Gustaw Herling-Grudziński tak o niej pisał w roku 1956, recenzując debiut Marka Hłaski Pierwszy krok w chmurach: "Czytałem to opowiadanie dwukrotnie, za każdym razem ze ściśniętym sercem, i nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że oprócz czysto realistycznego ma ono jeszcze inne, znacznie głębsze dno".
Z całą pewnością "ma ono jeszcze inne, znacznie głębsze dno", i zgruntowanie owego dna jest moim celem.
Oto w największym skrócie fabuła Pętli:
Nałogowy alkoholik jest gotów poddać się leczeniu w przychodni antyalkoholowej, co robi na usilne prośby kobiety, która go kocha i w imię tej miłości podejmuje się beznadziejnego, jak się okaże, zadania. Mają iść razem do przychodni o godzinie szóstej. Dzień bohatera zaczął się o ósmej rano, jego zadanie, już tylko jego, nie ich wspólne, sprowadza się do pozostania w domu aż do przyjścia Krystyny. Nie wolno mu wziąć do ust kropli wódki, ponieważ uniemożliwiłoby to zażycie tzw. antabusu. W tym czasie odbiera sześć telefonów od kolegów, znajomych, którzy sami mają się za jego przyjaciół. Wszyscy gratulują mu decyzji poddania się leczeniu. Natarczywy dźwięk telefonu nieomal rani mu mózg. Alkoholik nie wytrzymuje. Wychodzi z domu. Upija się. Wdaje się w awanturę. Leżąc w rynsztoku, przechodzi przez męki delirium tremens. Pijany i zmaltretowany, wraca nocą do domu, gdzie przed drzwiami czeka nań Krystyna. Myje go i kładzie do łóżka, nie może zostać z nim czy przy nim, ponieważ jej matka jest chora, musi wrócić do swojego mieszkania, lecz obiecuje przyjść o ósmej rano. Prosi, by nikomu nie otwierał. Ona zadzwoni rano trzy razy. Po płytkim i krótkim śnie alkoholik odszukuje butelkę wódki, część wypija, a część rozlewa na podłogę i w kałuży dostrzega twarz Krystyny. Wyznaje jej swoją szczerą i gorącą nienawiść. Monolog (rozrachunek z życiem) trwa do rana. Gdy zegar na wieży kościelnej wybije godzinę ósmą i u drzwi rozlegnie się dzwonek, bohater opowieści pewien, że to kolejny telefon od "dobrych ludzi", wyrywa kabel telefoniczny, zawiązuje na nim pętlę i wiesza się w przedpokoju na rurze gazowej. Następuje to pod koniec szóstego rozdziału.
[...]
Gdyby Pętla byłą jedynie opisem jednego dnia z życia alkoholika w ponurym i odpychającym mieście, który nie dotrzymał słowa danego kochanej kobiecie, wybierając świadomie samozatratę, można by Hłasce postawić zarzut, że jego utwór nie jest w pełni oryginalny. Sam Hłasko, nigdzie nie wspomina, aby kiedykolwiek oglądał film Stracony weekend, choć chętnie i często żongluje tytułami dziesiątków filmów, które wchodziły na ekrany polskich kin w latach jego wczesnej, warszawskiej i wrocławskiej młodości, a przecież był namiętnym kinomanem. Rodzi to podejrzenie, że pisarz chciał zatrzeć nazbyt wyraźne ślady prowadzące od jego Pętli do filmu Billy Wildera The Lost Weekend.
Amerykański film kończy się happy endem: tego wymagał kodeks hollywoodzki. Hłasko (a w ślad za nim reżyser Wojciech Has) wybrał zakończenie tragiczne i waga tej decyzji osłabia wszelkie zależności i podobieństwa.
Pętla jest opowiadaniem enigmatycznym. Enigmatyczny jest również film. To jego pancerz ochronny i jego tajemnica. Za tym, co widoczne - w prozie i na ekranie - jest jeszcze coś innego: za opowiadaniem jawnym jest opowiadanie ukryte, to samo z filmem. Oglądając film, uczestniczymy w swego rodzaju podwójnej projekcji. Ten drugi film wyświetla się nie na ekranie, lecz w nas. I dzieje się coś jeszcze: oglądając film, czytamy, jakby z pamięci, opowiadanie Hłaski. Podobne sprzężenie zwrotne następuje podczas lektury opowiadania: ani na moment nie schodzi nam z pola widzenia Gustaw Holoubek w roli Kuby. Z wyczuwalną w nim człowieczą rangą, nie opuszczającą go nawet w rynsztoku.
Jego nie ima się brud, albowiem on jest obok, odległość pomiędzy Kubą a ludźmi, Kubą a światem od pierwszego zdania: "Obudził się o ósmej rano" po zdanie ostatnie: "Wtedy przysłonił oczy i z całej siły odepchnął krzesło nogami" i od pierwszego kadru filmu, na którym widoczny jest telefon, po kadr ostatni, na którym również widoczny jest telefon, symbol łączności ze światem obcym i obojętnym - owa odległość nieustannie się powiększa. Jednocześnie zmniejsza się dystans między życiem Kuby i jego śmiercią.
Bohater rozumie racje Krystyny, która stara się go zatrzymać po stronie życia, nie są one dla niego niezrozumiałe, lecz niewystarczające. Mógłby powiedzieć za innym outsiderem, Antoinem Roquentinem, bohaterem Mdłości Jean-Paula Sartre'a:
"Ja to wszystko wiem, ale chodzi jeszcze o coś innego. Niby nic takiego. Nie mogę już jednak wytłumaczyć tego, co widzę. Nikomu. I proszę: powoli zanurzam się w głębinę, w strach."
Czytając Pętlę, czujemy, że jej bohater chce nam przekazać swoją najgłębiej skrywaną prawdę. Jaką? Być może taką: pije "na umór", aby zabić w sobie świadomość, że żyje, mimo iż odebrano mu przyrodzone prawo do wolności.
"Chodzi jeszcze o coś innego"! Rozpatrując przypadek Kuby (Kowalskiego?), należy mieć wzgląd na to enigmatyczne zastrzeżenie francuskiego outsidera, który pewnego dnia doznał gwałtownego ataku m d ł o ś c i wskutek równie gwałtownego ataku o b r z y d z e n i a.
A jednak: mdłości i obrzydzenie - to dla Kuby o wiele za mało. Outsider może żyć w stanie całkowitego znieczulenia serca bądź wyłączenia mózgu niczym światła za przekręceniem kontaktu; może ten stan osiągać dzięki alkoholowi; może równie dobrze wyznaczyć sobie dzień i godzinę własnej śmierci. Kuba wybiera śmierć samobójczą i jest to jego wybór całkowicie samodzielny, nikt nie ma prawa reżyserować, czyli "ustawiać" jego śmierci, tak jak usiłowano, w jakiejś części skutecznie, "ustawiać" jego życie.
Feliks Netz © by "Twórczość" 2007 | |