Zgodnie z deklaracjami samego autora fabuła oparta jest na rzeczywistych wydarzeniach – ale jak się okazuje, skonstruowana przez Pisarskiego historia psa Lampo posłużyła też autorowi do rozliczenia z własną biografią.
Roman Pisarski nie wiedział, że opowiadanie "O psie, który jeździł koleją" będzie jego najpopularniejszą książką. Tego, że również ostatnią, nie mógł nawet przypuszczać. Autor zmarł niespodziewanie 10 lipca 1969 roku, ale zdążył jeszcze zobaczyć, jak jego opowiadanie zyskuje niezwykłą popularność. Utwór był równocześnie drukowany w "Płomyczku" i radzieckim czasopiśmie dla dzieci "Oзонek", właściwie natychmiast został też przetłumaczony na japoński i włoski. Co ciekawe, zagraniczni wydawcy sięgali właśnie po utwór Pisarskiego, a nie po pamiętnik Elvio Barlettaniego, rzeczywistego właściciela psa, który jako pierwszy opisał fascynującą historię kundelka ze stacji Campiglia Marittima. Włoski kolejarz wydał swoją książkę w 1962 roku, Pisarski zaś zaczął pisać w połowie 1963. Jak sam zaznaczał w rozmowach, nie wiedział o istnieniu włoskiej książki ani o tym, że historia Lampo stała się wielką sensacją we Włoszech i nie tylko. W jaki sposób Pisarski natrafił zatem na historię psa, który jeździł koleją?
15 września 1963 roku w tygodniku "Kulisy", sobotnim dodatku do "Expressu Wieczornego", ukazał się artykuł "Lampo – pies podróżnik". Tekst podpisano pseudonimem K.G., za którym prawdopodobnie krył się Lesław M. Bartelski, ówczesny współpracownik warszawskiej gazety. Artykuł – niepodający źródeł, z których dziennikarz zaczerpnął tę historię – w całości skupia się na opisie przygód psa od momentu pojawienia się Lampo na stacji aż do jego śmierci. Zgodnie z deklaracją Romana Pisarskiego jedynie ta notka prasowa posłużyła do stworzenia "O psie, który jeździł koleją". Zrozumiałe, że Pisarski musiał jednak rozszerzyć swoją opowieść o wątki, które w artykule zostały jedynie zarysowane, i uzupełnić je tak, jak dyktowała mu wyobraźnia i logika zdarzeń. I chociaż w żaden sposób nie da się ponad wszelką wątpliwość udowodnić, że pisarz nie czytał innych materiałów o cudownym kundelku z włoskiego miasteczka, paradoksalnie dowodem na to może być fakt, że "O psie, który jeździł koleją" odbiega od rzeczywistych wydarzeń: przy zachowaniu osi fabularnej Pisarski rozszerza lub dramatyzuje poszczególne epizody historii, dodając na przykład propozycję zakupu psa, którą zawiadowcy stacji składa właściciel pobliskiej winnicy (rozdział VII). Wynika to nie tylko z konieczności wydłużenia utworu, lecz także uatrakcyjnienia historii, która miała być przecież opowiadaniem dla dzieci. Rekonstrukcja odtwarzająca dzieje psa tylko z perspektywy jego przygód byłaby zbyt monotonna i nużąca.
Tu Pisarski wpadł w pułapkę deklaracji. Mówiąc, że historia jest prawdziwa, odmawiał podawania, skąd czerpał inspirację. W jedynej recenzji książki Helena Skrobiszewska wytknęła: "Szkoda także, że nie podał, z jakich źródeł korzystał przy opisywaniu tej, jak parokrotnie powiada, »prawdziwej historii«. Nawet jeśli jest to najzupełniej samodzielne literackie opracowanie zdarzenia odnotowanego przez dziennikarzy – wskazanie źródeł nie przyniosłoby autorowi ujmy, a dałoby satysfakcję czytelnikowi". Prawdopodobnie Pisarski chciał uciąć ewentualną dyskusję na temat beletryzacji opowieści, gdyż roztrząsanie tego, co fikcyjne, a co rzeczywiste, przyćmiłoby wartość artystyczną i dydaktyczną powieści – a ta okazuje się wciąż wysoka, czego dowodzi fakt, że utwór od pięćdziesięciu lat jest lekturą obowiązkową dla uczniów trzeciej klasy szkoły podstawowej.
Wreszcie należy przejść do tematu najbardziej emocjonującego – okoliczności śmierci psa. Lampo nie zginął bohaterską śmiercią, tak jak zostało to napisane w opowiadaniu, lecz został przypadkowo potrącony przez pociąg. Dla porównania warto przywołać wszystkie wersje zdarzeń: "2 lipca 1961 roku biedny pies, który już najwidoczniej stracił refleks i orientację, wpadł pod pociąg elektryczny (artykuł prasowy "Lampo – pies podróżnik"); "Lampo został potrącony wieczorem 22 lipca 1961 roku przez lokomotywę manewrową, która przestawiała skład na inny tor" (Elvio Barlettani, "Lampo, wędrowny pies"); "Na szynach trzeciego toru, w odległości kilkudziesięciu metrów od pędzącej lokomotywy, bawiła się najspokojniej mała Adele. Obaj mężczyźni rzucili się w jej kierunku, skacząc przez tory. Byli jeszcze spory kawałek od dziecka, gdy wyprzedził ich Lampo. Odbił się jak gumowa piłka i dał potężnego susa tuż przed samą lokomotywą. Zdążył pchnąć dziewczynkę. [...] Zawiadowca wziął córeczkę na ręce i wrócił na stację. Wiedział, że za chwilę będzie musiał pójść po Lampo, który został tam, pod kołami. Usiadł i ukrył głowę w dłoniach" (Roman Pisarski, "O psie, który jeździł koleją").
Dlaczego Pisarski zmienił zakończenie? Pierwszym i oczywistym argumentem jest udramatyzowanie historii, która miała na celu pokazać niezwykłe dzieje psa nie tylko jako ciekawostkę, ale na jej podstawie zilustrować także portret niezwykłej więzi między człowiekiem i zwierzęciem. Ludzie spotykający kundelka starają się mu pomóc w podróżach, opiekują się nim, przez co dramatyczne losy psa przybłędy równoważy otoczenie pełne empatii, a utwór zyskuje tym samym nienaciąganą wymowę dydaktyczno-wychowawczą. Idąc dalej, "O psie, który jeździł koleją" jest opowieścią o wierności i przyjaźni, za którą obie strony gotowe są oddać wszystko. Zawiadowca ryzykował utratę posady, trzymając psa na swojej stacji; Lampo oddał własne życie, żeby uratować córkę kolejarza. Książka była o tyle nowatorska, o ile zwracała uwagę na figurę zwierzęcia, które – choć nie poddane antropomorfizacji typowej na przykład dla bajek Krasickiego – może odgrywać rolę pełnoprawnego bohatera.
Druga hipoteza powstania powieści jest mniej oczywista, ale nie mniej ciekawa. Jej źródeł można upatrywać w biografii samego pisarza, a tropem może okazać się zawód jego ojca. Alfred Pisarski był bowiem urzędnikiem Kolei Państwowych. Początkowo pracował jako okręgowy naczelnik Wydziału IV we Lwowie, ale dynamiczny rozwój pociągów w II RP wymusił na nim i jego rodzinie ciągłe przeprowadzki po całym kraju. Mały Romek co rok-półtora zmieniał adres zamieszkania, a co za tym idzie – szkołę. Nie mógł więc nawiązać trwałych relacji z przyjaciółmi, bo każda przeprowadzka oznaczała powrót do statusu "nowego", a ledwo nawiązane znajomości musiały znów ustąpić kolejnym. Nie do końca można ustalić, na ile chłopiec mógł dzięki pracy ojca poznać tajniki pracy na kolei, ale osamotnienie wśród rówieśników mogło przekładać się na zwiększenie roli ojca, a także pogłębienie zainteresowania jego pracą.
W opowiadaniu drugą ważną postacią po zawiadowcy jest naczelnik reprezentujący dyrekcję kolejową. "Zawiadowca wiedział, że nie jest to właściwie zły człowiek. Miał jednak opinię służbisty i lubił za takiego uchodzić". Alfred Pisarski za wzorową pracę został uhonorowany Medalem Odzyskania Niepodległości, a pod koniec swojej kariery awansował na naczelnika Służby Handlowo-Taryfowej w Okręgowej Kolei Państwowej w Toruniu. Wcześniej pracował jako naczelnik kilku wydziałów (m.in. w Poznaniu i Stanisławowie), mając pod opieką między innymi lokalną sieć stacji kolejowych. Musiał więc wykonywać podobne obowiązki co zwierzchnik zawiadowcy i podobnie jak on był strażnikiem prawa, choć niepozbawionym wyrozumiałości, co poświadczają wspomnienia Pisarskiego o ojcu.
Dodatkowych tropów zapewnić może także rodzina pisarza. Alfred i Bronisława Pisarscy mieli troje dzieci: najstarszego Janusza, w przyszłości lekarza, Romana oraz najmłodszą Helenę, najlepiej uczącą się ze wszystkich dzieci, późniejszą magister chemii. Zawiadowca ze stacji Campiglia Marittima również miał trójkę dzieci – dwie córki i syna. Choć w artykule zamieszczonym w "Kulisach" nie podano tej informacji, nie wymieniono nawet jego imienia i nazwiska, pisarz obdarował jednak kolejarza właśnie trojgiem dzieci.
W 1942 roku we Lwowie Alfred Pisarski zginął śmiercią tragiczną w wypadku komunikacyjnym. Niemiecka wojskowa ciężarówka zderzyła się z tramwajem, którym jechał ojciec pisarza. Doznał wówczas ciężkiego urazu głowy. Rodzina nic nie wiedziała i dopiero po pewnym czasie zaczęła gorączkowo go poszukiwać. Niestety Alfred Pisarski po kilku dniach zmarł. To wydarzenie boleśnie odcisnęło się na świadomości pisarza, który okoliczności śmierci ojca będzie podkreślał w życiorysie sporządzonym już jako dorosły człowiek wiele lat później. Można pokusić się o stwierdzenie, że pisarz śmierć ojca przepracował w paraboli literackiej, symbolicznie zestawiając ją ze śmiercią psa – zwierzęcia traktowanego przez pozostałych bohaterów jak inny człowiek.
Przywoływane wyżej fakty z życia pisarza mogły wpłynąć na to, że "O psie, który jeździł koleją" w ogóle powstało. Wziąwszy pod uwagę nie jedno, lecz kilka nawiązań łączących fabułę opowiadania z biografią autora, nasuwa się hipoteza, że utwór był wyrazem pamięci i czci, jaką pisarz chciał oddać ojcu. Niepodawanie konkretnych źródeł, z których czerpał Pisarski, także można tłumaczyć dwojako. Korzystanie z prasowego artykułu bez oparcia w innych tekstach mogło rodzić ryzyko przekłamań, szczególnie że autor notki także nie podawał, skąd dowiedział się o historii Lampo, lecz mogło także oznaczać, że Pisarski czerpał bardziej z własnej pamięci. Zaznaczając w wywiadzie, że fabuła jest oparta na prawdziwej historii, mógł bowiem odnosić się do swoich wspomnień. Czy tak na pewno było? Nie wiadomo. Możemy się tego tylko domyślać.