Warto dodać kilka słów o samej powieści, bo ta jest ciekawym literackim zjawiskiem. Mało kto wie, że Władysław Reymont był z wykształcenia...krawcem, grywał w objazdowym teatrze, a w 1888 roku, towarzysząc niemieckiemu spirytyście, wyruszył – w charakterze medium – w podróż do Paryża i Londynu. Okultystyczne zamiłowania przyszłego noblisty dały się we znaki w jego słabo znanym dziele – powieści grozy "Wampir". Książka (ukazująca się pierwotnie w odcinkach w "Kurierze Warszawskim"), choć napisana momentami zdumiewająco barwną polszczyzną obfitującą w plastyczne metafory, przypomina stylem i konwencją literaturę klasy B i stanowi raczej paradną ciekawostkę niż niedoceniony pomnik rodzimego piśmiennictwa. Opowiada ona o niezwykłych przygodach cenionego pisarza Zenona, polskiego emigranta, który w Londynie poznaje grupę praktykujących fascynatów spirytyzmu. Postać tę uznać można za alter ego pisarza, który sam figurował na liście członkowskiej Towarzystwa Teozoficznego.
W spektaklu Węgorzewskiego pojawia się także postać Heleny Bławatskiej, rosyjskiej okultystki i współzałożycielki Towarzystwa Teozoficznego. "Zachowajcie ciągłość linii!", krzyczy na końcu Bławatska, co w kontekście konsekwentnie “nieciągłej linii” spektaklu brzmieć może niemal ironicznie. Okrzyk pozostawia wątpliwość, czy to, co właśnie obejrzałam, było sugestywnym "bad tripem”, wielopoziomowym żartem czy – wręcz przeciwnie – duchowym wezwaniem. Absolutnie poważnym, ale podanym w mętnej, zawoalowanej formie, niczym zakodowane komunikaty od obcych dochodzące z głębi kosmosu.