Rysując w Rodzinnej Europie wystylizowany literacko portret ks. Leopolda Chomskiego, prefekta przedwojennego Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie,
Czesław Miłosz, po dywagacjach mających wyjaśnić istotę wiążącego go z prefektem antagonizmu, zapisał wymowne zdanie:
"Jednak nie przeciąłem nigdy tej nici nieprzyjaznego braterstwa, jaka się między nami zadzierzgnęła"1. I też jest w dorobku pisarza dostatecznie dużo świadectw potwierdzających trwałość owych związków. Prócz przywołanego tu rozdziału Rodzinnej Europy, dość licznych wzmianek rozproszonych w innych pismach, mamy też dwa ważne utwory poetyckie: wiersz Do księdza Ch. z tomu Trzy zimy (1936) oraz Ksiądz Ch., po latach w zbiorze Nieobjęta ziemia (1984).
Ks. Leopold Chomski (1885-1982), w latach międzywojennych kanonik honorowy kapituły wileńskiej, wcześniej profesor Wileńskiego Seminarium Duchownego, kapłan głęboko zaangażowany w działalność Towarzystwa Miłośników Wilna, był niewątpliwie osobowością nader wyrazistą, a jako prefekt gimnazjalny w latach młodzieńczych Czesława Miłosza także postacią budzącą liczne kontrowersje zarówno wśród nauczycieli, jak i wychowanków gimnazjum męskiego im. Króla Zygmunta Augusta. Portret tak sugestywnie przedstawiony przez poetę w Rodzinnej Europie, wpisany w matrycę literackiego mitu, którego wzorzec zaczerpnięty został z powieści Tomasza Manna Czarodziejska góra, przedstawia nam bezwzględnego i fanatycznego kapłana, który z manichejską zajadłością tropi zło natury ludzkiej i widzialnego świata, który od wychowanków swych wymaga nieustannej czujności w dyscyplinie, bo tylko ona może chronić przed czyhającym zewsząd złem.
Niepozorne ciało - pisze Miłosz - poruszała zaciekła i zapiekła dusza. Dawały o niej znać bolesne bruzdy koło ust, twarde niebieskie spojrzenie jeżeli podnosiły się powieki, ciemny rumieniec hamowanej furii. Z zamiłowania był inkwizytorem. Odgadywał po drgnięciu mięśnia na twarzy, po przechyleniu głowy, błyskawicę zdrożnej refleksji. Przebywał w wymiarze, gdzie obowiązywała bezustanna czujność i napięcie, gdzie w każdej sekundzie trzeba odpierać ataki diabła.2
Tak wystylizowany portret, nałożony na wizerunek Leona Naphty, fanatycznego jezuity z powieści Manna, można by sądzić, że ostrość swą zawdzięcza głównie właściwej Miłoszowi pokusie wprowadzania świata i siebie na ścieżkę mitologiczną. I tak istotnie było, ale nie tylko. Świadectwa współczesnych, którzy byli wychowawcami i uczniami wileńskiego gimnazjum w latach dwudziestych i trzydziestych minionego wieku, zasadność takiego portretowania prefekta nie tylko że potwierdzają, ale i jeszcze przydają mu dodatkowych barw.
Dyrektor gimnazjum we wczesnych latach dwudziestych, Zygmunt Fedorowicz, pisał:
X. Chomski był z usposobienia człowiekiem oschłym, wymagającym i bezwzględnym. Uczniowie nie lubili go i bali się. Zdarzały się między Prefektem a uczniami konflikty, niekiedy o przebiegu nawet dramatycznym. Jeden ze starszych uczniów [...] dokonał na skutek takiego dramatycznego spięcia z Prefektem próby zamachu samobójczego, na szczęście bez tragicznego wyniku.3
Podobne świadectwo daje Czesław Zgorzelski:
Surowy rygorysta, wiele wymagający od siebie i od innych, traktował nas, młodych i rozbrykanych, a swobodnie myślących chłopców, z całą powagą, a nieraz i wzburzoną gwałtownością nieustępliwego moralisty. Strzegł naszych sumień i myśli z wyolbrzymioną chyba świadomością pokus, na jakie narażona bywa niefrasobliwa młodość. Wszystkich, zarówno nas, uczniów, jak i nauczycieli, traktował ze zdwojonym poczuciem całej grozy odpowiedzialności, jaką ponosi za naszą czystość wewnętrzną i prawość w postępowaniu. W tej postawie brakowało mu chyba poczucia humoru, a myśl o niebezpieczeństwie czyhającego w pobliżu szatana utrudniała zapewne odwołanie się do wyrozumiałości...4
Zdzisław Antoni Siemaszko dodaje, że ks. Chomski "mimo swoich dobrych chęci, łamał charaktery i demoralizował młodzież", niejaką wyrozumiałość zachowując jedynie dla członków Sodalicji Mariańskiej.
5 W pamięci wychowanków zapisały się też takie inicjatywy prefekta, jak przesunięcie o 15 minut godzin zajęć uczennic gimnazjum żeńskiego im. A. Czartoryskiego (po wprowadzeniu się do budynku gimnazjum męskiego), by uniemożliwić wzajemne spotkania na szkolnych korytarzach, jak osłonięcie specjalnymi zasłonami zewnętrznymi okien od strony boiska, na którym zajęcia fizyczne miały uczennice, aż po ową - wspomnianą wyżej - próbę samobójczą jednego z uczniów. To ostatnie wydarzenie zdecydowało o odwołaniu ks. Chomskiego z funkcji prefekta gimnazjalnego; przeniesiony on został przez arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego na probostwo do Dąbrowy, a potem od 1936 roku ponownie do Wilna jako proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia na Zwierzyńcu.
Tak więc, jeśli powieściowy adwersarz Naphty, Settembrini, mówił o jezuicie, iż jest on princeps scholasticorum (najlepszy spośród nauczycieli), to zapewne nie dałoby się tego powiedzieć o ks. Chomskim. Raczej pasowałoby do niego inne określenie, też pochodzące z ust Settembriniego: "Formą jego jest logika, lecz istotą zamęt".
Konflikt
Czesława Miłosza-ucznia z prefektem gimnazjalnym zasadzał się właśnie na buncie przeciw prezentowanej i bezwzględnie egzekwowanej przez księdza f o r m i e, w której wyrażała się jego logika teologii. Prefekt, hołdując ponurej wizji zła natury ludzkiej, zdawał się - jak sugeruje Miłosz - nie wierzyć w działanie Łaski, jedyny ratunek upatrując w zewnętrznych dowodach cnoty, to jest w dyscyplinie uczestnictwa w obrzędach, które były dlań widomą tarczą, od której odbijać się miały uderzenia zła. Miłosz, zafascynowany wówczas światem przyrodniczym i z tego względu uznający siebie za bardziej wtajemniczonego od innych, gotów był wprawdzie przyjąć tezę o skażeniu natury ludzkiej i konieczności poszukiwania jakiejś anty-natury, ale też w imię własnego wybujałego indywidualizmu separował się od wszelkich treningów uczestnictwa w rytuałach zbiorowości. Te miał w pogardzie. I na tym tle musiało dochodzić do dramatycznych starć z nadto wymagającym prefektem.
Ale Miłosz też, jak wiadomo, nadał po latach temu starciu się nauczyciela i ucznia wymiar znacznie głębszy, bo dotykający zasadniczych dylematów myślenia religijnego, stąd i owo "nieprzyjazne braterstwo", jakie na lata połączyło go z ks. Chomskim. Wpisując jego portret w ramy powieści Tomasza Manna, sam staje się lustrzanym odbiciem portretowanego na sposób literacki prefekta. Ksiądz zwrócony przeciw rzeczywistości, przeciw światu, który nosi w sobie skazę i jest siedzibą odwiecznego wroga, szatana, miał w swoim młodym adwersarzu i pokrewnego sobie ucznia.
By jednak literackiemu mitowi autokreacji stało się zadość, Miłosz, podobnie jak młody bohater powieści Manna, ma i drugiego nauczyciela, profesora łaciny Rożka, w którego portret wpisuje rysy adwersarza Naphty, Settembriniego. A poprzez to obrazowe przeciwstawienie rysuje własne rozdarcie, dając w tym podwójnym portrecie autocharakterystykę właściwego sobie dualizmu, z którego na dobrą sprawę nie ma wyjścia.
6O tak rysującym się rozdarciu duchowym, tu wykreowanym wedle literackiego mitu, dobitniej świadczy wiersz Miłosza Do księdza Ch. zamykający tom Trzy zimy. W rozmowach z Renatą Gorczyńską Miłosz mówi, że wiersz ten powstał wiosną 1934 roku (przed wyjazdem do Paryża) równolegle z dwoma innymi wierszami: Pieśń i Dialog.
7 I można by dwa te wiersze potraktować jako rodzaj przygotowania do wygłoszenia ostatecznej konkluzji, jaką będzie list poetycki (taką formę gatunkową ma wiersz Do księdza Ch.) skierowany do dawnego prefekta. Obydwa wiersze oparte są na dialogu, na sporze między sprzecznymi racjami stawiającymi człowieka w sytuacji wyboru; racje te są równoważne i wiersze nie zawierają konkluzji, autorskiego opowiedzenia się po jednej czy drugiej stronie. Rozstrzygnięcie przynosi dopiero wiersz trzeci, zamykający cały zbiór.
Pierwszy wiersz (Pieśń) obrazuje rozdarcie między tym, co jednostkowe (Anna), a tym, co powszechne (Chór), między trwogą skazanego na nietrwałość pojedynczego bytu, który daremnie szuka w sobie czegoś niezniszczalnego (
"O, gdyby we mnie było choć jedno ziarno bez rdzy, / choć jedno ziarno, które by przetrwało..."), a urodą powszechnego bytowania w niezmiennym rytmie powolnych przemian kosmicznego czasu. Jest ten wiersz poetycką wizją dwoistości bytu, który to, co rzeczywiste (boskie), przesłania kuszącymi obrazami urody materialnego świata.
Wiersz drugi (Dialog) obrazuje spór między pychą młodości i artystostwa (uczeń) a przekazywaną przez Przewodnika (nauczyciel) wiedzą o znikomości wszystkiego, co jest z tego świata. Głos ucznia jest ekstatyczny (
"Tylko suchego w skroniach szelestu / krwi mojej słucham. / Oto pieśń wieczna, dopóki jestem / światłem i ruchem!"), głos Przewodnika spokojny i wyważony, bo wypełnia go wiedza o nieuchronnej przyszłości, jaka jest wpisana w naturę świata. Uczeń żyje świadomością "tu i teraz", w słowa nauczyciela wpisana jest świadomość przyszłości, gdzie w świetle boskim wszystko zamienia się w proch.
Ten przyszłościowy adres wyznaczy też sensy trzeciego wiersza, rozrachunkowego listu pisanego do dawnego prefekta. Jest to rozrachunek zarówno z wizjami, jakimi uczniów swych karmił fanatyczny ("mściwy" - napisze Miłosz) katecheta, pogardą i nienawiścią chłoszczący wszystko, co z tego świata, jak i rozrachunek lirycznego "ja" z samym sobą, dawnym i teraźniejszym. Podwójny rozrachunek, który ma w sobie pozory pojednania, uznania racji dawnego nauczyciela. Ale osobliwa to wizja i dwuznaczne (przynajmniej) zamknięcie sporu.
Rysowany w wierszu portret układa
Miłosz z elementów wyobrażeniowych, które mają dowieść pełnej zgodności rysunku psychologicznego (mściwy, pogardliwy, nienawidzący itp.) z postacią fizyczną, stąd operując ujęciami fragmentarycznymi (
"włos...spływa siwym strąkiem",
"kark przecięty blizną",
"wzrok fanatyczny",
"pogardliwy grymas ust"), ubiera tę postać w "starą sutannę" i umieszcza przy ołtarzu w "wiejskim, dusznym kościele". To wyraźne wprowadzenie obrazu prefekta na ścieżkę mitologiczną, której wyrazistość dodatkowo wzmacniają wizualizacje biblijne ("nieme chóry", "dawidowa proca", "sen rajskiego drzewa" itd.) oraz stylizacja naśladująca język tekstów profetycznych o podłożu religijnym. Taki portret ks. Chomskiego niewiele ma wspólnego z jego rzeczywistym ówczesnym odpowiednikiem.
We wspomnieniach współczesnych z tamtego czasu postać księdza zawsze jawi się jako obraz człowieka dbającego nawet z pewną przesadą o elegancką powierzchowność, krótko ostrzyżonego itd., co potwierdzają też zdjęcia umieszczone w cytowanym tu już tomie wspomnień wychowawców i wychowanków wileńskiego gimnazjum. Stanisław Rolicz, jeden z uczniów gimnazjalnych prefekta, taką nakreślił jego sylwetkę w swoich nie wydanych dotąd wspomnieniach: "Zawsze elegancki i wytworny w czerni sutanny, w meloniku, w futrze, w pięknych rękawiczkach i idealnie wyczyszczonych bucikach. Uważałem go za arbiter elegantiarum wśród duchownych. Widać było wyraźnie, że dbał o swoją sylwetkę".
9Nie chodzi tu oczywiście o małostkowe tropienie szczelin między wizją poetycką a jej realną inspiracją, wszak w wierszu Miłosza prefektowi wyznaczono inną rolę, rolę mściwego p r o r o k a, którego wizja zagłady zyskuje w katastroficznym adresie poetyckim kształt spełnienia, a której zasadność i prawomocność gotów jest uznać dawny uczeń. Przyznaje on, że sam po latach też
"poznał nicość form powabnych", zrozumiał, iż zmysłowa uroda materialnego świata jest tylko zasłoną, za którą kryje się to, co prawdziwie rzeczywiste, że wszystko pochłonie przypływ
"morza nicości", że wszystko zostanie nam odebrane. Z pozoru więc przystaje do zakonu prefekta (
"i otośmy już obaj z jednego zakonu"), ale tylko z pozoru, bo jednocześnie wprowadza akcent swoistej, powiedzmy tak, kosmicznej empatii, która uznaje, że to cała natura wraz z człowiekiem ujawnia nieustannie swoje pragnienie zbawienia:
Dojrzałem, moje ciało jest czułą kołyską
dla mocy, w których płaczu zawiera się wszystko,
leżą w pięknym posłaniu i miłość i głód.
Wersy te inspirowane są "Listem św. Pawła do Rzymian" (8, 18-25): "cała Natura boleje i jęczy i czeka na zbawienie...". I chociaż - jak czytamy w wierszu -
"z szczęścia ludzi kamień na kamieniu / nie zostanie", to w chwili zagłady
"chrzest odbiorą ostatni poganie", czyli - odwołując się znów do wskazanego listu św. Pawła - "że i samo stworzenie będzie wyzwolone z niewoli skażenia".
Tak więc sugerowane pojednanie z prefektem jest tylko pozorne; poetycka teologia Miłosza inne rysuje rozwiązanie. Zamiast potępienia, mimo wszystko zbawienie. Na marginesie zaś uzupełnijmy: poetycki obraz prefekta-mściwego proroka, jego fizyczny portret przetworzony na użytek poetyckiego mitu w wierszu z 1934 roku, niewiele mający wspólnego z rzeczywistością, na mocy poetyckiego wtajemniczenia otrzyma dramatyczną realność w latach późniejszych, gdy biografia ks. Leopolda Chomskiego zyska wymiar heroiczny.
Ks. Chomski nie opuścił Wileńszczyzny i swoich parafian, pozostawał w Wilnie do roku 1949, potem, wyrzucony przez władzę radziecką z miasta, tułał się po okolicznych wsiach, by wreszcie osiąść na plebanii w Białej Wace (Vaidotai) pod Wilnem, gdzie ciężko pobity przez tzw. nieznanych sprawców zmarł 25 grudnia 1982 roku. "Obok ks. Józefa Obrębskiego z Mejszagoły - wspomina ks. Felicjan Paluszkiewicz - [był to] największy autorytet wśród księży polskich na Wileńszczyźnie. Był jedynym duchownym na radzieckiej Litwie, który poza kościołem chodził w sutannie".
9 A cytowany już tu Stanisław Rolicz kreśli taki portret:
Widziałem się z nim jeden raz po wojnie... Patrząc na jego sylwetkę i rozmawiając z nim myślałem: gdzie się podział ten dumny jego szyk i elegancja? Nie nosił już melonika, rękawiczek, futra, wytwornych butów i szeleszczącej sutanny. Obecnie była ona stara, wyświechtana i poszarzała od starości. Miał na sobie kusy "kurzawiec", a na głowie wymiętoszoną cyklistówkę "myckę", a na nogach połatane obuwie.
Tak, dopiero ten portret odpowiada fizycznie wizji Miłosza z 1934 roku.
Miłosz dotknął tu rzeczywistości, tyle że tej, która miała dopiero nadejść.
Takim dotknięciem rzeczywistości jest też początek drugiego wiersza, pisanego po kilkudziesięciu latach na wiadomość o śmierci ks. Chomskiego, wiersza Ksiądz Ch., po latach z tomu Nieobjęta ziemia.
Ksiądz Chomski, proboszcz parafii Vaidotai,
Umarł mając lat dziewięćdziesiąt siedem, do końca z troską
O nich, odtąd już samych, bo nie będzie po nim nikogo.
[...]
Z obu stron podtrzymywali jego ręce
Kiedy nad ołtarz podnosił hostię i wino.
Był pobity przez nasłanych zbirów Imperium
Ponieważ światu nie chciał się pokłonić.
Tak istotnie było. Ale to dotknięcie rzeczywistości zarejestrowane suchym, informacyjnym tokiem języka niemal natychmiast wprowadza Miłosza na obszar, gdzie obowiązuje język aluzji, symboli, tajemnych obrazów sugerujących wtajemniczenie w wiedzę oferowaną nielicznym, czyli na ścieżkę dobrze znaną czytelnikom Miłosza podejmującego próby teologii poetyckiej. Jest ten wiersz, podobnie jak miało to miejsce w wierszu przedwojennym, przede wszystkim rozrachunkiem poety z samym sobą. Postać ks. Chomskiego, jego heroizm są dla Miłosza jakby lustrem, w którym sam chce się przejrzeć i niejako przed dawnym nauczycielem... usprawiedliwić. Gdy mówi o Chomskim, dotyka rzeczywistości konkretnego losu, gdy mówi o swych rozterkach, narzuca im kostium mitologiczny. Heroizm byłego prefekta, jego niezłomne trwanie przy hierarchicznym obrazie świata, którego nic nie jest w stanie naruszyć, nawet najpotężniejsze moce Imperium, stanowi ogromne wyzwanie, wymusza oszczędność tonu i stylistyczną powściągliwość, a sam prefekt staje się milczącym spowiednikiem, przed którym można i należy wyznać własne słabości. I Miłosz to czyni.
Nie byłem człowiek duchowy ale wciałowzięty,
Wezwany żeby odprawiać dionizyjskie tańce.
I nieposłuszny, ciekawy, na stopniu, którymś, do piekła,
Łatwy do przywabienia najnowszą ideą.
Słyszący naokoło: doświadczaj, poznawaj,
Ośmielaj się, bądź wolny od winy i grzechu.
A wszystko chciałem poznać i wszystko zrozumieć
I pobłażliwa dla mnie była ciemność.
Więc czy trudziłem się przeciwko światu
Czy nie wiedząc o tym byłem z nim i jego?
I pomagałem Władcy deptać żelazną stopą
Ziemię, która na lepszy los nie zasłużyła?
Kreśli autocharakterystykę, w której zbiera po raz nie wiadomo już który wszystkie charakterystyczne argumenty odsłaniające, a może raczej o s ł a n i a j ą c e jego poczucie rozdarcia duchowego. Ta autocharakterystyka wspiera się na dominacji czynnika zmysłowego, zachłanności poznawczej, wierze w wyjątkowość każdego pojedynczego istnienia i niezgodzie na jego unicestwienie, na buncie przeciw cielesno-duchowemu dualizmowi. W tym buncie wszak Miłosz upatrywał szansę na odzyskanie obrazu boskiej jedności przeciwieństw. I teraz powtarza to wszystko raz jeszcze, wikłając swój czas historyczny, własne słabości i obawy w perspektywę mitu teologicznego, gdzie symbole i znaki biblijne tłumaczą też (tłumaczyć mają) to, co aktualne, przypisane teraźniejszości. Znamienna z tego punktu widzenia jest chociażby gra znaczeń przywołanego pojęcia "Imperium", które odnosi się zarówno do przestrzennej lokalizacji powojennych losów ks. Chomskiego, jak i do wizji biblijnej Rzymu; pojęcie, które wchłania domenę oddaną we władanie Księciu Tego Świata i aluzje do Apokalipsy św. Jana (Smok Wszechświata, Wielki Egipt itp.).
[...] wtedy smok wszechświata, wielki Egipt nieubłaganych galaktycznych obrotów, nie miał nade mną władzy, bo prowadził mnie i chronił Eros, a cokolwiek robiłem olbrzymiało i było tu, nie gdzie indziej, przede mną.
[...]
Bo nie umiem siebie wyobrazić pośród uczniów Jezusa
Kiedy wędrowali po Azji Mniejszej od miasta do miasta
A słowa ich gotowały upadek Imperium.
Pisze więc
Miłosz jakby kolejny list do milczącego już adresata (prefekta), zbierając argumenty na swoją obronę, bo w zestawieniu z heroizmem dawnego nauczyciela los poety może wydać się mało bohaterski. W pytaniu:
"A ja, czy nie pokłoniłem się?" kryje się wyraźny lęk i dlatego zaraz niejako usprawiedliwiająco dodaje:
"Wielki Duch Niebytu, Książę Tego Świata ma swoje sposoby".
Ale i tu nie uwalnia się Miłosz od tego, co mu najbardziej właściwe, od nieustannej gry. Przypomnijmy:
"Wojny z Chomikiem - pisał w Rodzinnej Europie -
wzmacniały moją wrodzoną skrytość, przekorę i pociąg do postaw sztucznych, albo przybieranych dla samooszukaństwa, albo dla wyrafinowanej gry."10 Teraz więc w wierszu "pomniejsza" siebie, błyska fałszywie oczami, bo wszak jako człowiek jest tylko "wciałowzięty", ale i zarazem wywyższa, bo orężem jego jest sztuka (
"Byłem homo faber, sprawca, tworzyciel, fabricator, budownik"), rzemieślnicza zręczność. Jednakże już sam fakt nagromadzenia w jednym wersie aż pięciu określeń swego powołania zdaje się sygnalizować poczucie niepewności, jakby przez nadmiar słów, ich swoistą perswazyjność zagłuszyć chciał czający się na dnie wyrzut sumienia. Jest to jakby dalekie przypomnienie, zniekształcone echo słów Przewodnika z przedwojennego, cytowanego tu już wiersza Dialog:
Aż to, co było przez lata złączone
rozpadnie się i w ciemną, mglistą stronę
odejdziesz, miły. [...]
Tam w świata głuchych, wystygłych pałacach,
donikąd wrócić nie będziesz się starał,
wiedząc, że słuszna nastąpiła kara
za młodość bujną, sztukę wiarołomną...
Echo, które powraca po dziesięcioleciach i osłabia nadzieję, że sztuka oddali zwycięstwo nicości.
Janusz Kryszak © by "Twórczość" 2007 | |
Przypisy:
1. Cz. Miłosz: "Rodzinna Europa", IL, Paryż 1986, s. 76
2. Tamże, s. 63
3. Z. Fedorowicz: "Dzieciństwo i młodość w Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie", [w:] "Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie. Wspomnienia wychowawców i wychowanków". Red. L.J. Malinowski. Bydgoszcz 1999, s. 37
4. Cz. Zgorzelski: "W strefie Wielkiej i Małej Pohulanki", tamże, s. 74
. Z.A. Siemaszko: "Sodalicja Mariańska w GZA", tamże, s. 238
6. Zob. B. Grodzki: "Tradycja i transgresja. Od dyskursu do autokreacji w eseistyce i 'formach pojemnych' Cz. Miłosza", UMCS Lublin 2002, s. 123-128
7. R. Gorczyńska: "Podróżny świata", Kraków 2002, s. 24
8. S. Rolicz: "W pogoni za muzami", rękopis w Bibliotece Uniwersyteckiej UMK w Toruniu. Za wskazanie tego tekstu i jego udostępnienie dziękuję kustoszowi zbiorów specjalnych BU UMK panu Janowi Kotłowskiemu.
9. Informacja uzyskana od ks. F. Paluszkiewicza dzięki pośrednictwu ks. K. Dorosza SJ w Toruniu.
10. Cz. Miłosz: "Rodzinna Europa", s. 76