Tymczasem nasza cywilizacja wciąż wyzwala energię i nagrzewa Ziemię, w związku z czym jej równowaga cieplna ulega zakłóceniu:
Dlatego już teraz rozważa się wprowadzanie na pozaziemskie orbity stacji energetycznych, które chwytałyby promieniowanie słoneczne i przekazywałyby je krótkofalowymi pękami do stacji odbiorczych na powierzchni Globu.
Nadmiar ciepła wypromieniowuje zaś w próżnię kosmiczną.
Mija pół wieku od powstania tej koncepcji i myślę (naiwnie?), że nadszedł ostatni moment na to, żeby – w obliczu kataklizmów pogodowych coraz częściej dotykających naszą planetę – zacząć realnie wprowadzać ją w czyn. Jak dotąd człowiek swoimi technologiami wytępił dostatecznie dużo gatunków flory i fauny, aby teraz nie zaczęło to zagrażać także i jego życiowemu środowisku. Istota poczuwająca się do miana homo sapiens ma wybór: "musi albo »zmieścić się« wraz ze swymi technologiami w energetycznym bilansie systemu – albo doprowadzić ten system do przegrzania, które i jego samego także zgubi".
Po trzech z ułamkiem miliardach lat rozwoju owo życie osiąga stadium technogennego rozumu, zlokalizowanego w jednym gatunku, który likwidując setkami i tysiącami wszystkie dotąd współistniejące gatunki zwierząt i roślin, zatruwając swe środowisko życiowe, wytrącając z miliardoletniej równowagi klimat własnej planety, pochłaniając w tempie wykładniczym nieodtwarzalne substancje razem z tlenem, bez którego istnieć nie może, zdaje się gotować sobie całkowitą zagładę. Ta perspektywa wprost narzuca patrzącemu sugestię zamiany, jako Sprawcy Bytu, diabłu zamiast Bogu. Wszechświat wydaje się, gdy oglądany w taki sposób, ponurym żartem kosmicznym, którego autorem jest jakowyś bies.
Powyższe Stanisław Lem zapisał w "Zasadzie antropicznej" (1989). Od tego czasu jego smutna prognoza nadal robi ponure postępy. Co dalej? – znajdziemy w części poświęconej futurologii.
W "Bezpiecznej technice bez niebezpieczeństwa?" (1965; z rosyjskiego przełożyli Wiktor Jaźniewicz i Maciej Płaza) pisarz wspomniał między innymi:
Jeżeli natura produkuje tak doskonałe "mechanizmy" jak atom i tak twórczo myślące "ustroje" jak ludzi, a my sami nigdy nie potrafimy stworzyć ani jednego, ani drugiego [w inny sposób niż prokreacja czy klonowanie – przyp. JRK], będzie to tylko oznaczać, że natura nad nami góruje, że istnieje granica naszych możliwości i istnieją prawa uniemożliwiające człowiekowi nieograniczony rozwój, nieograniczone poznanie wszystkiego, co istnieje, włącznie z nim samym. W ten sposób tak zwana przewaga człowieka nad techniką, która nigdy nie będzie umiała go prześcignąć, okazuje się jednocześnie słabością człowieka wobec natury, której on z kolei nigdy nie dorówna.
Jak z tego widać, pisarz futurologicznych powieści jawi się tutaj jako trzeźwy racjonalista, a zarazem – czujny ekolog.
W zamieszczonym w "Kulturze" wywiadzie z pisarzem – "Granice przewidywania" (1975) można odnaleźć sugerowaną już wyżej koncepcję:
j e ż e l i globalna produkcja energii nadal będzie rosła wykładniczo, to k o n i e c z n y stanie się wreszcie Exodus technologii ziemskiej w przestrzeń kosmiczną (bo tylko używając Kosmosu jako chłodnicy, można zapobiec zgubnemu przegrzaniu biosfery.
O sobie – to kolejny, ostatni dział książki, niezbędna lektura dla każdego miłośnika prozy Lema, skąd już w telegraficznym skrócie tylko jedna, jakże istotna kwestia. Pisarz wspominał między innymi, że jest uważany za apologetę technologii, co jest po części prawdą, choć "więcej w tym niepokoju niż zachwytu wobec spontaniczności i bezwzględności sił, z jakimi świat nasz nie może sobie dać rady" – "O sobie" (1964).
Stanisław Lem nadal przemawia do nas nieustająco aktualnymi treściami swoich powieści czy esejów. Na osobne podziękowania zasługuje autor wyboru Wojciech Zemek, dzięki którego mrówczej pracy – trafny zestaw, mistrzowski układ tekstów – tom "Diabeł i arcydzieło" Lema wszedł do szerszego obiegu czytelniczego.