Nawet... niezłe - chciałoby się dodać do tytułu nowego zbioru wierszy Justyny Radczyńskiej. Zanim redaktorka serwisu nieszuflada.pl i współautorka portalu literackie.pl zadebiutowała w 2005 roku tomikiem Podmiana Joli Grosz, jej twórczość ograniczała się do przestrzeni internetowej. Po późnym, dobrym i dojrzałym debiucie przyszła kolej na dobry i dojrzały drugi tomik. Autorka nie zaskakuje, konsekwentnie realizując wypracowany model, który w skrócie zdefiniować można jako neolingwizm wymieszany z poetyką codzienności. A jednak warto sięgnąć po zbiór nowych wierszy Radczyńskiej i - jak obiecuje na okładce
Jacek Dehnel - "liczyć na nieprzypadkowe, zaiste, wygrane".
Po drodze znaleźć można po trochu wszystkiego: mewę śmieszkę (Larus ridibundus) i rozellę królewską (Platycerus elegans), rozmaite wyczyńce (Alopecurus pratesis) i płaszczki plamiste (Potamotrygon motoro), kolcowoje (Lycium barbarum) i Harleye Davidsony, nity i nitonakrętki. A także
"nabrany plankton", który
"nie zna dnia ani gadziny",
"bałwany na biegunach" i
"dziewczyny w jebansach". Radczyńska z wdziękiem łapie świat za słowa. Dla wielbicieli poezji lingwistycznej jej liryki mogą stanowić atrakcyjny punkt odniesienia. Jej gry słowne nie służą czystej zabawie, są przemyślane, wnoszą coś nowego, świadomie drążąc grunt języka, ciągnąc słowa za sensy i znajdując aż nadmierną ilość punktów zaczepienia. Wielość perspektyw i niepewność istnienia ostatecznego znaczenia prowadzą do powstania wizji rzeczywistości ogólnie migotliwej, falującej, w której nic nie jest już oczywiste i której brak pewnego punktu oparcia. Życie tu
"troi się od błędów", stawiając "poważne" pytania (
"Czy lęgowe rozelle królewskie, które już gniazdowały / mogą być bezpłodne z powodu otyłości?"), a mottem, "pewną myślą", może stać się:
"In Tartiflette We Trust".
Kontrast stanowi dosyć spójna i - mam wrażenie - dokładnie przemyślana budowa tomiku, który staje się pewnego rodzaju wycieczką, rejsem w towarzystwie nawigatora, pojawiającego się w większości utworów, a na koniec pakującego manatki i stwierdzającego:
"zagraj ze mną w pożegnanie / pionki są moje, twoje - poziomki". Nawigator - postać realna lub nie, ale w kompozycji tego tomiku z pewnością niezbędna - troszczy się o rozładowywanie atmosfery, gdy staje się ona zbyt metafizyczna i zawiła, lub też demonstruje ostentacyjny brak zrozumienia, uparcie jeżdżąc szabatową windą. Wraz z nim poetka zwiedza Jerozolimę (w mieście świata) i opływa Patmos (Patmosfera nad Metapontis), jednocześnie jednak dryfuje po zwyczajnych-niezwyczajnych wydarzeniach, takich jak nienaumyślne uśmiercenie czerwonej rybki sąsiadów (historia martwej rybki) czy własne urodziny. Nawigator jest zawsze przygotowany do wygłoszenia lakonicznego i trafnego komentarza, na przykład:
"bo ty i twoja siostra / jesteście słabe z życia". Ponadto interesuje się pochodzeniem rozbłysków gamma, a w zanadrzu ma jednoosobowego Harleya i wino z Billi.
Jak widać, utwory zawarte w nawet mają w większości narracyjny charakter. Zazwyczaj skupiają się na niewielkim wydarzeniu, wycinku rzeczywistości, który staje się punktem wyjścia dla ogólniejszych refleksji, tak jak we wspomnianym wierszu Patmosfera nad Metapontis:
obok pracowity Szwajcar myje dokładnie
każde ogniwo łańcucha kotwicy
opływa pontonem swoją łódź
i poleruje burty także pod wodą
jego statek musi lśnić
patrzymy na niego urzeczeni
jak zorganizowanym mrowiskiem
nawigator mówi coś o intencji porządku
w obliczu ostateczności, która dała już o sobie
pierwsze znaki na Patmos, a teraz śpi
w słowie, które skryło przed nami
i trwanie, i moment,
aż nadejdzie właściwy czas.
Ta filozofująca poetyka codzienności przeplata się w nawet z wierszami typowo lingwistycznymi, a czasem (niestety?) też z takimi, jak aster gawędka, dającymi popis słownej (czy raczej słownikowej?) ekwilibrystyki i niewiele więcej.
To wszystko, okraszone nieraz różową, słodką wrażliwością oraz rysunkami mew, delfinów i radiantów roju, sprawia, że na tomik nawet trudno pozostać obojętnym: w jednych wzbudzi zachwyt, w gusta innych zdecydowanie nie trafi. Jednak nawet tym sceptycznym, jeśli nie dadzą się zwieść pozorom, wiersze Justyny Radczyńskiej nie tylko zapewnią kontakt z poezją po prostu sympatyczną i ciekawą pod względem językowym, lecz także staną się źródłem głębszej refleksji i zadumy nad światem. Do tych utworów chce się wracać, wybierając się w - za każdym razem nowy - rejs po rzeczywistości i języku. Każda kolejna wycieczka po nawet będzie źródłem nowych odkryć - pozwoli zauważyć niedostrzeżone dotąd możliwości odczytań i przeoczone sensy, pomiędzy którymi wyrośnie co jakiś czas nowa
"myśl jak stukaratowa stokrotka / albo jakiś skomplikowany zawilec".
Małgorzata Pieczara
© by "Twórczość" 2008