"Dzienniki gwiazdowe" – a szerzej: cały cykl o Ijonie Tichym – wraz z "Cyberiadą" i "Bajkami robotów" stanowią unikatowy wkład Lema w fantastykę naukową. Są to bowiem utwory o znacznych walorach komicznych, co jednak nie przeszkadza im w wyrażaniu skomplikowanych, filozoficznych sensów...
"Dzienniki..." w formie pojedynczej, zwartej publikacji książkowej pojawiły się w roku 1957; wcześniej jednak, niektóre spośród opowiadań zostały zawarte w zbiorze "Sezam i inne opowiadania" (1954).
Pierwsze wydanie "Dzienników..." zawierało trzy teksty niepowiązane z cyklem: "Czy pan istnieje, Mr Jones?" (na podstawie którego powstał później scenariusz krótkiego, komediowego filmu "Przekładaniec", nakręconego przez Andrzeja Wajdę w roku 1968), "Szczur w labiryncie" (tradycyjna z pozoru opowieść o nieudanym kontakcie, puentowana jednak w nieoczekiwany sposób: że lądowanie było katastrofą, a obcy organizm, który znalazł się na Ziemi, nie był zdolny do porozumienia, ponieważ był w agonii) oraz "Koniec świata o ósmej (bajka amerykańska)". Później Stanisław Lem konsekwentnie trzymał się zasady włączania do kolejnych wznowień jedynie utworów, które łączy postać Ijona Tichego.
Paradoks stanowi fakt, że ten nadzwyczaj popularny zbiór opowiadań nie ma w istocie pełnego, kanonicznego wydania. Sam autor usunął w 1961 roku "Podróż dwudziestą szóstą i ostatnią", stanowiącą satyrę na temat opętanej strachem przed wojną Ameryki doby maccartyzmu, której przyszłą wersję główny bohater cyklu, gwiezdny podróżnik Ijon Tichy, bierze omyłkowo za obcą planetę. We wstępach do niektórych wydań pojawia się żartobliwe wytłumaczenie, iż tekst ten został uznany za apokryf i właśnie dlatego odrzucony; na poważnie Lem wolał wyjaśniać tę decyzję względami estetycznymi, nie zaś politycznymi. Można jednak argumentować, że to pechowe literacko lądowanie odsłania pewną zasadniczą właściwość całego cyklu. Jerzy Jarzębski określa ją w sposób następujący: "Zgodnie z poetyką filozoficznej powiastki Ijon Tichy, lecąc w kosmos, dociera więc wciąż na Ziemię i z ludzkimi wciąż kłopotami musi się borykać".
Jednocześnie w kolejnych wydaniach Lem dodawał do zbioru nowe utwory, takie jak dłuższe opowiadanie "Profesor A. Dońda", po raz pierwszy ogłoszone drukiem w czasopiśmie satyrycznym "Szpilki" w roku 1973. Ostatnią taką wstawką był "Pożytek ze smoka", pochodzący z roku 1993. Za najpełniejsze uchodzi więc uwzględniające to wydanie z roku 1994, firmowane przez Interart. Prócz tekstów wykluczonych przez samego Lema nie obejmuje ono jednak "Ostatniej podróży Ijona Tichego", opublikowanej w "Playboyu" w maju 1999.
Wśród przynależnych do cyklu utworów "dodatkowych" szczególną uwagę zwraca "Doktor Diagoras". Można powiedzieć, że jest to "Solaris" w miniaturze. Historia opowiada o kontrowersyjnym i kłótliwym cybernetyku, podważającym podstawowe założenia swojej nauki. Zdaniem Diagorasa, tworzenie maszyn czy programów precyzyjnie spełniających ludzkie polecenia stanowiło ślepą uliczkę – w istocie właściwsze byłoby konstruowanie urządzeń wykazujących na początku nie inteligencję, lecz wolę (Diagoras mówi o urządzeniach przejawiających zachowania podobne do owada, co może pozostawać w jakimś związku z koncepcjami tzw. nouvelle AI). Ostatecznym efektem jego prac jest samoorganizująca się galareta, zdolna do odpowiadania na zewnętrzne bodźce np. falami elektromagnetycznymi. Diagoras skonstruował dwa takie homeostaty, po czym dostrzegł, że komunikują się one ze sobą. Próbował tę komunikację zablokować, lecz nie udało mu się. Podczas wizyty na posiadłości Diagorasa na Krecie Tichy zauważył, że ręka profesora drga, ile razy przybliży się do pojemnika z myślącą galaretą. Okazało się więc – podobnie jak w "Solaris" – że badacz i badane zamieniły się miejscami.
Do "Dzienników..." zazwyczaj dołączane są opowiadania z cyklu "Ze wspomnień Ijona Tichego", po raz pierwszy wydane w zbiorze "Księga robotów" (Iskry 1961). Akcja tych opowiadań z reguły umiejscowiona jest na Ziemi, a ich treść stanowią spotkania Tichego z różnymi szalonymi naukowcami. Aura tych tekstów jest znacznie mniej komiczna niż w przypadku opisów gwiezdnych podróży. Najwłaściwiej byłoby je określić jako kameralne horrory naukowe. Przykładowo część IV opisuje tragiczny koniec niejakiego Molterisa, wynalazcy machiny czasu, który ginie, starzejąc się po rozpoczęciu podróży w przyszłość. Ewidentnym ukłonem w stronę poetyki horroru jest opowiadanie o profesorze Zazulu (część III), o którym Tichy dowiaduje się w scenerii opuszczonego domostwa, że został zabity przez własnego, inteligentniejszego klona. Diametralnie inny, bo żartobliwy ton cechuje z kolei część V, noszącą podtytuł "tragedia pralnicza". Opisuje ona groteskowe uregulowania prawne dotyczące coraz inteligentniejszych i bardziej człekokształtnych urządzeń gospodarstwa domowego.
Głównym bohaterem i zarazem narratorem cyklu jest Ijon Tichy. W "Podróży dwudziestej ósmej" przedstawia on swoje drzewo genealogiczne, złożone z samych oryginałów – domorosłych filozofów, cybermistyków i wynalazców, zajmujących się kwestiami takimi, jak budowa jadalnych statków kosmicznych. Pracujący nad tym zagadnieniem Arystarch Feliks Tichy jako jedyny z rodu odniósł sukces, "chociaż naturalnie nie każdy lubi garnitur z jajecznicy, bądź też poduszki z cwibaków i babek puchowych (a to dla okruszków w łóżku)". Opowiadana tam historia rodziny rozpada się na serię anegdot, a nawet nazwisko "Tichy" okazuje się skutkiem błędu. Ma ono bowiem pochodzić od "cichego" protoplasty, który uporczywie zachowywał milczenie podczas rozprawy sądowej – tyle że kluczowe słowo zostało źle zapisane, ponieważ notariusz seplenił (w języku bądź co bądź pisanym!).
Sam Ijon to badacz i międzyplanetarny podróżnik, od czasu do czasu podejmujący się niebezpiecznych tajnych misji bądź działań o charakterze dyplomatycznym. Jego charakterystyka nie jest zbyt rozbudowana (choć stopniowo zmienia się to w dalszych częściach cyklu), lecz nic w tym dziwnego - w końcu Tichy funkcjonuje przede wszystkim jako swoiste medium, widz i uczestnik kosmicznych wynaturzeń i osobliwości.
O tej roli także należałoby powiedzieć parę słów. Swoje posłowie do "Dzienników gwiazdowych" Jerzy Jarzębski zatytułował: "Spór między Münchhausenem a Guliwerem". Postaci te miałyby personifikować różne podejścia do świata poznawanego podczas podróży:
w pierwszym przypadku obieżyświat zawsze jest z siebie zadowolony, a do nowych lądów tę samą wciąż (własną) przykłada miarę, w przypadku drugim przygody służą mu po to, by się o sobie dowiedzieć czegoś nowego, by – na odwrót – cudzą miarę przyłożyć do własnej osoby i kulturowej schedy, z którą przyszedł do Obcych. Wzorcem pierwszego z tych bohaterów mógłby być baron Münchhausen, wzorcem drugiego – Guliwer.
Sam autor twierdził, że pisząc "Dzienniki..." w ogóle nie myślał o podobnych analogiach. Niezależnie od nich można powiedzieć, że Tichy był mu potrzebny przede wszystkim jako figura sceptycznego obserwatora.
Wszystko to razem nie oznacza jednak, by postać gwiezdnego podróżnika pozbawiona była ludzkich cech. W książce "Co to są sepulki? Wszystko o Lemie" Wojciech Orliński opisuje narratora "Dzienników..." w sposób nieco niejednoznaczny:
Tichy jest patologicznym egoistą, który dla swojego własnego interesu potrafi poświęcić swój własny interes, jest też cholerykiem, niebywałym zarozumialcem, ma chorobliwie wybujałe ambicje, skłonność do nadużywania stanowiska, pieniactwa, awanturnictwa itd. – a jednocześnie nie sposób go nie polubić.
Dodatkowo można mu jeszcze przypisać skłonność do ryzyka, brawurę, ciekawość, niebywały zmysł obserwacyjny, a zwłaszcza zdolność do wplątywania się w tarapaty i do popisowego wyplątywania się z nich.
Kosmos przedstawiany w opowiadaniach Tichego jest gwarny i niebywale gęsto zaludniony. Sam narrator nie ukrywa antropocentrycznego charakteru świata przedstawionego: "Połowa zamieszkanych planet – to Ziemie, trochę większe, trochę mniejsze, o klimacie zimniejszym lub bardziej tropikalnym, ale cóż to za różnice?" Obcość, przeciwnie niż w pisanych serio powieściach, takich jak "Solaris" czy "Niezwyciężony", zostaje tu zawieszona (co poznać choćby po tym, że bohater nigdzie nie przeżywa problemów w komunikowaniu się z przedstawicielami obcych cywilizacji). Świat obserwowany przez Tichego jest zarazem obcy i oczywisty.
Za część tej oczywistości odpowiadają anachronizmy. Rakietę oddaje się do naprawy tak, jak samochód, szkoły na innych planetach funkcjonują podobnie do ziemskich, a nawet istoty fizycznie od ludzi odmienne (których środowiskiem życiowym jest gorąca lawa) cechuje podobna do naszej bezwładność myślowa. Nie są one bowiem w stanie wyobrazić sobie innego (białkowego, to jest ziemskiego) życia. Przy tej okazji Lem po raz kolejny piętnuje bezwładność nauki, niezdolnej do wyjścia poza ustalony paradygmat.
Sztuczność i anachroniczny charakter prezentowanej w książce rzeczywistości paradoksalnie mogą stać się jej niebagatelnymi literackimi zaletami. Jak pisał Lem w opowiadaniu "Sto trzydzieści siedem sekund" (nienależącym do "Dzienników gwiazdowych"),
Żyjemy w czasach fatalnych dla gawędziarzy, bo to, co opowiadają przystępnie, jest anachroniczną starocią, a to, co mówią rewelacyjnie, wymaga całych stron encyklopedii i podręcznika uniwersyteckiego.
Umowność konwencji pozwala jednak pisarzowi ominąć zbędne wyjaśnienia (skoro wykreowany przez niego świat pozwala na istnienie np. podróży w czasie) i przejść od razu do kwestii zasadniczych.
Mając w pamięci to spostrzeżenie, od razu można też zauważyć, iż w "Dziennikach..." w formie komicznej powraca wiele spośród dyżurnych tematów Lema. Za przykład można tu wziąć krytykę ludzkości jako gatunku. W "Podróży ósmej" w długim i miażdżącym wywodzie naukowca z odległej planety zostaje on sklasyfikowany jako "Monstroteratum Furiosum (Ohydek Szalej), który zwie siebie Homo Sapiens", przynależny zresztą do rodziny Trupobawów, i jako taki niegodny wstąpić do Organizacji Planet Zjednoczonych. Zbliżony wątek pojawia się w dłuższej "Podróży dwudziestej" – gdzie Ijon Tichy zostaje zmuszony przez swego sobowtóra do objęcia kierownictwa nad projektem ulepszenia ziemskiej historii. Uzasadnienie znów należy do dziedziny międzygwiezdnej dyplomacji:
Dzieje powszechne wyreguluje się, oczyści, naprawi, wyrówna i udoskonali, zgodnie z zasadami humanitaryzmu, racjonalizmu i ogólnej estetyczności; rozumiesz chyba, że mając taką masarnię i jatkę w rodowodzie, wstyd pchać się pomiędzy wysokie kosmiczne cywilizacje!
Ten szczytny zamiar prowadzi oczywiście do katastrofy – na skutek niedociągnięć, tarć personalnych, złej woli uczestników projektu i zbiegów okoliczności historia przyjmuje obrót krwawy i chaotyczny – jednym słowem dokładnie taki, jaki znamy. Wypadki przy pracy opisywane są przy tym w sposób nader efektowny, do czego przyczyniają się m.in. groteskowe skrótowce. Przykładowo, destrukcja dodatkowej planety w Układzie Słonecznym wygląda tak:
TUMAN (Telechroniczny Układ Mimośrodowej Automatyki Nawodzenia) zawiódł, ZADEK (Zabezpieczenie Dekolizyjne) pękł, Atena zaś, krążąca dotąd na orbicie między Ziemią i Marsem, rozprysła się na dziewięćdziesiąt tysięcy kawałków i został po niej tak zwany Pas Asteroidów.
Ponieważ inne cywilizacje, jakie spotyka na swej drodze Tichy, stanowią w istocie parodie społeczeństwa ludzkiego, groteskowo wyolbrzymiające jego problemy, to również w ich opisach pojawiają się zdania wobec ludzkości nader krytyczne. Za przykład może posłużyć następujące streszczenie rozwoju stosunków społecznych w "Podróży dwunastej":
Mikrocefale osiadli uprawiali rolę, miastowi zaś napadali na nich, gwałcili ich żony, a ich samych mordowali i rabowali. Rychło wyłonił się z tego handel.
Główny bohater ogląda to wszystko w przyspieszonym tempie, manipulując rozwojem cywilizacji za pomocą urządzenia zmieniającego szybkość przepływu czasu. Nawet w tych warunkach nie jest on jednak w stanie dostrzec w historii rzeczywistego postępu:
Przeżywszy republikę, dwa dyrektoriaty, restaurację monarchii oświeconej, rządy autorytatywne generała Rozgroza, i jego ścięcie, jako zdrajcy stanu, zniecierpliwiony powolnością rozwoju cywilizacji raz jeszcze wziąłem się do majstrowania przy aparacie, z takim skutkiem, że śrubka w nim pękła.
Groteskowy charakter świata przedstawionego w "Dziennikach..." umożliwia nieskrępowaną zabawę motywami fantastycznymi. Już otwierającą zbiór "Podróż siódmą" cechuje pewna nadmiarowość – po wprowadzeniu motywu wirów grawitacyjnych zmieniających przepływ czasu autor nie poprzestaje na duplikacji głównego bohatera, lecz wprowadza od razu kilkaset jego wcieleń. Opowiadanie to jest również ważne dla charakterystyki bohatera, poniekąd potwierdzając opinię Orlińskiego - do wielu spośród swoich inkarnacji narrator czuje bowiem dobrze umotywowaną niechęć.
Małgorzata Szpakowska pisała o bohaterze "Dzienników...":
Ijon Tichy objawił się po raz pierwszy prawie pięćdziesiąt lat temu. Bardzo się wszystkim wtedy spodobał, bo był śmieszny. Szukał po encyklopediach hasła "sepulki", a te odsyłały go do "sepulkariów", stamtąd do "sepulenia" i z powrotem do "sepulek". Podsłuchiwał maszyny parowe, które spierały się, czy chmury stanowią jakąś formę ich życia pozagrobowego.
Jednocześnie zwracała uwagę na fakt, że kolejne części cyklu stawały się coraz bardziej mroczne i niepokojące. Doskonały przykład stanowi tu "Podróż dwudziesta pierwsza", opisująca wysoko rozwiniętą cywilizację Dychotończyków. Dziś zapewne określilibyśmy ich mianem społeczeństwa biotechnologicznego – cywilizacja ta osiągnęła bowiem zdolność do dowolnego przekształcania ciał swoich przedstawicieli. Jak to zwykle bywa u Lema, postęp nie przyniósł szczęścia, a jedynie jeszcze większy chaos. Relatywizm cielesny jest tu jakby przerysowanym odpowiednikiem relatywizmu kulturowego.
Lem stawia w tym tekście niebłahe pytanie o przyszłość religii w podobnym świecie. Stawia tam hipotezę wiary pozbawionej dogmatów, upadających jeden po drugim na skutek postępu ciałosprawczej inżynierii, umożliwiającej na przykład czysto biologiczne zmartwychwstanie. Interesujący jest też pomysł, że wyznają ją nie istoty żywe, lecz roboty. Pisarz powołuje do życia ich zakon, ukrywający się, niczym w katakumbach, w dawnych kanałach, określony mianem ojców destrukcjanów. Jeden z robocich mędrców wyjaśnia, że "nazwa ta, historycznego pochodzenia, oznacza aprobatę bytu w całości, jako w całości pochodzącego od Boga, zarówno w tym, co jest w nim twórczością, jak w tym, co się nam zdaje jej przeciwieństwem".
Przesadna fantastyczność niektórych wynalazków, groteskowe zniekształcenia sytuacji społecznych, wreszcie podobieństwa między kosmitami a ludźmi sprawiają, że "Dzienników gwiazdowych" nie sposób traktować jako fantastyki pisanej serio, to jest – w rozumieniu samego Lema – ukazującej możliwy obraz przyszłości. Sytuują się one raczej pomiędzy groteską a – co przyznawało wielu krytyków z Janem Błońskim na czele – oświeceniową powiastką filozoficzną. Świat w nich przedstawiony, mimo swojej pozornej obcości, stanowi odniesienie do spraw ludzkich, do naszych problemów technologicznych czy społecznych.
Wśród utworów w typie powiastki filozoficznej pokaźną grupę stanowią teksty będące w twórczości Lema swoistą "specjalnością zakładu" – przedstawione w sposób komiczny antyutopie. Wynaturzone innoplanetarne społeczeństwa bywają alegoriami totalitaryzmu – jak choćby planeta Pinta, gdzie ludzi usiłowano przymuszać do oddychania pod wodą, co ponoć było skutkiem nadmiernego rozrostu biurokratycznych struktur odpowiedzialnych za nawadnianie suchego niegdyś globu. Innym razem są symbolami chaosu i bezcelowości historii. Czasami wreszcie teksty tego rodzaju stają się całkowicie poważnymi eksperymentami myślowymi – jak omówiona już "Podróż dwudziesta".
Zdaniem Urszuli Lip, przedstawiona tu wielokształtność "Dzienników gwiazdowych" wiąże się ściśle z kategorią groteski, której istota "wiąże się z poczuciem wyobcowania, gdyż temu, co swojskie, nadaje rysy obce; sprawia, że zawodzą podstawowe kategorie naszej orientacji w świecie. Do najbardziej pierwotnych i podstawowych jej cech należy mieszanie i łączenie obcych sobie elementów".
Te połączenia i mieszanki często mają charakter jawnie komiczny. Standardowym chwytem jest scalanie ze sobą tego, co ludzkie i tego, co mechaniczne – na tej zasadzie w "Dziennikach..." pojawiają się twory takie, jak "śmiały akt robótki" stojący w hallu szpitala psychiatrycznego dla maszyn ("Zakład profesora Vliperdiusa"). Istotnym źródłem żartów są również porównania między podróżami kosmicznymi a żeglugą – w końcu i tytuł zdaje się nawiązywać do dziennika okrętowego, i pojawiają się motywy charakterystyczne dla przygodowych opowieści z mórz południowych (piraci, misjonarze, rozbitkowie), i w tekście można odnaleźć stylizowane zdania takie, jak poniższe: "Niedługo już włożę te karty zapisane do pustej baryłki po tlenie i rzucę ją w odmęt, za burtę, aby pomknęła w czarną dal, choć wcale nie liczę na to, że ją ktoś znajdzie."
Oprócz humorystycznego aspektu opowiadań wypadałoby podkreślić także ich sens filozoficzny. Lem niekiedy za pomocą nowoczesnych rekwizytów odtwarza stare eksperymenty myślowe. Opowieść o skrzyniach doktora Corcorana, zawierających świadome istoty, których cały "świat" jest złudzeniem wytwarzanym przez szalonego naukowca, stanowi echo eksperymentów myślowych Kartezjusza i jego hipotezy o złym demonie, konsekwentnie oszukującym ludzkie zmysły.
Przygody Ijona Tichego kontynuowało dłuższe opowiadanie "Kongres futurologiczny", a także powieści "Wizja lokalna" (1982) oraz "Pokój na ziemi" (1987). Pierwsza z nich bezpośrednio nawiązuje do fabuły "Podróży czternastej" – ziemscy futurologowie przewidują bowiem nadejście noty dyplomatycznej zapraszającej bohatera na planetę Encję (nie, jak to było zapisane w "Dziennikach...", Enteropię) po to, by miał okazję sprostować nieścisłości dawniejszego opisu. Druga – podobnie jak opisany osobno "Kongres futurologiczny" [zobacz...] – łączy się z całym cyklem jedynie poprzez postać głównego bohatera. Tym razem Tichy ma zbadać sytuację na Księżycu, mocą postanowień ONZ zmienionym w poligon, na który przeniesiono cały ziemski wyścig zbrojeń. Tichy wraca z misji z uszkodzonym mózgiem (konkretnie: wskutek przecięcia spoiwa wielkiego obie jego półkule mózgowe usamodzielniają się), a co więcej, przynosi na Ziemię mechaniczną zarazę, niszczącą wszelkie oprogramowanie. Nawiasem mówiąc, podobne zniszczenie informacji na elektronicznych nośnikach następuje w publikowanym zwykle razem z "Dziennikami..." opowiadaniu "Profesor A. Dońda".
W roku 2007 telewizja niemiecka wyprodukowała mini serial "Ijon Tichy – Raumpilot" ("Ijon Tichy – gwiezdny podróżnik"). Istnieje jego wersja z polskim dubbingiem, w której głosów użyczają Maciej Stuhr i Edyta Jungowska. Wersję tę rozpowszechniano na płycie DVD dołączanej do 16. tomu dzieł Lema w kolekcji "Gazety Wyborczej". Serial charakteryzuje się tyleż swobodnym, co twórczym podejściem do scenografii – zewnętrze komfortowej, trzypokojowej rakiety, jaką podróżuje Ijon, przedstawione zostało jako... czajnik. Dodatkowy smaczek polega na tym, że film wykorzystuje w sposób umowny rekwizyty pochodzące z lat 70.
Autor: Paweł Kozioł, maj 2011
Bibliografia
- Jan Błoński, "Szanse science-fiction", "Życie Literackie" 31/1961.
- Wojciech Orliński, "Co to są sepulki? Wszystko o Lemie", Znak, Kraków 2007.
- Urszula Lip, "Kategoria przestrzeni w »Dziennikach gwiazdowych« Stanisława Lema", referat na konferencji poświęconej literaturze fantastycznej w Warszawie w maju 2000 roku.
- Małgorzata Szpakowska, "Trzeba było dalej żyć", "Apokryf" (dodatek do "Tygodnika Powszechnego"), 17.09.2001.