Zbiór felietonów
Sławomira Mrożka publikowanych na łamach "Gazety Wyborczej" w latach 1997-2002, zaraz po jego powrocie z emigracji, to prawdopodobnie - jak wyznaje we wstępie sam autor - ostatnia jego książka. Tym większą przyjemność mają zatem czytelnicy, sięgając po tę niewielką objętościowo książeczkę, zatytułowaną po prostu Uwagi osobiste.
Najnowszy tom prozy autora Emigrantów to nie felietony w ścisłym znaczeniu tego słowa. Mrożek wyłamuje się z paradygmatu gatunkowego, sięga po synkretyzm zarówno formy, jak i treści. W zbiorze znajdziemy wprawdzie drobne komentarze, właśnie tytułowe uwagi do zastanej rzeczywistości społeczno-politycznej, ale również garść wspomnień z okresu II wojny światowej i lat powojennych; anegdotyczne historie o znanych postaciach, na przykład V.S. Naipaulu, Eugeniuszu Ionesco,
Janie Lebensteinie czy
Adolfie Dymszy (który jakoś nigdy nie bawił Mrożka, a to dlatego, że nie potrafił śmiać się sam z siebie, jak to robili znakomici komicy w stylu Charliego Chaplina czy Flipa i Flapa). Odnajdziemy także liczne zabawne i ironiczne sentencje (
"porno jest dobre, likwiduje wszelkie myśli i nastroje" czy
"doskonałą imitację poznaje się właśnie po tym, że jest lepsza od oryginału"), parafrazy popularnych tekstów polskiej literatury i kultury, na przykład "Śpiewnik polski" (w którym przedstawia zmienione słowa kolęd i patriotycznych pieśni) czy nową, bardziej aktualną, wersję dziecięcego wierszyka Kto ty jesteś... Mamy również kilka symbolicznych i groteskowych opowiadań, by wspomnieć tylko to zatytułowane "Struś", a mówiące o konsekwencjach niesłuchania rad matki. Mamy w końcu swobodne dywagacje o satyrycznym zabarwieniu. We wszystkich tekstach pojawiają się jednak tak charakterystyczne dla twórczości Mrożka elementy, jak groteska, ironia oraz autoironia, symboliczny język, uniwersalizm.
Po raz kolejny autor Rzeźni demaskuje przywary Polaków. Pokazuje nasze nieco karykaturalne zachowania i stereotypowe poglądy, ciągłe popadanie z jednej skrajności w następną. A wykorzystuje w tym celu liczne, mniej lub bardziej zabawne, przykłady ludzkiego zakłamania. Dzięki temu jego Uwagi osobiste stanowią znakomite tło dla polskiej sytuacji społeczno-politycznej. W gorzkim tekście poświęconym specyficznemu poczuciu humoru, jakie cechuje Polaków, pisze Mrożek:
"[...] jeśli prawdą jest, co mówi Lepper, że Unia Europejska nas wynarodowi, to chętnie się wynarodowię, jeśli przy okazji Unia pozbawi nas takiego poczucia humoru. A jeśli na dodatek zabroni nam śmigusa-dyngusa, czyli bezkarnego oblewania przechodniów wodą w każdy wielkanocny poniedziałek, aby było hecnie, i prima aprilis, czyli legalnego podawania fałszywych informacji każdego 1 kwietnia, aby było dowcipnie, to kosmopolitą zostanę tym chętniej".
I rzeczywiście, gdyby głębiej się nad tym zastanowić, jesteśmy bodaj jedynym narodem świata - a Europy to już na pewno - który nie potrafi śmiać się sam z siebie, by wspomnieć tylko casus kartofli i braci Kaczyńskich. Bawią nas za to wszystkie wypadki i nieszczęścia, które spotykają innych, wychodzimy widać z założenia, że z innych śmiać się można, a nawet wypada, a już zwłaszcza, gdy ci inni to "skąpi" Szkoci czy "sztywni" Brytyjczycy. Mrożek analizuje polską mentalność i zaściankowość. W większości jego dzieł, w tym także w omawianym zbiorze, Polskę ciągle dręczy niespełniona, romantyczna miłość do cywilizacji Zachodu. Uczucie niespełnione, bo nieodwzajemnione. A nieodwzajemnione, bo każda miłość wymaga poświęceń, a Polska, niczym brzydka siostra Kopciuszka, poświęcić się nie potrafi. Z drugiej jednakże strony, Zachód również nie rozumie Polski. Inna mentalność, inna historia, inne doświadczenia. Sam Mrożek wspomina o trudnościach, jakie pojawiły się przy próbach zaadaptowania Emigrantów na paryskiej scenie. To, co jest oczywiste dla Polaków, nie było zrozumiałe dla francuskiego reżysera, który w końcu po prostu wykreślił całą scenę dramatu.
W ironicznym tekście "Bla-bla-bla" autor stawia kolejną nieprzychylną Polakom tezę. Mrożek twierdzi, że potrafimy zaakceptować nawet najbardziej radykalne i absurdalne plany naszych polityków, a nie potrafimy niestety wyzbyć się ciągłego gadania o niczym, ciągłych obiecanek, z których żadna nigdy nie zostaje spełniona, właśnie owego tytułowego "blablania":
"zamknijmy szpitale, bo każda choroba ma jakąś nieusuniętą czy nieusuwalną przyczynę. Zlikwidujmy policję, sądy i więzienia, bo przyczyny każdego przestępstwa na pewno są jakieś. Skończmy z przemysłem i handlem, co nawet już próbowano zrobić i omal się udało, bo na pewno ktoś się na nich bogaci, ale nie wszyscy po równo. Zamknijmy kościoły, bo na grzech pierworodny nie ma radykalnej rady. Przestańmy płodzić dzieci, bo na pewno się zestarzeją i umrą [...] Albo przestańmy uprawiać bla-bla-bla. Ale to właśnie przychodzi nam z największą trudnością".
Mrożka martwi również kondycja współczesnego języka polskiego, a także coraz większe rozluźnienie stosunków międzyludzkich. W tekście zatytułowanym "Mamdzidajde" wyznaje, że po powrocie z emigracji, często nie rozumiał, co mówią do niego ludzie. Zmienił się sposób mówienia. Młodzież nie przywiązuje już wagi do wymowy, odpowiedniego akcentowania czy poprawnej składni. Słowo dykcja nie figuruje w słowniku młodych Polaków. W "Czacie" wyznaje natomiast, że Internet i sposoby porozumiewania się za pomocą popularnych komunikatorów przypominają mu
"więzienne izolatki i samotnych więźniów stukających w ściany". Zadawane przez autora Tanga pytanie o miejsce jednostki w społeczeństwie jest więc nadal aktualne, tyle tylko, że owa jednostka jest jeszcze bardziej samotna, a społeczeństwo nie ma ciała, jest wirtualne. Wirtualny świat jest światem totalnym, w którym można zabłądzić i w którym anonimowość zwalnia nas z odpowiedzialności za cokolwiek, jak słusznie zauważa Mrożek.
Obraz świata przełomu wieków, wyłaniający się z kart Uwag osobistych, nie jest zbyt optymistyczny. Nie może taki być, skoro w tekście poświęconym Edgarowi Allanowi Poe, Mrożek pisze o
"czasach tak doskonałych, że tylko nadzieja, że coś się zepsuje, była jedyną nadzieją". Gdy umiera nadzieja, umiera dusza, a gdy umiera dusza, ginie człowieczeństwo. Mam nadzieję, że ten osobisty zbiór komentarzy nie okaże się jednak ostatnim tekstem
Sławomira Mrożka. Polakom będzie bowiem brakować tak celnych i głębokich uwag. Będzie brakować możliwości przeglądania się w krzywym zwierciadle rzeczywistości, jakim jest każde jego dzieło, a w którym mogliśmy odkryć nas samych, czasem dostrzec własne przywary, klęski, ale także, na szczęście, małe zwycięstwa.
Magdalena Boczkowska
© by "Twórczość" 2008