczenie dla mnie jako dla kogoś, kto buduje zespół kameralny, brzmienie kwartetowe. W pracy nad barwą i - co jeszcze istotniejsze - w początkach właściwego doczytywania partytury, szukania proporcji między tym, co ważne, mniej ważne itd. Te Kwartety kosztowały nas wiele wysiłku, szczególnie pierwsza część z 1. kwartetu jest niezwykle trudna i dla mnie właściwie do dzisiaj nie do końca odgadniona. Wielowątkowość i polifoniczność, rozdzielanie motywów na wszystkie instrumenty zespołu sprawia, że młody człowiek w kontakcie z tą partyturą staje się bezradny. W muzyce, podobnie jak w rzeźbie, trzeba umieć odkuć to, co jest zbędne - tutaj trudne było przedarcie się przez partyturę i uczynienie z niej czegoś, co dla słuchacza byłoby przejrzyste.
W muzyce Weberna wielki kłopot sprawiało nam rozbicie tematu: tam oddanie każdemu instrumentowi po jednej nucie musi nastąpić tak, żeby wszystkie partie razem stanowiły doskonały mechanizm, inaczej ta muzyka nie ma sensu. I ten rodzaj webernowskiego oddania motywów poszczególnym instrumentom występuje również w Kwartetach Szymanowskiego. U Szymanowskiego motywy są dłuższe niż u Weberna, ale faktura jest tak gęsta, że aby wydobyć to, co najważniejsze, trzeba umieć pracować nad proporcjami: wycofać to, co jest zbędne, i wysunąć na pierwszy plan to, co jest ważne. Tu są potrzebne dziesiątki godzin obcowania z muzyką, by każdy z członków kwartetu znalazł się w swoim czasie i w swojej roli, by wszystkie partie razem zgrały się w muzyce, którą miał na myśli Szymanowski.
[Marek Moś jest skrzypkiem, dyrygentem i dyrektorem artystycznym orkiestry kameralnej AUKSO, założycielem i wieloletnim prymariuszem Kwartetu Śląskiego.]
Artykuł ten zamieszczamy na naszych stronach dzięki uprzejmości redakcji "Tygodnika Powszechnego", który opublikował go w "Dodatku z okazji Roku Karola Szymanowskiego"
(Kraków, 7 października 2007).