W "Święcie ognia" ta twórcza metoda Dębskiej okazuje się szczególnie problematyczna. Reżyserka (za autorem powieściowego pierwowzoru, Jakubem Małeckim) rozpisuje rodzinną opowieść na historie dwóch sióstr, ale w jej filmie obie te historie zupełnie na siebie nie oddziałują, płyną obok siebie, jakby pochodziły dwóch części z filmu nowelowego. Próżno szukać tu dramaturgicznych spiętrzeń, sytuacji, w której któraś z bohaterek musiałaby rezygnować ze swoich celów ze względu na drugą. Gdyby w ramach narracyjnego eksperymentu całkowicie wycięto jedną historię, perypetie ani Nastki, ani Łucji właściwie by się nie zmieniły.
Tak skonstruowana dramaturgia filmu nie pomaga w stworzeniu angażującej historii. Bo choć bohaterka z niepełnosprawnością grana przez debiutującą Paulinę Pytlak budzi współczucie, trudno jej kibicować. Twórcy nie zawracają sobie bowiem głowy wyjaśnieniem nam, jaki jest jej cel i jakie przeszkody będzie musiała pokonać na drodze do jego osiągnięcia. Także historia Łucji nie angażuje tak, jak powinna, bo też bohaterka – zaślepiona pragnieniem artystycznego spełnienia – podejmuje szereg niemądrych decyzji, których nie tłumaczy nawet zawodowa pasja. I jeśli "Święto…" ma być nawiązaniem do "Czarnego łabędzia", to polski łabędź nie ma w sobie nawet części żaru i obsesyjności oryginału Aronofsky’ego ani realizacyjnej sprawności w pokazywaniu scen tańca.
Przenosząc na ekran powieść Małeckiego, reżyserka "Zupy nic" nie niweluje zatem jej najważniejszych dramaturgicznych mankamentów – chociażby nie przedstawia motywacji drugoplanowych bohaterów. Pani Józefina, grana przez Kingę Preis energetyczna kobieta z sąsiedztwa, wkracza do życia filmowych bohaterów bez wyraźnego powodu, a jej wprowadzenie jest wyłącznie wynikiem tzw. "spisku scenarzystów", czyli intencjonalnego, a nieuzasadnionego dramaturgicznie zabiegu mającego pchnąć opowiadaną historię na nowe tory. I choć Preis uwodzi na ekranie swoją energią, poczuciem humoru i aktorską wszechstronnością, jej postać pozostaje nieco baśniową wersją Wróżki Czarodziejki, a nie człowiekiem z krwi i kości.