To pierwsza tak bogata w szczegóły próba podsumowania życiowych doświadczeń autora "Cyberiady", szczegółowo skonfrontowana z ich pisarskim odwzorowaniem w powieściowych wątkach.
Biograf Stanisława Lema – jakby pozazdrościł pisarzowi przewrotnej lekkości pióra – zaczął nietypowo, wprowadzając czytelnika w hipotetyczny harmonogram jednego dnia z życia pisarza. Fikcja w biografii nie wydaje się jednak najlepszą metodą jej uwiarygodnienia. Lekturowa prowokacja kończy się na szczęście równie nagle, jak się zaczęła.
Porzucając pokusę pisania zbeletryzowanej biografii, Wojciech Orliński posługuje się odtąd wyłącznie faktografią. Czerpie sporo z nowo odkrytych czy też wcześniej niewykorzystanych źródeł. Z biegłością detektywa – korzystając szczególnie z ustaleń Agnieszki Gajewskiej, zawartych w jej książce "Zagłada i gwiazdy. Przeszłość w prozie Stanisława Lema" (2016) – rozszyfrowuje wiele zagadek z przeszłości pisarza, którego żydowskie korzenie powodowały tym większą traumę jego wojennych przeżyć we Lwowie czasów Holocaustu.
Niemcy podczas wszystkich tych pogromów oczywiście byli obecni, ale – jak to Lem opisuje wprost – "stali w pewnym oddaleniu", bo to wszystko było okrutną ceremonią, którą ludność miejscowa odprawiała na ich cześć, w nadziei (skądinąd daremnej) na łaskawość nowego okupanta. Wszędzie, gdzie Niemcom udawało się tak pokierować wydarzeniami, żeby krew mordowanych Żydów została na rękach litewskich, łotewskich, estońskich, polskich, ukraińskich czy białoruskich – starali się ograniczać do filmowania i dokumentowania, żeby móc w propagandowych reportażach przedstawiać siebie jako przedstawicieli cywilizowanego narodu, ze zdumieniem obserwujących wschodnioeuropejską dzicz.
Nieznośna lekkość pióra Lema ujawniała się z nagła i nieoczekiwanie – jak choćby w dramatycznych wspomnieniach Rappaporta, czyli jednego z bohaterów "Głosu Pana". Ile z tych bolesnych doświadczeń było przejściem samego autora? Orliński spytał o to jego żonę Barbarę Lem, która mu lakonicznie odpowiedziała, że wszystko.
Stanisław Lem znalazł się kiedyś w sytuacji człowieka, który dosłownie w ostatniej chwili uniknął rozstrzelania przez… No właśnie, przez kogo? W "Głosie Pana" opis łapanki i egzekucji akurat w tym fragmencie przybiera nieosobowe formy czasowników: "Wzięto go z ulicy", "rozstrzeliwano ich grupami", "uchylono wielką kratę". "Kto wziął? Kto rozstrzeliwał? Kto uchylił?" – zastanawia się Orliński. Lem nader zręcznie manewrował piórem: nie mógł wtedy ujawnić, że robili to Ukraińcy. Nie napisał jednak, że robili to Niemcy.
Niemiecki oficer pojawił się dopiero, gdy rozstrzelano prawie wszystkich. Pozostałych przy życiu zmuszono do uprzątania zwłok pomordowanych tuż przed nimi. Tomasz Lem przytoczył słowa ojca, iż trupi "fetor, jakim przeszło jego ubranie, był tak straszny, że trzeba było je spalić".
Stosunek Lema do Niemców najlepiej oddaje wzmianka w jego liście do Ryszarda Kapuścińskiego. Kiedy Niemcy komplementowali pisarza za potoczystość w posługiwaniu się ich językiem, odpowiadał im, że ma znajomość raczej bierną, bo podczas okupacji było wiele okazji do słuchania, ale niewiele do odpowiadania.
Fakt urodzenia we Lwowie jeszcze długo po wojnie nie był dla Polaków sprzyjającą okolicznością. Miasto znalazło się w całkiem innych, uzgodnionych w Jałcie granicach, co w PRL-u stanowiło istotny problem, zwłaszcza dla ludzi pióra. Stanisław Lem jako bezpartyjny pisarz poczytnych, wysokonakładowych dzieł musiał być szczególnie ostrożny, żeby w swojej prozie nieopatrznym słowem nie wejść w zatarg z eksponentami państwowego mecenasa.
Prowadziło to do absurdalnych sytuacji. Autor "Solaris" w udzielanych wywiadach przedstawił kilka różnych, wzajemnie się wykluczających wersji swego życiorysu, przez co stawał się twórcą coraz bardziej tajemniczym i nieuchwytnym. W autobiograficznej książce zmuszony był pominąć personalia niektórych krewnych.
Ciotka zyskała imię dopiero dobre trzydzieści lat po publikacji "Wysokiego Zamku". W wywiadzie z Tomaszem Fiałkowskim Lem powiedział, że miała na imię Berta i była matką Mariana Hemara. W latach sześćdziesiątych mówienie o Hemarze nie miało sensu, cenzura i tak by to usunęła z książki (albo książka w ogóle by się nie ukazała).
Mimo bliskiego pokrewieństwa dusz i szczerej przyjaźni z Janem Józefem Szczepańskim, znanym w literackim środowisku z nieprzejednanego stanowiska wobec poczynań komunistycznej władzy, Lem z zasady nie angażował się w żadne polityczne akcje. Nie oznaczało to wcale, że się utożsamiał z narzuconym Polakom systemem, wraz z jego postawioną na głowie ekonomią (w latach sześćdziesiątych Lem był na przykład zmuszony regularnie kupować opał do ogrzewania domu za dewizy, bo za złotówki się nie dało: "Wpłacone dolary na PKO jeszcze Wąglami nie obrodziły, więc parę razy dziennie o różnych Dyrektorów bywam, a opierdalam, że strach, bom Waryat" – pisał w jednym z listów do Sławomira Mrożka), do których to praktyk żywił nieprzejednany wstręt. Jego nastawienie do ówczesnego ustroju da się wyczytać nie tylko w satyrycznych próbach scenicznych, pisanych i inscenizowanych na użytek najbliższych członków rodziny czy zaufanych przyjaciół, ale także w przewrotnie zakamuflowanych pastiszowych formach oficjalnie wydawanych utworów.
Była to prywatna gra czy wręcz wojna podjazdowa pisarza z władzą i cenzurą. Jak zauważa Orliński, na szczęście mało kto interesował się równie "niepoważnym" działem beletrystyki. Nawet Jan Błoński – przyjaciel pisarza, a zarazem bliski sąsiad i częsty gość w jego domu na krakowskich Klinach.
Żaden polonista w Polsce nie traktuje serio literatury fantastycznej. Co ma tę dobrą stronę, że pisarz może sobie pozwolić na wszystko, bo nie będą jego dzieła obracać na nice ani krytyk, ani cenzor. A przecież Trurl i Klapaucjusz w kolejnych opowiadaniach knują przeciwko najrozmaitszym gnębiącym ich tyranom, różnym Okrucyuszom, Mandrylionom i Potworykom. Aluzje są coraz oczywistsze, ale cenzura to przepuszcza, choć gdzie indziej czepia się byle czego.
Trybutu spłacanego władzy nie udało się jednak uniknąć. Z początkiem lat pięćdziesiątych na scenach trzech teatrów w kraju pojawiła się inscenizacja sztuki "Jacht »Paradise«", napisanej przez Stanisława Lema wspólnie z Romanem Husarskim (podpisującym się pseudonimem: Roman Hussarski). Utwór, zamierzony jako satyra na zachodni styl życia obrzydliwie bogatych kapitalistów, mimowolnie ujawniał podstawowe niedostatki całkiem innego systemu.
Lem i Husarski, pisząc "Jacht…", musieli prawdopodobnie pękać ze śmiechu, a i na premierze zapewne trudno się było powstrzymać od chichotu, gdy na przykład służący niosący imperialistom na tacy owoce cytrusowe potknął się, owoce upadły na scenę i rozległ się odgłos przypominający turlanie kul do kręgli. Owoce były drewnianą imitacją, bo skąd w stalinowskiej Polsce wziąć prawdziwe cytrusy?
Z kolei w uważanych za fantastykę naukową powieściach Lema pojawiały się mniej lub bardziej zawoalowane aluzje do mało ponętnej doczesności spod znaku sierpa i młota, usilnie wdrażanej także w naszym kraju. Pisarz wyspecjalizował się wówczas w zastawianiu pułapek logicznych, czyniących bezużytecznymi cenzorskie zapisy. W finale "Edenu" okazało się na przykład, że przeszło sto wcześniej na obcej planecie, do której dotarła załoga naszych kosmonautów…
…rozpoczęto budowę idealnego społeczeństwa i skończyło się to tym samym, co podobne eksperymenty na planecie Ziemia: masowymi grobami. Tym razem Lem nie skarżył się na problemy z cenzurą, bo zapewne ich nie było. Cenzor, który by przyznał, że widzi jakieś aluzje do ustroju PRL w alegorycznej opowieści o zbrodniczym totalitaryzmie na innej planecie, sam by potwierdził, że coś mu się nie podoba w ustroju PRL. W jego dobrze pojętym interesie leżało udawanie, że nie zrozumiał aluzji, nawet jeśli zrozumiał ją świetnie (a właściwie: tym bardziej wtedy).
W "Lemie. Życiu nie z tej ziemi" Wojciech Orliński pomieścił wiele znaczących faktów z życia autora "Summa technologiae", który na przekór powszechnym wyobrażeniom bynajmniej nie tworzył literatury science fiction. On jedynie z satyrycznym zacięciem opisywał ponurą rzeczywistość pewnego niewielkiego kraju nad Wisłą, igraszką nieprzewidywalnego losu wtłoczonego między dwie imperialne tyranie, w dwudziestym wieku zamienione na dwie obłąkańcze ideologie, czego opłakane skutki jego mieszkańcy zmuszeni są ponosić do dzisiaj. Oczywiście pisał to nie wprost, co sprawiało, że jego pióro nabrało z czasem niezwykłych umiejętności radzenia sobie w najbardziej podbramkowych sytuacjach.
Po trzech tygodniach od wprowadzenia stanu wojennego Lem wysłał do Wolfganga Thadewalda odkrytkę – czyli list pozbawiony koperty, żeby cenzura się nie musiała męczyć z jego przeczytaniem – w której wspominał o spotkaniu w sprawie "Kataru", rzekomo umówionym podczas ostatniej bytności pisarza w Berlinie Zachodnim. To była mistyfikacja, ale polskie władze nie miały możliwości tego zweryfikować – a z drugiej strony Lem miał dostatecznie dużo papierowych dowodów na to, że prace nad filmem cały czas postępują. Podpisał przecież umowę i dostał pierwszą transzę zaliczki. W tej sytuacji, gdyby władze odmówiły mu paszportu, gwarantowały sobie kolejny międzynarodowy skandal – Lem nawet nie musiał tego sugerować, to wynikało wprost z opisanego w liście fikcyjnego scenariusza: oto w połowie kwietnia w Berlinie niemieccy filmowcy będą czekać na pisarza z Polski, ale dowiedzą się, że nie wypuszczono go z kraju… Paszport więc oczywiście dostał.
Warto czytać Stanisława Lema, nie lada mędrca, dla którego nie było rzeczy niemożliwych (łącznie z brawurowym zdobywaniem w sezonie narciarskim – dla siebie, rodziny i znajomych – swobodnego dostępu do kolejki linowej na Kasprowy Wierch). Równie intrygująca jest też jego biografia, pióra Wojciecha Orlińskiego, autora wydanej przed dziesięciu laty książki – "Co to są sepulki? Wszystko o Lemie". W swoim "Lemie. Życiu nie z tej ziemi" ten ścisły umysł (absolwent Wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego; 1994) a humanista z powołania, wnikliwie jak nikt przed nim prześwietlił duszę autora "Filozofii przypadku".
Wojciech Orliński
"Lem. Życie nie z tej ziemi"
wydawnictwo: Czarne / Agora, Wołowiec / Warszawa 2017
okładki: twarda, foliowana
wymiary: 133 × 215 mm
liczba stron: 440
ISBN: 978-83-8049-552-4