Jeśli jednak głębiej się zastanowić, ten oczywisty przykład akademizmu przestaje być tak oczywisty - przynajmniej na gruncie polskim.
Czyż bowiem w malarstwie polskim można mówić o "typowym przykładzie obrazu akademickiego"? W zbiorach praskich i budapeszteńskich czeka nas szpaler pompatycznych scen historycznych i zdawkowych portretów, utrzymanych w ciemnych, zgaszonych tonacjach barw, typowych dla akademii Berlina i Monachium, zlewających się niemal w jedno dzieło. W zbiorach polskich malarstwo tych czasów jest dużo bardziej zróżnicowane, nawet nie uwzględniając nurtu realistycznego. Bez trudu znajdziemy obok siebie wielobarwne, przypominające sceny teatralne kompozycje rodem z akademii paryskiej u Henryka Rodakowskiego czy Józefa Simmlera; ciemne tonacje i naturalistyczne pejzaże w batalistyce polskich monachijczyków; antykizujący, atakujący oczy bielą i złotem petersburski akademizm Henryka Siemiradzkiego; czy wreszcie to, co się często błędnie za akademizm uważa: antyklasyczne, łamiące reguły kompozycji akademickiej malarstwo Jana Matejki i jego szkoły. Brak jednolitej tradycji akademickiej (czy choćby nawet dominujących jej nurtów) i indywidualne jej rozumienie przez poszczególnych reprezentantów (dużo bardziej zindywidualizowane niż w większości Europy) sprawia, że tak "typowy obraz akademicki" jak płótno Bakałowicza staje się na gruncie polskim dziełem nietypowym.
Przyczyną tej nietypowości oraz niemal całkowitego dziś zapomnienia artysty może być fakt, iż Bakałowicz chyba nigdy nie był w sztuce polskiej w pełni obecny. Od wyjazdu do Paryża w 1863 roku jego aktywność artystyczna skupiała się przede wszystkim na Francji. W odróżnieniu od współczesnych mu Siemiradzkiego czy Józefa Brandta, a także od wielkiego poprzednika na paryskich salonach, Rodakowskiego, którym poczesne miejsce w światku artystycznym wielkich miast akademickich nie przeszkadzało w podtrzymywaniu związków z krajem, osoba Bakałowicza była wśród Polaków o wiele mniej zauważalna. Nie sprzyjała zresztą temu pozycja na obczyźnie: solidna, znaczona medalami poważnych wystaw, jednak nieporównywalna ze sławami pokroju Siemiradzkiego czy Józefa Chełmońskiego, lokująca go w drugim szeregu cenionych rzemieślników.
Nie pomagała w tym też tematyka jego prac. W przeciwieństwie do większości tworzących na obczyźnie Polaków Bakałowicz ani nie eksploatował "egzotycznej" tematyki polskiej, ani nawet, jak Siemiradzki, nie wybrał wspólnej dla europejskiej oikumene tradycji chrześcijańskiej bądź antycznej. Artysta upodobał sobie Francję doby późnego renesansu, w jej scenerii lub tradycji osadzona jest większość jego prac. Ofiarowanie przezeń "Uczty renesansowej" w 1883 roku zbiorom krakowskim było jednym z nielicznych przypadków podtrzymywania więzi z krajem. Znaczące, że nie jest to obraz "na temat polski", a kompozycja bardzo typowa dla głównego nurtu twórczości malarza. Co ciekawe, syn Władysława Bakałowicza i Wiktorii z Szymanowskich, aktorki, która po wyjeździe męża za nauką i sławą do Francji stała się gwiazdą sceny warszawskiej, Stefan, powtórzył drogę życiową ojca, stając się znaczącym reprezentantem akademizmu petersburskiego, znacznie bardziej rozpoznawalnym w Rosji niż w Polsce.
Nietypowy - przynajmniej na tle polskich zbiorów - jest też rozmiar płótna Bakałowicza. Gdy widzimy jego reprodukcję, można odnieść wrażenie, że jest to typowa monumentalna scena wzorowana na malarstwie dawnym. Tymczasem wymiary płótna to ledwie 37 x 70 cm. Bakałowiczowi, zresztą tak jak w innych jego pracach, udała się sztuka zmieszczenia tematu wzorowanego na Paolu Veronese (słynącym, jak wiadomo, z wielkich rozmiarów dzieł) na płótnie wymiarów charakterystycznych raczej dla holenderskich "małych mistrzów".
Ten typ malarstwa - monumentalne kompozycje malowane na niewielkich rozmiarów płótnach, w dodatku często pełne detali oddanych z pietyzmem godnym miniaturzysty - cieszył się pewną popularnością w latach 60. i 70. XIX stulecia, głównie dzięki oddziaływaniu Jeana-Louisa-Ernesta Meissoniera, wielkiego mistrza paryskiego akademizmu tamtych czasów. Zakres wpływu Meissoniera był jednak tyleż znaczący, co ograniczony, przede wszystkim ze względu na wymaganą od naśladowców maestrię techniczną. Spośród innych malarzy wzorujących się na dziełach mistrza Bakałowicza wyróżnia wybór tematyki: krąg Meissoniera, jak i on sam, celował głównie w batalistyce - stąd w piśmiennictwie polskim pisząc o oddziaływaniu Meissoniera częściej przywołuje się Maksymiliana Gierymskiego, choć francuskiemu artyście zdarzało się wykorzystywać realia XVI i XVII wieku, jak w "Grze w pikietę" z 1861 roku.
Mimo wszystko sposób potraktowania tematu "Uczty renesansowej" przez Bakałowicza jest dość charakterystyczny dla wielkich scen historycznych, teatralnie, wręcz operowo ujętych, będących jedną ze specjalności akademii paryskiej. I tu jednak czai się pewna nietypowość. "Uczta" wydaje się mieć bowiem więcej wspólnego nie z paryskimi wielkimi tematami historycznymi, a z wiedeńczykiem Hansem Makartem, którego pełne przepychu podróże w czasie, mające niczym "żywe obrazy" lub dekoracje dworskich uroczystości (których zresztą, na zlecenie dworu cesarskiego, był niezrównanym aranżerem) były jednym z objawień lat 70. XIX wieku. Znakiem czasu jest w twórczości Makarta odejście od dramatycznych scen i wielkich zdarzeń historycznych na rzecz obrazów mających głównie oddać atmosferę wybranej epoki, a pośrednio też - stanowić hołd dla jej wielkich malarzy. Ta przemiana jest widoczna także u Bakałowicza. Wielka w tym zmiana w porównaniu ze sztuką ich mistrzów. Gdy Bakałowicz przybył do Paryża, wciąż silne były wpływy zmarłego krótko przedtem Paula Delaroche'a, specjalizującego się w sławnych historycznych zabójstwach i egzekucjach. Mistrzem Makarta był monachijczyk Karl von Piloty, do którego przylgnęła anegdota o dziennikarzu, który zagadnął go: "Mistrzu, jaki nieszczęśliwy wypadek maluje Pan obecnie?".
W ten sposób zmienia się oblicze całego malarstwa akademickiego: z teatru wielkich uczuć, wyrażanych w najwznioślejszym języku dawnych mistrzów staje się ono hołdem dla wielkich cieniów minionych epok sztuki. Makart będzie odwoływał się najchętniej do Rubensa, Bakałowicz - do wspomnianego już Paola Veronese. Wydaje się więc, ze Kraków, tak bliski Wiedniowi Makarta, był istotnie idealnym miejscem dla "Uczty renesansowej"; dzieła, które miało najpewniej wpływ na wyjątkowo bogatą w późniejszej sztuce Krakowa (zwłaszcza na scenie, ale i u wielu malarzy, choćby Zygmunta Waliszewskiego) ikonografię renesansowego dworu.
Autor: Konrad Niciński, marzec 2011
• Władysław Bakałowicz
"Uczta renesansowa" (lub: "Uczta z czasów odrodzenia")
1883
olej na płótnie, 37 x 70 cm
wł. Muzeum Narodowe w Krakowie